Dzisiaj kupiłem kilka czekolad Wedel i Wawel i bombonierkę spółdzielni Solidarność z Lublina.
Otwierając tą „Jedyną”, z tyłu czytam Cadbury Wedel Sp. z o.o. Czy kupując czekoladki Cadbury też w jakiś sposób pomagam Polsce? Słyszałem, że Anglicy mieli zamiar przenieść produkcję do Polski. I kto znając smak polskich czekolad kupi wyroby Cadbury? Kto wie o co chodzi w tej globalnej ekonomii? Kupuję też, dostępne w europejskich „etnicznych” sklepach, takie wody jak Muszynianka, Kryniczanka, Staropolanka, Nałęczowianka – gdy tylko pojawiły się „przerzuciłem się” z Perrier, Gerolsteiner, S. Pellegrino i innych rozmaitych wód francuskich, niemieckich i głównie włoskich. Mam nadzieję, że wód mineralnych nie butelkują w Chinach, chociaż bardzo bym się nie zdziwił.
„Wawel” kojarzy mi się w pierwszej kolejności paradoksalnie bardziej ze stanem wojennym niż słodyczami – w czasie pamiętnych spacerów telewizyjnych zostałem aresztowany właśnie przy sklepie cukierniczym tej firmy. Nieopodal w ciemnej uliczce była pijalnia wód mineralnych, gdzie lubiłem zajść, bo zdrowo, tanio, czysto, zawsze był wolny stolik i co najważniejsze wody nigdy nie brakowało.
Zostałem więc smakoszem, czy jak kto woli, degustatorem wód i umawiałem się tam na randki. U wylotu tej nieoświetlonej uliczki stała tamtego pamiętnego wieczora w całej szerokości kompania ZOMO, ukryta za wysokimi tarczami. Spotkałem właśnie wtedy kolegę, który spacerował ze spodziewającą się młodziutką małżonką. I gdy rozmawialiśmy, moje ręce nagle ktoś mocno pociągnął od tyłu w górę, że aż przechyliłem się do przodu. Zostałem doprowadzony do gazika - było ich trzech; czwarty, siedzący za kierownicą odwrócił się i coś do mnie powiedział, ale już nie pamietam co, tylko to takie więcej triumfalne i zamglone pogardą spojrzenie. Wszyscy w ubraniach cywilnych. Gdy już byłem wieziony do siedziby SB przypomniały mi się słowa z „Archipelagu Gułag” Sołżenicyna, że ludzie w momencie aresztowania odczuwali ulgę. To prawda, zgodziłem się w myślach. Byłem bardzo spokojny. Przedtem coś przeczuwałem i miałem koszmarne sny, jakieś trzęsienia ziemi; kilka dni wcześniej śniło mi się, że zostałem aresztowany właśnie tam, przy tym sklepie. Taki niepokój trochę może pomieszany z tęsknotą za tabliczką czekolady, którą wtedy można było dostać bez kolejki i kartek w peweksie, jeśli ktoś miał dewizy. Zapamiętałem z „Zielonych Czasów” Baumgardtena, że przed wojną młodzież wybierała się na wyprawy paleontologiczne w okolice Zbaraża zaopatrzona w duże ilości wysokokalorycznej czekolady. A kto czytał "Archipelag Gułag" musi też pamiętać wzmiankę paleontologiczną z Syberii - podano, że zamarznięte stwory, które robotnicy tam wydłubali z wiecznej zmarzliny nadawały się do spożycia i miały smak ryb.
Sklepu cukierniczego w tamtym miejscu już nie ma, na jego miejscu jest sklep holenderskiej firmy telekomunikacyjnej, ale sentyment do polskiej czekolady pozostał. Przechodząc niedawno tamtędy zapytałem w myślach, dlaczego nie ma polskich telefonów komórkowych? Polskich komputerów? Polska była czwartym krajem na świecie, gdzie wyprodukowano tranzystor, pierwszym w tej części świata krajem, gdzie wdrożono technologię światłowodową.
