Żałuję, że język rosyjski, jaki poznawaliśmy w podstawówce, ograniczał się do tematów ponierskawa łagieria i drużby polsko-ruskiej. Po latach nasz wykładowca ekonomii powiedział, że Rosja to był wielki kulturalny kraj, którego dziedzictwo zniszczyła rewolucja bolszewicka.
Faktycznie. Kiedy - w przelocie - przyjrzałam się filmowym scenom balów, sanny, rozmów w salonie, stwierdziłam, że to Rosja, której nie znałam. Taką Rosję znalazłam w filmach. Jak na złość i na cyrylicę, trudno cokolwiek znaleźć w internecie. Ale kiedyś dogrzebałam się "Oniegina" - obejrzałam go najpierw z niemieckim lektorem w tle (ćwiczyłam akurat rozumienie ze słuchu przed egzeminem). Fajny film, wreszcie to, co rosyjskie, pozbawione motywu walki klasowej i uciskanego chłopa. A za to zima, woda, mgły, muzyka, literatura, pałace i strojne damy o urodzie wschodnich ikon. Nawet się twórcom z USA i Wielkiej Brytanii, tradycyjnie zapatrzonym w Rosjan, udało odtworzyć obraz dawnych czasów.
Ostatnio wróciłam do filmów. A zaczęło się od niemieckiego, którego na co dzień nie używam w mowie, więc i zapominam. Odkryłam konwencję łączenia filmu fabularnego z popularnonaukowym, a to dzięki ich telewizyjnej serii "Die Deutschen" (przedstawia dzieje tego narodu wg najważniejszych etapów, czasem z komentarzem historyków polskich). O łatwiej zrozumieć starannie wypowiadane słowa naukowca niż pruskie wrzaski w propagandowym filmie o Frycu (Fryderyku IIWielkim). Wtedy jednak uszy puchły...
Idąc niemiekcim tropem, znalazłam programy dotyczące Rosji. Wybierałam - w miarę możliwości - wersję z ich lektorem lub dubbingiem. Najpierw - "Anna Karenina". Niewiele tutaj skorzystałam w sensie językowym, bo też niewiele tam mówią, a więcej, he, he, działają. Dalej było ciężko. Filmy o dawnej Rosji są albo anglojęzyczne, albo - brrr - radzieckie. Coś mi nie leżał temat Zajcewa, pierwszego snajpera CCCP. W okienku wyskoczyła mi wreszcie "Catherine the great" i . "Mołodaja Jekaterina" O, tu już dobra jakość obrazu i dźwięku, a ta "Catherine..." zawiera też komentarze historyków. Na ile wiadomości dotyczące Katarzyny są obiektywne, ocenią historycy. Jakoś nie doszukałam się tam wieści o sławetnej rozpuście (wielce przystojni Orłow czy Patiomkin są niemalże zbawicielami odrzuconej przez dwór carycy) ani o rozbiorach Polski... Charakterystyczne jest to, że Polska w tych filmach albo nie istnieje, albo jest wspominana jako mało istotna wysepka leżąca gdzieś na drodze na "zapad". Potem seria popularnonaukowa "Russkije cary" (chyba z 12 odcinków; na razie nie wkleję linka, bo nie mam teraz pod ręką cyrylicy). Niestety, trochę przynudne i nie tak dobrze wykonane w sensie technicznym jak "Die Deutschen". Pewnie z czasem pojawi się nowa seria.
Jest też nowy film pt. "Puszkin: ostatni pojedynek". Bardzo chciałam go zobaczyć, alem nie znalazła całości online.
Na koniec: "Pietr pierwyj. Zawieszczianie". To już ciężki film. Kazamaty, wredne imperatoryce, spiski, "sobaki" i "swołocze" - obecne także we wcześniej wymienionych, ale tutaj w wersji z turbodoładowaniem. Generalnie trup ściele się gęsto. Biją się po twarzach, wyrzucają wzajemnie za drzwi ("won at sjuda!") i trują. Na szczęście równoważą to sceny w cerkwiach, prawosławny rytuał i oczywiście piękne śpiewy. Warto zobaczyć ostatnią scenę "Pietra", gdy sześciu bojarów vel dworaków niesie cara Piotra Wielkiego na marach, przez centrum Petersburga... Kroczą powoli nowoczesną drogą, wśród pędzących samochodów, pod jakąś linią energetyczną. Środkiem ruchliwej jezdni, wśród kamienic, niezauważani przez nikogo... (to nb. często stosowany chwyt w przypadku Chrystusa z krzyżem). Kiedy ją obejrzałam, na bocznym pasku znalazłam inny program o Piotrze. Wynika z niego, że Pietrusza wcale nie zmarł z powodu swojej choroby przewlekłej, jak to sugeruje reżyser filmu fabularnego, tylko padł ofiarą otrucia. Nawet nie bardzo się zdziwiłam.
Zamierzam poświęcać się dalej i oglądać to, co znajdę, dla złotych pałaców, strojów z brokatu i roztańczonego zimą Petersburga. Zresztą, sylwetki Rosjan, przedstawiane poza kontekstem wojen z Polską, są bardzo ciekawe, po prostu - pokazane z innej, niż dotąd znałam, strony. A kiedy wstałam dzisiaj rano, zaczęłam plątać polski z rosyjskim, od samego słuchania. Dobry znak, a przecież przede mną jeszcze to. Nie wiem, czy przekonam się do suchej gramatyki, którą mimo wszystko też powinnam przerobić.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości