Przy tym tłumaczenia obecnej sytuacji przez polityków PiS są naprawdę...słabe. Posłuchajmy na przykład J. Sellina:
"Jarosławowi Kaczyńskiemu od lat zależało na ustawie o ochronie zwierząt. Mówił o tym już 25 lat temu. Jeśli ktoś zdecydował się współpracować z politykiem, dla którego ta kwestia jest tak ważna, i który zjednoczył prawicę, to powinien brać ten czynnik pod uwagę. Wolta w przypadku tej ustawy była bardzo nieprzyjemna, również w wymiarze personalnym".
2. Mniejsza - zresztą - o "słabe' uzasadnienie tego uporu w forsowaniu trzeciorzędnej - dla wyborców PiS - ustawy. Najbardziej zdumiewające są te środki perswazji używane wobec koalicjantów, czyli "rządy mniejszościowe" i "przedterminowe wybory". Chyba dla każdego trzeźwo myślącego i średnio zorientowanego wyborcy wiadomym jest, że żaden rząd mniejszościowy PiS nie jest możliwy. Spowodowałoby to paraliż jakichkolwiek prac legislacyjnych obecnego rządu, wymuszało szukania doraźnego porozumienia (i ustępstw) dla uchwalenia ustaw rządowych (znacznie ważniejszych niż "ustawa futerkowa"), w tym ustawy budżetowej. Kto mógłby takiego poparcia udzielić w obecnym sejmie? Oczywiście tylko posłowie SP i Porozumienia - wracamy zatem, po niepotrzebnych sporach, do punktu wyjścia.
3. Jeszcze dziwniejszym "środkiem perswazji" jest straszenie koalicjantów przedterminowymi wyborami. Wybory te - gdyby decyzję o rozwiązaniu sejmu (co również wymagałoby poparcia ze strony opozycji - wątpliwej dodajmy) podjęto w najbliższym czasie - musiałyby się odbyć w ciągu 45 dni od decyzji o skróceniu kadencji. Czyli wybory w drugiej połowie listopada, może na początku grudnia. Pomijam już fakt panującej wciąż - przez nikogo nie odwołanej - epidemii w Polsce i rosnącej liczby zakażeń. Wybory w listopadzie i grudniu, w reżimie epidemicznym, wymuszającym ostrożność a tym samym kolejki przed lokalami, automatycznie ograniczyłoby frekwencję ludzi starszych i mieszkających z dala od lokali wyborczych (czyli mieszkańców wsi), nawet jeśli mieliby prawo do oddania głosu bez kolejki.Czyli decyzja o skróceniu kadencji sejmu w tym momencie uderzyłaby w elektorat PiS.
Ponadto, jak wskazują sondaże, odrębne listy PiS, SP i Porozumienia (załóżmy, że idą oddzielnie a nie SP+ Konfederacja i Porozumienie z PSL i Kukizem) dają PiS nie 43,6% jak w 2019 a - co najwyżej - 39%, co oznacza nie 235 mandatów i większość parlamentarną, ale - co najwyżej 210-220 mandatów i konieczność zawiązywania kolejnej koalicji. Tylko z kim tym razem ta koalicja? Z Kosiniakiem - Kamyszem? Z Hołownią? To byłyby koalicje, które dają większe możliwość realizacji programu PiS?
Z TEGO POWODU ŻADNYCH WCZEŚNIEJSZYCH WYBORÓW NIE BĘDZIE. PiS JEST SKAZANY NA TRWANIE W KOALICJI Z DOTYCHCZASOWYMI PARTNERAMI. Alternatywą, która podobno leży na stole, na pewno nie są przedterminowe wybory ani "rząd mniejszościowy". W przypadku wcześniejszych wyborów wygranym może być głownie Hołownia, ze swoim ruchem i ewentualnie PSL - jeśli potrafiłby się przedstawić jako autentyczny obrońca interesów rolników a nie obrońca "praw zwierząt".
PiS rozpętując "aferę futerkową" traci wizerunkowo. Traci wizerunek partii przewidywalnej, kierującej się jakimś trwałym, znanym swoim wyborcom programem. To już nie jest strzelenie sobie w stopę. To strzelenie w stopę i kolano i zagrożenie, że będzie się strzelać dalej. Byłby to ciekawy dla politologów i socjologów polityki przypadek oddania władzy...
Komentarze
Pokaż komentarze (9)