Bombonierkę kupiłem, żeby ją ofiarować znajomemu inżynierowi pochodzącemu z Iranu. Podobnie jak ja w polskim, on zaopatruje się w żywność w sklepie irańskim i ostatnio podarował mi daktyle i herbatę Ahmad. Jest pro-rosyjski - można tak powiedzieć raczej tylko dlatego, że nie jest pro-amerykański. Jego ojciec, też inżynier jak wszycy w jego rodzinie, również kobiety, słuchał radia Moskwa i był zdaniem mojego znajomego komunistą. Inny świat, inny punkt widzenia. Nie rozumiał, co się stało 10 IV w Smoleńsku, więc mu opowiedziałem o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o wrześniu 1939, Katyniu i armii Andersa. Opowiedziałem mu o Polsce Jagiellonów i wyprawie Lecha Kaczyńskiego do Gruzji. Wspomniałem o sojuszu Persji i Rzeczypospolitej przeciw Turcji, sięgającego czasów Kazimierza Jagiellończyka i sprawdzonego jeszcze w czasie kampanii chocimskiej, gdy szach Abbas Wielki wyprawił się na wschodnie tereny tureckie by odciążyć Polaków. Oczywiście napomknąłem też o karabelach ze stali damasceńskiej (i tych kutych w Polsce, żeby zaspokoić popyt), modzie na sztukę perską i ten oryginalny fashion naszych Sarmatów.
Mówiłem o słuchaniu „Wolnej Europy" i „Głosu Ameryki", że czasem kręcąc gałką zabłądziłem na jakąś stację bliskowschodnią i wsłuchiwałem się w rozmowy, których nie rozumiałem, ale które, wydawało mi się wówczas, też pochodziły z wolnego świata i pytałem siebie "czy ja kiedyś tam będę?" Nawiązałem też pewnego razu do czasów wojny iracko-irańskiej, kiedy nasi studenci z Iranu i z Iraku rozegrali pokojowy mecz piłki nożnej. Niektórzy ożenili się z naszymi dziewczynami i do dziś żyją w Polsce. O tych, którzy wrócili często słyszało się, że ginęli. Dlaczego oni przyjeżdżali do Polski na studia? Wielu naszych specjalistów - inżynierów, lekarzy i wojskowych - trafiło po powstaniach do Persji. Czy nasi koledzy byli ich potomkami? W XIX wieku Persja przegrała dwie wojny z Rosją, tracąc w wyniku Zakaukazie.
Po upadku Rzeczypospolitej i później Austro-Węgier powstała luka w tej części świata. Wypełniła ją na razie Unia Europejska. Układ sił się zmienił, Turcja nam nie zagraża, też chce się przyłączyć. Nie rozumiem tylko, dlaczego mamy się obawiać, że Irańskie rakiety mogłyby uderzyć w Polskę lub jej sojuszników. Może jednak tylko mówi się irańskie, a chodzi o rosyjskie.
Znajomy właśnie wrócił z Iranu i podarował nam bombonierkę gaz, tradycyjnego perskiego nugata,
którego jednym ze składników jest perska manna*. Gdy go wkrótce znów odwiedzę, kosztując czekoladki i nugat, i popijając herbatę Ahmad opowiem mu o Unii Lubelskiej i Zygmuncie Auguście, który kazał zakupić 132 dywany w Persji**. A potem wymienimy się wrażeniami z naszych podróży – ta była jego pierwszą do rodzinnego kraju od 30 lat.
Opowiem mu, że w Polsce już od dawna nikt nie słucha radia „Wolna Europa” czy „Głosu Ameryki”, ale dużego wyboru mediów niezależnych też nie ma. Nawet organizuje się akcje podobne do naszych pamiętnych spacerów telewizyjnych. Ludzie nadal czują się zmuszeni ukrywać swoje prawdziwe zapatrywania polityczne w obawie przed ostracyzmem, posądzeniem o śmieszność, nieeuropejskość, bojąc się problemów w pracy czy nawet jej utraty. To mi przypomina tamte załgane czasy, gdy za spacer w czasie wieczornego dziennika telewizyjnego można było wylecieć ze studiów. Rektor, inżynier, spotkał się wtedy z nami, studentami aresztowanymi przez „władze bezpieczeństwa,” i powiedział, że ma polecenie, ale na razie to on wpisze nam tylko naganę do indeksów. „Panowie, kiedyś będziecie z tego dumni,” – dodał przewidująco.
Zapytam znajomego, czy w Iranie nadal słucha się Radia Moskwa.
*uzyskiwana z krzewu astragalus adscendens, po irańsku gaz angebin
**Tadeusz Mańkowski, „Sztuka Islamu w Polsce w XVII i XVIII wieku”, 1935.
„Nie przyjmujcie niczego za prawdę, co byłoby pozbawione miłości, ani nie przyjmujcie niczego za miłość, co byłoby pozbawione prawdy; jedno pozbawione drugiego staje się niszczącym kłamstwem” św. Edyta Stein
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości