1. W polskiej medycynie dzieją się jakieś złe rzeczy. Z tym zdaniem zgodzi się pewnie większość czytelników, chociaż wielu z nich różne rzeczy będzie miało na myśli. Mówiąc o tym, że polska medycyna jest na "złej drodze" mam na myśli sprawy elementarne. Po prostu duża część przedstawicieli tej profesji realizuje inne cele niż te do których zostali powołani. Dla dużej części przedstawicieli świata medycyny zdrowie i życie społeczeństwa dla którego pracują jest mniej ważne niż ich własna kariera, pozycja lub interes specjalizacji i branży którą reprezentują i od rozwoju której zależy ich własna pozycja. Staje się to rok po roku coraz bardziej widoczne. Epidemia covid-19 ten dramatyczny stan tylko obnażyła i uświadomiła znacznie większej liczbie pacjentów. Nie ma tu oczywiście miejsca by te twierdzenia obszernie uzasadniać ale podam jeden - jednak wymowny - tego przykład.
2. Wszyscy pamiętamy i raczej nikt nie będzie temu zaprzeczał, że na początku jedynymi środkami radzenia sobie (walki) z epidemią była pamiętna zasada DDM (dystans, dezynfekcja, maseczka) z wietrzeniem jako opcją dodatkową (DDMW). To była "nasza broń" w walce z koronawirusem. Ograniczać kontakty, "zostać w domu", nosić maseczki, utrzymywać dystans - nawet na rodzinnych spacerach
https://www.gov.pl/web/koronawirus/ostroznosci-nigdy-za-wiele-rusza-akcja-informacyjna-na-temat-zasad-bezpieczenstwa
Medycy (dyżurujący w mediach), przedstawiciele ministerstwa (mniej lub bardziej konsekwentnie) przekonywali, że zasady te mają poważne, naukowe potwierdzenie.
3. Władze, przedstawiciele MZ wkładali także wiele wysiłku by przygotować "ostanie linie obrony" przed epidemią (które były faktycznie pierwszymi liniami w wyniku zamknięcia POZ) i dozbrajały szpitale w ściągane naprędce respiratory i zamawiane za setki milionów złotych - za namową "medycznych ekspertów" - dostawy remdesiviru. Nie na wiele to się zdało. W drugiej i trzeciej fali epidemii zmarło w Polsce łącznie około 75 tys. osób (to minimalne, oficjalne liczby, nie obejmujące osób, których przeciążony system nie objął opieką).
Ostatnio napływa jednak coraz więcej doniesień o tym, że tak być nie musiało, że sposób na ograniczenie tej tragicznej skali ciężkich zachorowań i zgonów w Polsce był na wyciągnięcie ręki. Był dobrze znany i właściwie często stosowany przez wielu ludzi. TO ZWYKŁA WITAMINA D3. Właściwie "niezwykła", bo specjaliści badający jej właściwości mówią o tej substancji jako o hormonie raczej niż "zwykłej" witaminie. Receptory wit. D3 znajdują się we wszystkich niemal organach naszego ciała i mają ścisły związek z odpowiedzią naszego układu odpornościowego, w tym odpowiedzią na infekcje wirusami grypowo -przeziębieniowymi. To już było wiadomo od dawna. Od czasów "przedepidemicznych".
Teraz jednak w kilku kolejnych opublikowanych badaniach potwierdzono, że poziom wit.D3 jest ujemnie powiązany z występowaniem ciężkich powikłań covidowych i zgonami z tego powodu. Po prostu - im wyższy poziom witaminy D3 tym mniejsze ryzyko ciężkich powikłań po zakażeniu i zgonu. Badacze jednego z opracowań, opublikowanego w październiku ubiegłego roku, twierdzą wręcz, że poziom nasycenia witamina D od 50 ng/ml to poziom teoretycznej "zerowej śmiertelności" z powodu covid (cytat):
Regression suggested a theoretical point of zero mortality at approximately 50 ng/mL D3. Conclusions: The datasets provide strong evidence that low D3 is a predictor rather than just a side effect of the infection.
Tłumaczenie: Regresja sugerowała teoretyczny punkt zerowej śmiertelności przy około 50 ng/ml D3. Wnioski: Zestawy danych dostarczają mocnych dowodów na to, że niski poziom D3 jest raczej predyktorem, a nie tylko efektem ubocznym infekcji.
W podsumowaniu opublikowanego opracowania przeczytać możemy jeszcze, że:
Autorzy zdecydowanie zalecają łączenie szczepień z rutynowym wzmacnianiem układu odpornościowego całej populacji poprzez suplementację witaminą D3, aby konsekwentnie gwarantować poziom we krwi powyżej 50 ng/ml (125 nmol/L). Z medycznego punktu widzenia uratuje to nie tylko wiele istnień, ale także zwiększy skuteczność szczepień. Ze społecznego i politycznego punktu widzenia zmniejszy to potrzebę dalszych ograniczeń kontaktów i blokad. Z ekonomicznego punktu widzenia zaoszczędzi to miliardy dolarów na całym świecie, ponieważ witamina D3 jest niedroga i – wraz ze szczepionkami – stanowi dobrą okazję do opanowania rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2.
