Powstanie Lwowskie
Zacznijmy może od przypomnienia pewnego, nie nagłaśnianego zbytnio medialnie, wydarzenia historycznego (może w setną rocznicę to się zmieni?). Niemal równo 100 lat temu, 15 marca 1923 roku, decyzją Rady Ambasadorów ostatecznie ustalone zostały i uznane przez zwycięskich w I Wojnie Światowej aliantów granice Polski. Tego dnia uznano między innymi polską suwerenną zwierzchność nad Galicją z granicą na Zbruczu (czyli częścią byłego zaboru austriackiego). W potocznej świadomości granica wschodnia ( na wschód od Wilna i Lwowa) wyznaczona została w walkach z bolszewicką Rosją. Otóż nie do końca...a właściwie to "nie od początku". W latach 1918-1919 wojnę o Galicję i Wołyń toczyliśmy też z Zachodnoukraińską Republiką Ludowa (ZURL kierowaną rządzoną przez J. Petruszewicza) i Ukraińską Republiką Ludową (URL kierowaną przez S. Petlurę). Zresztą później w 1920 roku wojnę toczyliśmy nie tylko z bolszewicką Rosją, ale także z "radziecką Ukrainą", o czym niewielu chyba pamięta.
A wszystko zaczęło się od bohaterskiego i krwawego zrywu społeczności Lwowa (w dużej mierze miejscowych gimnazjalistów i studentów), która powstała do zbrojnego czynu po wkroczeniu do Lwowa 1 listopada 1918 roku ukraińskich jednostek należących wcześniej do armii austriackiej i proklamowania tam powstania ZURL. Lwów w zamierzeniu J. Petruszewicza miał stać się stolicą Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej - nowego państwa utworzonego na ziemiach byłego zaboru austriackiego, którego zachodnie granice miały się opierać na Sanie (postulat, który wpisany był także w politykę zagraniczną OUN i UPA).
Państwa polskiego ani ustalonych władz polskich wówczas jeszcze nie było, ale wiadomości o polskim zbrojnym oporze stawianym wkraczającym do Lwowa wojskom ukraińskim i gorącej woli powrotu do odradzającej się Rzeczypospolitej polskich Lwowiaków szybko dotarły nad Wisłę, a tu nie pozostały bez echa. Wobec braku skrystalizowanych jeszcze - na początku listopada 1918 roku - ośrodków władzy to opinia publiczna i media, zwłaszcza media narodowe, wymusiły na politykach i wojskowych zorganizowanie odsieczy dla walczących bohatersko obrońców Lwowa. Zaczęło się 10 listopada, kiedy to na rozkaz gen. B. Roi, komendanta wojsk w Krakowie, w stronę Przemyśla wyruszył oddział mjr J. Stachiewicza, składający się głownie z byłych żołnierzy Legionów Polskich, ze wsparciem pociągu pancernego. Przemyśl zajęto 11 listopada po krótkiej, ale gwałtownej walce,biorąc do niewoli około 1200 ukraińskich żołnierzy. Zdobycie Przemyśla rozpoczęło nie tylko polsko- ukraińską wojnę o Lwów, ale o cała Galicję.
