Świat przyspiesza. Landlord: „Ta pani z pieskiem to nie, żadnych zwierząt ani dzieci.” Ktoś inny mieszka z rodziną w garażu albo piwnicy bez światła słonecznego, za to z grzybem na ścianach.
Najpierw mała dygresja: kiedy napisałem - „przeczytaj i działaj” - miałem na myśli to, co można zrobić w świecie realnym – a nie aktywność wirtualną, czyli lajkowanie, czy zamieszczanie postów na fejsbukach i forach w internecie.
Jeśli ktoś z Państwa ma jakiś wpływ na to, jak może wyglądać prawo i rzeczywistość, niech przeczyta cały mój tekst (wszystkie części 1-3), a później, spróbuje coś zrobić i zmienić to prawo, niekoniecznie kopiując 1:1 zawarte w artykule paragrafy. To raczej propozycje do głębszego przemyślenia: moje i... sztucznych inteligencji, z którymi odbyłem setki rozmów na różne tematy.
Konflikt interesów – mieszkania dla wszystkich czy dla posłów, inwestorów i fliperów?
Teraz proszę rozważyć coś jeszcze ciekawszego: duża część z tych, którzy reprezentują obywateli i tworzą nowe prawa – żyje z wynajmu i podobnych biznesów. Można przeczytać, że takie źródła dochodów są w posiadaniu 1/5 polskich posłów, a poseł-rekordzista, posiadający 13 mieszkań i majątek 60 mln zł, zarabia na wynajmie ponad 2 mln zł rocznie. Jeden człowiek ma więc miliony, a inny skazany jest na widzimisię landlordów (anglosaska nazwa właścicieli), poniżające castingi na lokatorów... „ta pani z pieskiem to nie, żadnych zwierząt ani dzieci.” Ktoś inny mieszka z rodziną w garażu albo piwnicy bez światła słonecznego, za to z grzybem na ścianach. Czy to jest moralne i sprawiedliwe?
Gdzie indziej dziennikarze piszą, że grupa rentierów jest nawet większa i obejmuje 1/3 parlamentarzystów. Ale nie w tym rzecz, bo w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia. Liczy się to, że ci, którzy tworzą nowe prawa – czerpią jednocześnie pokaźne profity z wynajmu.
Występuje tu wyraźny konflikt interesów. Jak tu więc możemy mówić o wprowadzeniu reform? Przecież oni wszyscy musieliby zrezygnować z pokaźnych dochodów. Czy więc jest to realne? Czy potrzebny by był przewrót wojskowy albo rewolta, wojna domowa? Niekoniecznie. O tym napiszę w trzeciej części. Chociaż ci ludzie, mimo że są przedstawicielami narodów – sami z siebie swoich źródeł dochodu i innych przywilejów się nie pozbędą, prawda?
I dotyczy to nie tylko Polski, ale i innych krajów, gdzie kumoterstwo i polityka obrotowych drzwi wciąż mają się dobrze. Takich jak Francja, Rosja czy USA, gdzie faceci pracujący w wielkich korporacjach dostają intratne posady w rządzie, a ci z rządu przechodzą sobie do zarządów prywatnych spółek, gdzie poprzednio pracowali ci pierwsi, pobierając przy tym równie wysokie wynagrodzenia (tak w skrócie działa polityka obrotowych drzwi). Jest to więc rodzaj korupcji, tyle że legalnej, bo wykorzystującej sztuczki prawne. Dzięki temu układy i biznesy mają się dobrze.
Chociaż istnieje pewna granica tego, ile może znieść człowiek, co zaskutkowało kiedyś np. Rewolucją Francuską, a co obecnie możemy zaobserwować w Syrii, gdzie lud po prostu usunął siłą tych, którzy za wiele sobie pozwalali.
Interesująco robi się też w Serbii, gdzie państwo na chwilę stanęło z powodu ogólnonarodowego strajku i protestów. Podobnie na Słowacji, z tym że oprócz protestów przeciwko tamtejszemu rządowi, który również zdaniem ludu za dużo zaczyna sobie pozwalać, premier dostał kulkę wystrzeloną przez jakiegoś zbulwersowanego emeryta, któremu skończyła się cierpliwość. Tymczasem chińska firma wypuściła DeepSeek, darmowy model sztucznej inteligencji, potrafiący pisać i tworzyć zdjęcia, bijący przy tym na głowę ChatGPT o1 (ale jeszcze nie o3). Robi się więc ciekawie na świecie.
A co robią w tym czasie Polacy? Zbudowali coś, typu autostrada pod Bałtykiem, wymyślili rewolucję w edukacji, a może wdrożyli nową, rewelacyjną technologię, która nakarmi świat? Nie. Wciąż skaczą sobie do oczu przy produkcji tej czy innej kampanii politycznej. A, i byłbym zapomniał: zachwycają się chałkoniem... Pozostawię to bez komentarza.
