TO NIE JEST SPRAWA KRZYŻA. TO JEST SPRAWA PREZYDENTA!
Źle się dzieje w państwie polskim A.D. 2010.
Po dwudziestu latach od odzyskania samodzielności politycznej mamy wreszcie wyraźny, choć dla rządzących nie tak widoczny kryzys: państwa, kościoła, demokracji i społeczeństwa. Nowo wybrany Prezydent Rzeczypospolitej nie może wprowadzić się do swojej nowej siedziby; stanął mu na drodze Krzyż, postawiony przez zbolały Naród, legalnie, za zgodą kancelarii Prezydenta, w żałobie po jego poprzedniku, poległym na służbie w ważnej, narodowej misji. Tak, przez Naród. Bo to już nie jest Krzyż ani harcerski, ani kościelny, ani Rodzin Smoleńskich, ani PiS-owskiej opozycji, ale tych wszystkich Polaków, którzy tłumnie pielgrzymowali pod ten Krzyż dniami i nocami, zjeżdżając przez wiele tygodni z całej Polski i zza granicy. W naszej kulturze żałoba nie kończy się z chwilą pochówku, trwa 366 dni a depresja - dłużej. I to w te tysiące Polaków godzi i przeciwko tym tysiącom Polaków a nie niewielkim grupom czuwających pod Krzyżem została skierowana cała zorganizowana agresja władz, uruchomiona szeroko fałszywa propaganda (w którą „czujnie” wpisało się wielu publicystów i komentatorów) w imię równie fałszywie pojmowanej demokracji i - dzięki krzyżowi - uzyskanej wolności słowa i czynów, wedle czego każdemu się dziś wydaje, że ma prawo do wszystkiego, nie licząc się z nikim i z niczym, bez krzty szacunku dla myśli i uczuć innych, wykazując się przy tym tanią za to odwagą.
Panowie i Panie z mediów. Dajcie już spokój panu Wałęsie. Jest rzeczywiście zmęczony, dowiódł tego. Ma prawo. Niech odpoczywa w pokoju. Zasłużył. Zaś Pan Prezydent Komorowski przejdzie, bo już wszedł, do historii - jako pierwszy, który w imię „zgody, która buduje” rozpoczął swój urząd od wojny z Krzyżem i podzielenia Rodaków na zwolenników i przeciwników tego symbolu w Polsce. Do tej wojny na tej (obywatelskiej ?) platformie „zgodnie” podłączyło się Miasto st. Warszawa prezydencką „zgodą” na gorszącą rozrywkę, jaką urządzili sobie o j e d e n a s t e j w n o c y pod tym Krzyżem i pod osłoną policji jego nasłani przeciwnicy. Żenujące - azali zgodne z kulturą polityczną tego czasu i tej kadencji parlamentarnej. Dla skompromitowania polskiego katolicyzmu i obywateli! Jeżeli zachowanie drużyny P. Prezydenta jest reprezentatywne dla jego stosunku do świętości - to O.K., ale jeśli - czego nie mam prawa wykluczyć - niezupełnie, to jedynym wyjściem z tego z twarzą byłoby odstąpienie od tej „nieprzemyślanej” decyzji i zwrócenie Narodowi, co Jego - przez odstawienie Krzyża z powrotem na miejsce. Honorowo. Ale jest problem: czy taką odwagą i męstwem może wykazać się były minister obrony narodowej… Ufajmy...