W ataku na Lwów, majora Stachiewicza, chorego na grypę hiszpankę, zastąpił płk. M. Karaszewicz - Tokarzewski.19 listopada z Przemyśla wyruszyła grupa ekspedycyjna składająca się z ponad 1350 żołnierzy (w tym oddziałów kawalerii oraz artylerii) załadowanych w sześć pociągów. Kolumnę prowadził pociąg pancerny. Następnego dnia w godzinach popołudniowych, po niewielkich potyczkach staczanych po drodze z oddziałami ukraińskimi, "konwój" dotarł do Lwowa. Oddziały przybyłe do Lwowa niemal natychmiast włączyły się do bezpośredniej walki z Ukraińcami. Po ciężkich bojach toczonych we Lwowie 21 listopada płk. H. Stefaniw dowodzący wojskami ukraińskimi w mieście, w obawie przed ich otoczeniem przez przybywające jednostki polskie, zdecydował o wycofaniu na jego obrzeża. 22 listopada Lwów został wyzwolony i połączony z Polską wąskim korytarzem kolejowym zaczynającym się w Przemyślu. Tak zaczęła się I Wojna Polsko - Ukraińska trwająca przez następne siedem miesięcy aż do lipca 1919 roku, zakończona polskim zwycięstwem i dotarciem polskich wojsk do rzeki Zbrucz. II Wojnę Polsko - Ukraińską - jak twierdzi oficjalna historia ukraińska - stoczono w latach 1943-1944 na ziemiach Wołynia i Galicji. W jej wyniku zamordowano blisko 150 tys. mieszkających tam Polaków, w tym: starców, kobiety i dzieci.
Piłsudski i wojna polsko - ukraińska
Od 22 listopada 1918 roku Naczelnikiem Państwa był już J. Piłsudski, a od stycznia 1919 premierem i równocześnie Ministrem Spraw Zagranicznych polskiego rządu był I. J. Paderewski. Pomimo różnych poglądów na polityczny kształt polskiego państwa obozu lewicowego (socjalistów) i prawicowego (narodowych demokratów) nie było między nimi żadnego sporu co do spraw podstawowych, a w tym przypadku czy wesprzeć "Powstanie lwowskie" i przyłączyć do Polski ziemie "Małopolski Wschodniej" (Galicję) czy odwrócić się od pragnień Lwowiaków powrotu do odradzającego się państwa polskiego. Przypomnijmy, że już od wczesnej wiosny 1919 roku jednostki wojska polskiego prowadziły walki z bolszewikami na terenie dzisiejszej Białorusi i Litwy (wyzwalając m.in. Wilno spod władzy bolszewików) i w obliczu wzrastających nastrojów rewolucyjnych w regionie (m.in. rewolucji na Węgrzech) pewnym była perspektywa zderzenia z pochodem bolszewickim na Zachód.
Czy Piłsudski i Paderewski mieli wówczas jakieś wątpliwości co tego jak wyglądają podstawowe interesy Polski? Czy wątpili w sens walki z Zachodnią Ukrainą o włączenie Lwowa i Zagłębia Borysławsko- Drohobyckiego oraz ziem do granic na Zbruczu w obliczu bolszewickiego zagrożenia? Czy komuś z władz, z ówczesnych obozów politycznych, przyszło do głowy rezygnowanie z interesów narodowych na rzecz Ukrainy wobec bolszewickiego zagrożenia? Czy ktoś proponował wówczas wspólną polsko - ukraińską walkę z bolszewikami dopóki nie rozwiązano głównych problemów spornych? To oczywiście pytania retoryczne. Porozumienie o współpracy z Ukraińską Republiką Ludową S. Petlury podpisano późnym latem 1919 roku, gdy ta zgodziła się na uznanie polskich granic wschodnich na Zbruczu. Dla rządzących wówczas Polską wszystkich sił politycznych (poza komunistami) nie było w tej kwestii żadnej wątpliwości.
A może Piłsudski - wyraźmy to wprost - był "sowiecką onucą" nie wspierając bezwarunkowo odradzających się państw ukraińskich i walcząc z nimi? Przypomnijmy, że pewne głosy sugerujące o probolszewickie "sympatie Piłsudskiego" wynikające z jego socjalistycznych poglądów pojawiały się, zwłaszcza po tym jak Piłsudski ociągał się z atakiem na Rosję bolszewicką, gdy ta walczyła w wojnie domowej z armiami Denikina, Wranla, Kołczaka i "obcymi interwentami" (o czym pisał m.in. J. Mackiewicz). Tak, innego wyjaśnienia nie ma. Piłsudski nie odpuścił Ukrainie nie dlatego, że myślał o polskiej racji stanu, ale dlatego że... pewnie miał "ruskie onuce".
Czy Związek Radziecki bronił polskich granic?
Przypomnijmy jeszcze jeden ciekawy wątek z polskiej historii. W latach PRL w panującym wówczas obozie politycznym panowało przekonanie, rozpowszechniane przez ówczesnych "pro-rządowych" historyków, publicystów, artystów, że o wielu wydarzeniach z historii polsko- radzieckiej nie możemy głośno i otwarcie mówić żeby nie zaszkodzić stosunkom naszych "bratnich narodów". Nie mogliśmy zwłaszcza godzić w nasz sojusz z "bratnim narodem radzieckim" głośnym mówieniem o zbrodni w Katyniu. Przecież - jak mówiono - ZSRR broni naszych zachodnich granic, naszych "ziem odzyskanych", jest naszym "strategicznym sojusznikiem" i godzenie w ten sojusz jest wodą na młyn wiadomo jakich sił. Nie możemy w związku z tym psuć naszych "przyjacielskich stosunków" tym co wydarzyło się już tak dawno, bo przecież mówieniem i tym "rozdrapywaniem ran" zmarłym życia nie przywrócimy. Powinniśmy kierować się "racją stanu" a nie nieodpowiedzialnymi, moralnymi odruchami serca i subiektywnym poczuciem sprawiedliwości.
Brzmi znajomo? Dzisiaj także co rusz trafić możemy na opinie, że o pewnych sprawach z naszej historii ze wschodnim sąsiadem zbyt głośno mówić nie możemy (dzisiaj chodzi o nierozliczone ludobójstwo na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej), że jest - ten trochę bliżej dzisiaj leżący sąsiad - naszym strategicznym sojusznikiem, który przecież broni naszych granic i godzenie w ten sojusz jest "wodą na młyn" wiadomo jakich sił...itd. Aż dziwnie, że ci którzy to powtarzają nie widzą że owijają nogi onucami (czyimi?) i wkładają je w stare walonki sowieckiej propagandy. A może widzą ale przekonani są, że "ludzie to kupią"?
I tak jak kiedyś różne: "Policje - tajne, widne i dwu-płciowe -
Przeciwko komuż tak się pojednały?
- Przeciwko kilku myślom... co nienowe!"
Tak i dzisiaj różne Zorganizowane Rezerwy Milicji Internetowej, (zawodowe i amatorskie (w skrócie ZOMI), tropią ślady "myślozbrodni", którą stało się wskazywanie (oczywistych wszem i wobec do niedawna) pro-banderowskich i pro-upowskich sympatii ukraińskiego rządu (obecnego i wcześniejszego), armii i części społeczeństwa.
I tak jak kiedyś sowiecka/bolszewicka logika (a raczej po sowiecku myślący "logicy") wmawiali nam, że jeśli nie lubimy i nie ufamy ZSRR i przyjaźni polsko - radzieckiej to jesteśmy reakcjonistami i faszystami, tak i dzisiaj współcześni "sowieccy logicy" starają się nam wmówić, że jeśli nie kochamy Ukrainy to kochamy Rosję.
Zatem powiedzmy to wyraźnie: Polacy, wielu z nich, mają prawo nie darzyć sympatią i zaufaniem zarówno Rosji jak i dzisiejszej Ukrainy i odbieranie im prawa do tego braku zaufania, dopóki Ukraina nie widzi problemu w gloryfikowaniu swojej upowskiej przeszłości, jest jakąś moralną patologią, patologią, która zalatuje "zapachem" sowieckich onuc.
Powiedzmy też wyraźnie, że tak jak polską racją stanu jest wzmacnianie państwa i obrona przed możliwą zewnętrzną napaścią tak tak też polską racją stanu jest domaganie się sprawiedliwości i rozliczenia zbrodni popełnionych wcześniej na obywatelach Polski niezależnie od tego w jakim języku zbrodniarze ci mówili: niemieckim, rosyjskim czy ukraińskim.
Inne tematy w dziale Polityka