Pod koniec stycznia stanął mój zegarek ręczny. Przez jakiś czas leżał po prostu na biurku, a ja obywałam się czasomierzem w telefonie komórkowym. Wczoraj, kiedy wreszcie powiało ciepłem i pierwszy raz po półtora miesiąca wyruszyłam na wyprawę rowerem, postanowiłam przy okazji kupić nowe baterie.
Ale zegarek nie ruszył. Mimo wkładania różnych innych baterii, czyszczenia mechanizmu, uparł się trwać przy godzinie 12.40.
Wczoraj wieczorem ojciec przyniósł mi wreszcie foliowy woreczek, wydobyty z dna szuflady. - Dam ci zegarek babci... - powiedział lekko wzruszony - Ten zegarek trzeba nakręcać. Bbacia nie miała czucia w palcach, więc nie mogła obsługiwać baterii. Zajrzałam do torebki, a tam na dnie trzy stareńkie mechanizmy "Cgue>ano b CCCP". Wiadomo, niezbyt piękne i foremne, bo kupione gdzieś okazyjnie, w czasach handlu z Rosjanami, którzy sprzedawali na placu Wolności czapki wojskowe typu patelnia vel lotnisko, przyrządy stomatologiczne i lekarstwa bez recepty. Mnie spodobał się jeden zegarek: i wtedy przypomniałam sobie, że to właśnie ten widziałam na ręce babci. Ten pewnie miała przy sobie, kiedy pewnego upalnego popołudnia znaleziono ją po wypadku.
Nakręciłam go i zaczął chodzić, choć w pierwszej chwili nawet tego nie zauważyłam, bo nie ma sekundnika. Zbieg okoliczności. Mój stary zegarek stanął pod koniec stycznia, tak się składa, że kilka lat temu o tej porze roku zmarła babcia. Mój nowy zegarek ruszył w samą Środę Popielcową, w dniu, w którym zaczęliśmy czuć zapach wiosny.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości