Można za jednym zamachem. Pies zawyje i już.
Można też po kawałku. Wprawdzie zachowa wtedy ogon (choć coraz krótszy) na dłużej, ale wyć będzie za każdym razem.
U ludzi – jakby odwrotnie. Jeśli pozbawić ich czegoś od razu, wtedy protestują wniebogłosy. Jeśli jednak konfiskować im prawa stopniowo, jakoś tego nie zauważają.
Zgodnie z nową ustawą o szkolnictwie wyższym już w ubiegłym roku wykładowcy z państwowych uczelni musieli prosić swoich rektorów o zgodę na drugą pracę. Zgodę udzielaną pod warunkiem braku “konfliktu interesów”.
W tym roku to już nie wystarczy. Rektorzy domagają się (jakim prawem?!) “wykazania korzyści” dla uczelni z faktu dodatkowego zatrudnienia jej pracowników.
A więc tylko w ciągu jednego roku nastąpiło znamienne poszerzenie ustawy (a właściwie wykroczenie poza to, co przewiduje) i dalsze ograniczenie wolności kadry dydaktycznej. Pies wyłby coraz głośniej, ale profesorowie siedzą cicho.
Widocznie przy podcinaniu skrzydeł elicie intelektualnej kraju sprawdza się inna procedura niż przy obcinaniu psiego ogona.
Inne tematy w dziale Gospodarka