Komu krzyż przeszkadzał w Oświęcimiu i dlaczego - wiemy. A komu w Warszawie i dlaczego ? Jeżeli wiara w zgodzie i harmonijnej koegzystencji Państwa z Kościołem określa krzyż jako symbol „zbawienia i pokoju” (H.G.-W.), to racją stanu Prezydenta R.P. było to uszanować, pozostawiając go w spokoju, do naturalnego wygaśnięcia nastrojów społecznych. Bo to nie jest cała prawda o krzyżu; jest on też: symbolem śmierci, pamięci, bólu i cierpienia, które nie wygasają z woli władz administracyjnych. Pod Pałac Prezydencki ludzie schodzili się nie tylko po to, by się tu modlić za duszę Pana Prezydenta (jakby - było nie było - nie było gdzie), co pozornie mogłoby dziwić obojętnych, a nawet prowokować do szydzenia ze zjawiska i tych ludzi. T u t a j ludzie modlili się - i będą się modlić - w intencji bardzo rzeczowo i konkretnie przypisanej do tego miejsca. G ł ó w n e p r z e s ł a n i e tego zjawiska bowiem - to intuicyjny niemy protest przeciwko polityce wewnętrznej państwa, w e f e k c i e k t ó r e j właśnie - mogło, a do czego w normalnej atmosferze nie miałoby prawa dojść !! Samoloty pod specjalnym nadzorem nie spadają we mgle, we mgle… (jaki nadzór - takie lądowanie). To również niemy protest przeciwko narzuceniu z góry przez rządzących założenia, że to był zwykły „nieszczęśliwy wypadek” (a są wypadki szczęśliwe ?). Ta konwencja (jak i przyzwolenie na nią i, co więcej - przyjęcie przez rządzonych) stwarzała rządowi szansę ucieczki od odpowiedzialności politycznej (i nie tylko) w kierunku rzeczywistego jej uniknięcia, mimo o c z y w i s t e g o udziału i roli w nieumyślnym spowodowaniu śmierci: Głowy Państwa Polskiego i skupionej wokół Prezydenta szerokiej reprezentacji tego Kraju, złożonej spośród Osób najgłębiej rozumiejących potrzebę prezydenckiej misji. Lista uczestników tego rejsu nie upoważniała n i k o g o do takiej sugestii i nie upoważnia do utrzymywania jej w opinii publicznej nadal. Zarówno ten lot, jak i katastrofa - to wydarzenia polityczne o nieprzypadkowym charakterze i znaczeniu. T o n i e b y ł z w y k ł y wypadek i… rządzący mają tego świadomość. Dlatego Ten Krzyż ich parzył. Nie pozwalał zapomnieć, bo służył z a p a m i ę t a n i u. Nagle więc w tym katolickim kraju powstali (z niczego) w r o g o w i e Krzyża, odsłaniając się - jako wyznawcy idei i koncepcji … z a p o m n i e n i a (inaczej: „spuszczenia” zasłony !). Taką świadomość obywatelską pozostawił po sobie miniony system, oparty w kraju, gdzie cytryna dojrzewa, na „przyjaźni” polsko – radzieckiej i wzorach stamtąd.
Wstrząs, żałoba, konstytucyjny wymóg wyboru następcy tronu w niestosownie krótkim z konieczności dla tej sytuacji terminie, powódź jedna, druga - to wszystko sprzyjało wyciszeniu i przykryciu sprawy. Ale czas powrotu do tematu nadejść musiał. Jak i czas powołania Komisji parlamentarnej p. A. Macierewicza, jako nieuchronna konsekwencja rzeczy, czego uniknięcia nie należało oczekiwać. Pojmowanie tego w kategoriach walki politycznej (z użyciem Krzyża !) - to prymitywna demagogia i błąd (polityczny). Zadziwiające, jak się rządowi udało uwieść opinię publiczną w tej materii (czego ludzie nie kupią…) Na szczęście nie całkowicie, bo w tym narodzie nigdy
nie zabraknie wrażliwości, która wobec przeważającej - choć wierzę, że pozornej - obojętności na przejawy zła, pobudza w ważnych chwilach do czynnej postawy.
W naszych dziejach krzyż zawsze był i jest i długo jeszcze będzie orężem walki o słuszną sprawę (co i w jakim celu dzierży w dłoni ks. Skorupka - można się przekonać tuż za Wisłą...) - bezbronni nie mają innej broni. To władza ma broń, policję, straż. To Pan Prezydent szermuje Krzyżem w walce politycznej Platformy
z PiS-em. A to właśnie On - jako pierwszy obywatel, winien być Jego Pierwszym Obrońcą. Na nim wyrósł. I tej, tragicznie zakończonej, szczególnej wobec rosyjskiego oportunizmu misji swojego poprzednika, zawdzięcza awans do najwyższej godności
w Państwie. Akceptacją Krzyża spłaciłby wobec Niego swój dług. Tak, jest Jego Wielkim Dłużnikiem. Czy okazał się godnym tej Godności ? I tego zadłużenia ? Cieniem na tej prezydenturze kładą się kompromitujące Prezydenta zdania: „Miejsce krzyża jest w kościele” i „Ten krzyż - w tym miejscu - ranił uczucia religijne wielu Polaków”. Miejsce dla krzyża jest w s z ę d z i e (za wyjątkiem terenów należących do społeczności innych wyznań, o ile nie ma na to ich zgody). A uczucia religijne wielu Polaków zranił on sam - także tymi słowy. Wciąganie zaś do tej smutnej gry
Kościoła, stawianie jego hierarchii i funkcjonariuszy w niezręcznej sytuacji - to nie po chrześcijańsku. O skali kryzysu świadczy także i to, że i Kościół się w tej sytuacji zagubił. Chociaż częściowo - zreflektował. Kolej na refleksję i przemianę Pana Prezydenta. Belweder zobowiązuje ! - odcięcie pępowiny jest nakazem męża stanu.
To właśnie Platforma (z dawniej dobrze rokującym przymiotem „obywatelska”) uczyniła ten Krzyż elementem tak gorszącej walki - przeciwko b r a t n i e j opozycji.
Sama ją stworzyła. Trzeba było dojść do zgody z PiS-em, kiedy był czas, wola, poparcie i wiązane z POPIS-em wielkie nadzieje całej solidarnościowej Polski oraz niepowtarzalna historyczna szansa na sklejenie pękniętej SOLIDARNOŚCI. Nie była do tego zdolna - czmychnęła do opozycji. Teraz chciałaby - dla zgody - ją stłumić, choćby kopiąc leżącego. To się w Polsce nie uda. W każdym razie - nie powinno !
Porozumienie premierów Polski i Rosji źle się nam kojarzy. De facto wskazuje na układ przeciwko polskiemu prezydentowi i pachnie zdradą stanu, bowiem ani polski premier (nagrodzony przez rosyjskiego za dziecięcy uśmiech, którym - o dziwo - i Polaków skokietował) nie stanął wobec polskiej racji stanu, sprawy katyńskiej i godności Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na wysokości zadania - ani polska dyplomacja. I to właśnie leży u podłoża smoleńskiej tragedii, co wielu Polaków zrozumiało zrazu, dając temu wyraz pielgrzymując masowo pod Pałac Prezydencki. Wbicie klina przez tandem Putin - Miedwiediew między polskiego prezydenta
i polskiego premiera - pamiętajmy, że w tle jest Katyń - to rosyjski majstersztyk, który miał Polsce pomóc. I stosunkom rosyjsko – polskim. Pomógł. Skutecznie. Najskuteczniej - polskiemu premierowi (jak drug - drugom). Polak to kupił. Z wdzięcznością i osobistą satysfakcją. A płaci Polska. Znów Rosja nam pomogła.
Miarą suwerenności Polski jest możliwość mówienia o tym otwarcie.
Polski premier - zamiast myśleć o reelekcji - może powinien ubiegać się o stypendium do Moskwy po lekcję, jak układać współpracę z prezydentem swojego kraju oraz państw sąsiednich. Zaś - po uroczystościach pogrzebowych - podać się do dymisji. Wciąż za późno nie jest. W imię polskiej racji stanu i dla własnego dobra...
Polski Minister Spraw Zagranicznych oświadczył, że obydwa loty dla uczczenia 70. rocznicy Katynia były przygotowane identycznie. To znaczy, że winę za katastrofę ponosi strona rosyjska i takiego werdyktu oczekujemy po zakończeniu (jeśli dojdzie do zakończenia) śledztwa. Co na to odpowie rosyjski minister? Stalin na pytanie Sikorskiego, gdzie są polscy oficerowie, odpowiedział: uciekli do Mandżurii. Pierwsza wypowiedź kontrolerów smoleńskich brzmiała: polski pilot nie znał rosyjskiego. Jednakże moskiewska komisja doliczyła się aż tuzina przyczyn wypadku. To już niemal oficjalnie wiadomo, że wiarygodnego wyjaśnienia katastrofy nie będzie. Jak nie ma konkretnej przyczyny, to znaczy, że doszło do niej bez przyczyny. Nie ma takich wypadków. A jeśli jest konkretnych przyczyn dwanaście - to jest to sabotaż. Tak, czy owak, sprawa jest polityczna i oczywista, że kwalifikuje się do tej grupy zdarzeń niewyjaśnionych, co śmierć premiera Sikorskiego w Gibraltarze i zamach na Jana Pawła II w Rzymie. Pierwszą można wiązać - nomen omen - z Katyniem, ale co miał jakiś Turek czy Bułgarzy do polskiego papieża ? Trzeba i o tym światu przypomnieć.
W tych okolicznościach odsyłanie opinii publicznej do wyników śledztwa - to element gry o czas dla władzy, a cisza wokół tego powinna zastanowić… cichych i „uspokojonych”.