Kiedy nie działa prawo, obywatele sami wymierzają sprawiedliwość
Oprócz pospolitego ruszenia mamy też pojedyncze przykłady aktywności obywateli. Na przykład kolejnego wkurzonego pana, tym razem z USA, Luigiego Mangione, który zastrzelił niedawno na ulicy dyrektora największej amerykańskiej korporacji amerykańskiej od ubezpieczeń - ponieważ firma, używając swoich sztuczek prawnych - notorycznie uchylała się od wypłaty odszkodowań wielu osobom. Ów pan postanowił więc wymierzyć sprawiedliwość na swój własny sposób. Dla ciekawostki: ustalono, że prawdopodobnie posłużył się pistoletem „widmo”, czyli bronią stworzoną w drukarce 3D, bez numerów seryjnych.
Bohaterski Edward Snowden ujawnia globalną aferę podsłuchową
Poprzedni przykład był negatywny, więc podam teraz pozytywny: Edward Snowden, który ujawnił globalny system podsłuchowy amerykańskiej agencji NSA. Jeśli kto nie wie, to w skrócie tłumaczę: NSA ma wpięte sondy w wielu serwerach oraz węzłach przesyłania danych i współpracuje z korporacjami, dzięki czemu zna np. większość emaili, które wysyłacie; częstą praktyką jest też przechwytywanie urządzeń zamówionych przez klientów z Amazonu, np. laptopów i instalowanie tam sond szpiegowskich na poziomie sprzętu, czyli chipów, a więc normalnie niewykrywalnych żadnym antywirusem czy detektorem rootkitów (wirusów jądra), a później dostarczanie ich do klientów, jak gdyby nigdy nic.
Fenomen Grety Thumberg
A jeszcze inny przykład: aktywistka Greta Thumberg, uwielbiana przez ludzi (i przeze mnie) nastolatka, która sporo namieszała w świecie. I od razu dorobiła się też tysięcy hejterów w internecie, a także na wyższych szczeblach władzy w różnych krajach, wśród polityków, dziennikarzy i przemysłowców. Wszędzie jej dokuczają, bo ma Zespół Aspergera i zachowuje się dość nietypowo. Jest też szczera, aż do bólu. Dla równowagi jednak ma znacznie większe grono fanów. Jest też bowiem bezkompromisowa i pruje do przodu niczym czołg, ignorując po prostu brzydkie uwagi i dalej robiąc swoje. Greta atakuje także kapitalizm przemysłowy i nierówności społeczne, czyli system oparty na wyzysku człowieka przez człowieka. Zdążyła już zawstydzić wiele osób, w tym premiera Wielkiej Brytanii. Powiedziała kiedyś w wywiadzie dla Timesa: „To dość typowe, że jedyną rzeczą, jaką ludzie mogą ci zrobić, jest wyśmiewanie lub mówienie o twoim wyglądzie i osobowości. To znaczy, że oni nie mają merytorycznych argumentów, aby powiedzieć coś innego”. Celna uwaga, prawda? Mam nadzieję, że takich osób będzie przybywać.
Przyszłość bogaczy: zasieki z drutu kolczastego i całodobowa ochrona osobista?
Inną sprawą jest, które z działań było efektywniejsze w zmienianiu rzeczywistości na lepsze, kto był bardziej w tym skuteczny: Luigi czy Greta? Na razie pewnym jest jedno: ludzie stopniowo przestają być bierni, co jest pocieszające.
Ale nie będziemy tu teraz tego roztrząsać, bo tekst ten traktuje o sytuacji mieszkaniowej. Faktem jest jednak, że Luigi Mangione napędził sporego stracha amerykańskim milionerom, którzy teraz albo będą musieli zmienić coś w swojej polityce w stosunku do innych, z których wyciskają ostatnie dolary, albo zaczną zbroić się i wzbogacać swoje siedziby w gustowne zasieki z drutu kolczastego podłączonego do prądu, a w przyszłości w bariery laserowe i inne tego typu rzeczy...
Spółdzielnie mieszkaniowe i spółka
Dużo wpływowych osób czerpie z obecnej sytuacji profity, za nic mając nędzę reszty społeczeństwa – więc musieliby doznać zbiorowego nawrócenia religijnego albo być do tego zmuszeni siłą – aby zgodzić się na zmianę swojego status quo, tak jak to miało miejsce w przypadku amerykańskiej wojny Północ-Południe, której efektem było uwolnienie osób, które do tej pory były traktowane jak bydło, bo miały tego pecha, że urodziły się z kolorem skóry innym niż biały.