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC8541492/
4. Niemal identyczne wnioski z badań nad wpływem poziomu wit. D na hospitalizacje i zgony z powodu covid przedstawili ostatnio naukowcy z Bar Ilan University oraz Galilee Medical Center (Centrum Medyczne w Galilei). Według nich, opracowane dane są najsilniejszym dowodem na skuteczność wit. D w walce z covid. W wywiadzie dla "Times of Israel" mówili (tłumaczenie):
„To co widzimy, gdy witamina D pomaga ludziom z infekcjami COVID, jest wynikiem jej skuteczności we wzmacnianiu układu odpornościowego w radzeniu sobie z patogenami wirusowymi atakującymi układ oddechowy. Jest to równie istotne w przypadku Omicron, jak w przypadku poprzednich wariantów”.
https://www.timesofisrael.com/israeli-study-offers-strongest-proof-yet-of-vitamin-ds-power-to-fight-covid/
Już w czerwcu ubiegłego roku badacze ci informowali w podsumowaniu "wstępnych ustaleń" obejmujących wnioski z dwóch pierwszych fal epidemii w Izraelu, że (tłumaczenie):
Hospitalizowani pacjenci z COVID-19 znacznie częściej umierają lub kończą w ciężkim lub krytycznym stanie, jeśli mają niedobór witaminy D. W badaniu przeprowadzonym w szpitalu w Galilei zmarło 26% pacjentów z koronawirusem z niedoborem witaminy D, podczas gdy wśród innych pacjentów odsetek ten wynosił 3%.
https://www.timesofisrael.com/1-in-4-hospitalized-covid-patients-who-lack-vitamin-d-die-israeli-study/
W swoim opracowaniu, opublikowanym w medycznym periodyku PLOS, podsumowują najważniejsze wyniki swoich badań, zwracając uwagę, że:
"Pacjenci z niedoborem witaminy D (<20 ng/ml) byli 14 razy bardziej narażeni na ciężką lub krytyczną chorobę niż pacjenci z 25(OH)D ≥40 ng/ml (iloraz szans [OR], 14; 95% przedział ufności). CI], 4 do 51; p < 0,001). W</b> związku z tym wśród hospitalizowanych pacjentów z COVID-19 niedobór witaminy D przed infekcją był związany ze zwiększonym nasileniem choroby i śmiertelnością"
https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0263069
5. Wróćmy teraz na nasze rodzime podwórko. Co się działo "w temacie" walki z covid-19 w czerwcu - październiku ubiegłego roku na zebraniach naszej Rady Medycznej przy Premierze RP, powołanej do ograniczania konsekwencji epidemii. O czym myśleli nasi "wybitni naukowcy"? O czym myślał Minister A. Niedzielski? Zastanawiali się jak błyskawicznie wprowadzić w życie wnioski płynące z tych badań? Myśleli o Narodowym Programie Suplementacją Wit. D? O tym, że w ten sposób uratować można tysiące osób zaszczepionych i tych (licznych) niezaszczepionych? No nie. Przedstawiciele RM czuli się wtedy "coraz bardziej bezsilni" bo nikt nie słuchał ich postulatów wprowadzenia obowiązku szczepienia dla kolejnych grup zawodowych: medyków, nauczycieli, służb mundurowych, gastronomii i handlu, administracji państwowej. Brak realizacji tych "szczepionkowych rekomendacji" był właściwie głównym powodem ich rezygnacji.Nie widzieli lub NIE CHCIELI WIDZIEĆ INNYCH SPOSOBÓW OGRANICZANIA ŚMIERTELNOŚCI EPIDEMII.
Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że nasi rodzimi "wybitni naukowcy" z Rady Medycznej nie znali tych opracowań...i nie wiem - szczerze mówiąc - co byłoby gorsze: to że tych opracowań w tym czasie nie znali, czy to że znali ale je ŚWIADOMIE IGNOROWALI, NIE BRALI ICH POD UWAGĘ WYDAJĄC SWOJE REKOMENDACJE.
Ale nawet jeśli wyniki TYCH OPISANYCH WYŻEJ badań były im nieznane, to przecież wiele innych wcześniejszych badań wskazywało na skuteczność wit. D w ograniczaniu zachorowań na szereg poważnych chorób (tych współistniejących): od nowotworów, cukrzycy i chorób układu krążenia po choroby autoimmunologiczne i powikłania po infekcjach. W latach 2009-2018 w różnych czasopismach medycznych przynajmniej 5-krotnie wystosowano apele (szerokie grono medycznych specjalistów z krajowymi konsultantami z różnych dziedzin medycyny na czele) o konieczności stosowania suplementacji wit. D, zwracając uwagę na szerokie, negatywne konsekwencje jej niedoboru. Czy to coś dało? NIC. JAKBY NIKOMU (POZA APELUJĄCYMI) NIE ZALEŻAŁO NA RZECZYWISTEJ PROFILAKTYCE, OGRANICZANIU NIEPOTRZEBNYCH CIĘŻKICH ZACHOROWAŃ I ZGONÓW.
Zafiksowanie (obsesyjne wręcz) dużej części środowiska medycznego na szczepieniach (z jakich powodów?), udawanie (bo jak to inaczej określić?), że nie ma innych sposobów ograniczających poziom zachorowań i zgonów z powodu covid, zwłaszcza wtedy gdy szczepionki były jeszcze niedostępne, wrogość wobec lekarzy POZ, którzy próbowali wówczas leczyć jedynymi dostępnymi i skutecznymi (jak się wydawało) środkami (amantadyna)...to wszytko prowadzi do wniosku, że POLSKIEJ MEDYCYNIE DZIEJĄ SIĘ JAKIEŚ BARDZO ZŁE RZECZY.
W KONSEKWENCJI ZMARŁO KILKADZIESIĄT TYSIĘCY OSÓB WIĘCEJ NIŻ POWINNO. CZY KTOŚ ZA TO ODPOWIE?
Inne tematy w dziale Rozmaitości