W niespodziewanym aspekcie smoleńskiego dramatu wybory nowego prezydenta posłużyły w Polsce do podstępnej walki Państwa z Kościołem, w której do ataku obrano Krzyż. Ale Pan Prezydent się pomylił. To nie o Krzyż tu chodzi, lecz o miejsce, na którym został postawiony. Tego miejsca Pan Prezydent nie usunie ani na drodze przeniesienia go do Kościoła św. Anny, ani na Jasną Górę, ani poza granice kraju. Dlatego w tym miejscu Krzyż stanie ponownie, jak nie ten sam, to inny, jak nie dziś - to jutro. Bo Krzyż jest najgodniejszą formą upamiętnienia tego narodowego dramatu. Tak, jak - pomnik. Tymczasem stosunek P. Prezydenta do tego Krzyża ośmielił postpezetpeerowską opozycję do rewizji stosunków Państwo - Kościół w Polsce. Ale może i warto podjąć to wyzwanie. Kościół bowiem wciąż jest w Polsce instytucją w jakimś sensie dyskryminowaną. A choć to przecież pełnoprawni polscy obywatele, tu urodzeni, żyją jakby wyjęci spod prawa, nie mając swojego symbolicznego nawet przedstawicielstwa w Parlamencie. Na nowej fali demokracji i na życzenie „postępowej” lewicy można by się zgodzić na powrót do tego tematu.
Tymczasem o rewizję upomina się zawarte pośpiesznie, jak za głosem szatana (wzorem WRON z nocy z 12/13. 12. 1981 r.), tzw. Porozumienie Kancelarii Prezydenta z Kościołem, narzucone mu siłą, bez społecznego udziału, choć Kościół w tej sprawie stroną nie był a harcerze, znani-nieznani sprawcy byli pod presją. Dziwi oświadczenie Kurii Warszawskiej z 16. 09. 2010, błędne we wszystkich trzech punktach, albowiem nie była to i nie jest sprawa zwana powszechnie sprawą Krzyża, ale - obecnej prezydentury. Udział Kościoła w próbach manipulacji Krzyżem, podejmowanych w celu usunięcia go z jego miejsca, do czego Kościół dał się wciągnąć, podważa również Jego autorytet. Nie powinien się czuć przywiązanym do tego porozumienia. I n i e m a sprawy ani „obrońców Krzyża” ani „tzw. obrońców Krzyża”. To Krzyż jest bowiem obrońcą: prawdy, prawa i sprawiedliwości, o co w Polsce ciągle
trzeba walczyć ! DLATEGO trzeba go było usunąć i ZAMKNĄĆ. Jest czasowo internowany w Kaplicy. Ale dla przeciwników Krzyża to nie było jeszcze dość. Jeszcze chcieli go wywieźć na tamtą niegościnną ziemię. Szeroko zaś upowszechniany „pomysł” poddania i powierzenia losu tego Krzyża haniebnemu głosowaniu - to, jak dotąd, najznamienitsze osiągnięcie prezydenckie w tej sprawie. Dobrze, że rozum zwyciężył. Oby zawsze zwyciężał. Ten krzyż ma od początku misję nietykalną i nikt nie ma doń tytułu do rozporządzania nim, jak swoją prywatną własnością, jak swoją rzeczą. Dla tego Krzyża jest tylko jedna droga dopuszczalna: powrotna ! Na jedyne najgodniejsze miejsce, jakie dla niego jest. Gdzie wszedł już do historii i zajął w niej to miejsce. A do zakończenia sprawy trzeba tylko doprowadzić tam instalację gazową, by zapłonął przed nim znicz wiecznym płomieniem - światłem pokoju. Miejmy nadzieję.
Rosja oczekuje od Polski, aby zapomniała o Katyniu.
Polska Platforma oczekuje od nas zapomnienia o Smoleńsku.
Nie. Nie zapomnimy. Nie ma Katynia bez Smoleńska !
Dlatego prezydencki Krzyż musi wrócić na swoje miejsce !
Andrzej Ruszczak, Komitet Katyński
Październik 2010 r.
Uwaga. W przypadku publikacji tego tekstu, nie wyrażam zgody - pod rygorem prawa autorskiego - na dokonywanie w nim jakichkolwiek zmian i skrótów bez porozumienia ze mną.
Andrzej Ruszczak
Inne tematy w dziale Polityka