Możemy nazwać to sytuacją patową. Albo patologią systemową, bo takich rzeczy jest więcej. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak funkcjonują spółdzielnie mieszkaniowe, których prezesi, teoretycznie wyznaczeni jako zarządcy dóbr przez członków owych spółdzielni, często zachowują się jak panowie na własnych włościach, zarabiając przy tym nawet 60 tys. złotych miesięcznie, co jest niesprawiedliwe w sytuacji, w której ich zakres obowiązków i udział pracy jest niewielki w porównaniu np. do pracy pielęgniarek albo górników czy hutników, o których dopiero można powiedzieć, że ciężko pracują, prawda?
Biznes książkowy i mordercze marże dystrybutorów
A co moglibyśmy powiedzieć o biznesie książkowym? Jako pisarz książek dla młodzieży też dużo mógłbym o tym napisać. Na polskim rynku wytworzył się kartel dystrybutorów (prowadzących hurtownie), którzy pobierają sobie nawet 55 procent ceny książki, czyli więcej niż wszyscy inni, którzy się na powstanie tej książki złożyli, a więc więcej niż autor, wydawnictwo, redaktorzy i drukarnia razem!
Kiedy więc kupujemy książkę w typowym wielkim salonie księgarniopodobnym albo supermarkecie, tuczymy przede wszystkim owe hurtownie i ich kartel. Wydawcy niewiele z tego mają, nie mówiąc już o autorach. Poza Polską nikt nie pobiera takich wysokich, patologicznych marży, jak ów kartel dystrybutorów. W Europie wynoszą one połowę tego, co u nas. Albo mniej.
Co więc robić? Namawiam serdecznie do porzucenia dawnych zwyczajów. Kupujmy książki w internecie, gdzie znajdują się pozycje wydawane niezależnie przez samych autorów albo przez małe wydawnictwa - na ich stronach firmowych. Oraz odwiedzajmy niezależne, małe księgarenki stacjonarne oraz antykwariaty. Mają one mniejszy asortyment, ale są lepszym rozwiązaniem, bo ich właściciele często sami załatwiają sobie książki innymi kanałami, pomijając kartel - a po drugie wspieramy w ten sposób małe, rodzinne księgarnie, które coraz częściej plajtują, bo nie mają szans z dużymi sieciami dystrybucji. A więc - do dzieła!
Antidotum: własna sieć dystrybucji
Co mogłoby być antidotum na taki układ? Zbudowanie własnej, społecznej sieci dystrybucji książek. Na początku w dużych miastach mogłyby powstawać centra dystrybucji w ramach krajowej sieci prowadzonej np. przez stowarzyszenie małych księgarzy lub inny podmiot, który dystrybuowałby książki poza istniejącym dziś kartelem, wykorzystując własne hurtownie, centra dystrybucji, transport i własny system rozproszonych księgarni i zakładanie nowych. Jest to do zrobienia w ciągu kilku lat.
Podobnie jak rozwiązanie problemu mieszkaniowego Polaków. Wymaga tylko współpracy i rozpoczęcia działań w świecie realnym, zamiast czczej aktywności na forach, fejsbukach i wykopach, gdzie ludzie marnują energię na bezowocne spory i waśnie.
To samo dotyczy innych dziedzin naszego życia. Aby umożliwić ludziom nabycie lub wynajem tanich mieszkań, należy budować mieszkania i wdrożyć system budowy tych mieszkań i domów na wielką skalę (o czym pisałem w części 1), poza istniejącym kartelem, wykorzystując zasoby państwowe i społeczne.
Innymi słowy trzeba budować samemu i stawiać na masowe budownictwo społeczne – zamiast tuczyć istniejące kartele dopłatami rządowymi do budownictwa prywatnego.
W każdej z wymienionych dziedzin (ale odnosi się to także do innych), trzeba po prostu bazować na niezależnym, własnym, lepszym, sprawiedliwym systemie gospodarczym, który przejmie stopniowo rynek podzielony między siebie przez kartele, przez co wpływ istniejących układów na nasze życie stanie się coraz mniejszy, a w końcu zaczną się rozpadać, jako nieopłacalne, i znikną. Przynajmniej większość z nich.
Ciekawa wizja przyszłości zaproponowana przez sztuczną inteligencję: na dole slumsy zamieszkane przez biedotę, na górze nowoczesne osiedla mieszkaniowe dla pracujących, a na samej górze zamknięte strefy specjalne dla bogaczy, którzy z nich wszystkich żyją i sprawują władzę. Oczywiście z obroną przeciwlotniczą, bo inaczej łatwo byłoby po prostu wystrzelić tam rakietę z ręcznej wyrzutni, tym samym kończąc cały złoty interes (uwaga AI, z którą dyskutowałem na te tematy).
Być może wprowadzenie takich dodatkowych zabezpieczeń to tylko kwestia czasu i wkrótce staną się one standardem, jak toalety w każdym domu czy komórki w rękach smarfonoidalnych nastolatków ubierających się dziś niczym bezdomni żałobnicy na wycieczce w Bułgarii – i szlabany z migającymi światełkami przestaną wystarczać, jeśli pojawi się więcej osób takich, jak wspomniany w tekście słowacki emeryt Juraj, czy równie wkurzony Luigi z USA...
Wyzysk, jako patologia systemowa
W latach 60. XX wieku rząd Stanów Zjednoczonych zwalczał kartele, przyrównując je do mafii, bo ewidentnie szkodziły one społeczeństwom. Tymczasem owe kartele w Polsce trzymają się dobrze. Te dwa przykłady: dotyczący deweloperów i dystrybutorów książek to tylko wierzchołek góry lodowej tego, o czym pisałem wcześniej – patologii systemowej, która powoduje, że niewielka grupa ludzi ciągnie zyski z całej reszty. Jak zmienić i wyeliminować to całe zło? Czy należałoby w tym celu wszcząć rewoltę?
Niekoniecznie. Jak o tym było wcześniej – istnieją jeszcze na szczęście, oprócz przemocy – inne drogi na zmianę tego stanu rzeczy, czyli paranoi, w której w gruncie rzeczy cały czas tkwimy, my i reszta narodów, żyjąc w zasadzie w gigantycznym domu wariatów, podobnym do tego z francuskiej kreskówki „Dwanaście prac Asterixa", chociaż prawie nikt nie może, albo nie chce tego zauważyć, podobnie jak to było w znanej bajce Hansa Chrystiana Andersena – „Nowe szaty cesarza”, w której przez kłamstwo i obłudę nikt nie był w stanie przyznać, że król jest nagi, i zrobiło to dopiero małe dziecko, nie obciążone „dorosłym” systemem myślenia i widzenia świata.
Edukacja – droga do zmian na lepsze
Czy Ziemia to gigantyczny dom wariatów? Całkiem możliwe. W książce, którą czytałem niedawno, pewien uczony dowodzi, że nie ma ludzi zdrowych psychicznie, każdy ma w sobie jakieś deficyty mentalne, mniejsze albo większe. Można też przyjąć, patrząc na historię, zwłaszcza na masowe rzezie i wojny (o wynalezieniu niewolnictwa już nie wspominając), że nasz świat jest w pewien sposób szalony i ci, co potrafili znaleźć się w tym szaleństwie, akceptują go i nazywają normalnością, chociaż się oczywiście mylą.
Część z nich nawet z tego korzysta. Jak polscy deweloperzy mieszkań, posłowie czy owi dystrybutorzy książek, którzy pobierają aż 55 procent marży za swoje usługi (czasami nawet więcej), co też jest, powtórzę, wartą odnotowania anomalią w Europie, w której marże, zarówno książkowe jak i w budownictwie mieszkaniowym są o połowe mniejsze niż w Polsce, nie mówiąc o tym, że budownictwo społeczne w innych krajach ma się znacznie lepiej niż w naszym kraju, bo Francuzi, Niemcy, Szwajcarzy i inne nacje budują tanie mieszkania dla obywateli na wynajem lub przeznaczone do nabycia, wykorzystując w tym celu zasoby państwowe, podczas gdy w Polsce, zajmują się tym głównie prywatni deweloperzy.
Takich rzeczy jest cała lista, ale nie będziemy ich tu wymieniać, bo takie listy już istnieją, ale nic nie wnoszą. Dlaczego? Ponieważ układy, które pozwalają czerpać olbrzymie zyski wąskiej grupce ludzi, tu w Polsce i gdzie indziej na świecie – trzymają się mocno. Te układy mają nawet swoją nazwę: to monopole i oligopole. Instrumenty oligarchii kapitału, które zawłaszczają zasoby społeczne, pieniądze i prawa, a więc są złe i niemoralne.
Trzeba je oczywiście rozbijać, jeden po drugim i edukować ludzi. I dlatego między innymi napisałem ten esej.
Kup książkę "Zabawa w Boga" w Amazon.de lub w Amazon.co.uk lub w Amazon.pl (kliknij wybrany link)
Pisarz, dziennikarz naukowy specjalizujący się w biologii człowieka, psychologii, medycynie przyszłości i w naukach ścisłych. Ponadto jest ekspertem AI, artystą grafikiem i kompozytorem muzyki elektronicznej. Zna kilka języków programowania, w tym Python, w którym tworzył własne modele sztucznych inteligencji w czasach, kiedy nie było jeszcze Chatu GPT czy Midjourney. Od zawsze entuzjasta sztucznych i naturalnych inteligencji, zwłaszcza rodzaju żeńskiego, oraz nauki, techniki, wiedzy i zdrowego trybu życia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka