Wobec imponujących osiągnięć Prezesa Marcina P. praktykowane przez jego rówieśników “numery na wnuczka” to tylko sztubackie psikusy. Nic więc dziwnego, że sprawa Amber Gold interpretowana jest najczęściej – i słusznie – jako wyraz słabości całego państwa i jego najważniejszych instytucji (to przecież przedstawiciel Prokuratury z rozbrajającą szczerością przyznał kilka dni temu, że mimo posiadanych informacji dotąd nie podejmowano żadnych działań, “bo sprawa nie była nagłośniona”!)
Ale można też na rozwijającą się tak dynamicznie aferę spojrzeć jako na przejaw nadzwyczajnej skuteczności promowanej w minionym dwudziestoleciu ideologii.
Propagowaną wartością (na co zwracał uwagę m.in. prof. Bralczyk) była bowiem w tym czasie egoistyczna samorealizacja, sukces indywidualny osiągany za wszelką cenę. Takie wzory osobowe kreowały media, do takich działań zachęcali politycy, do ładu indywidualistyczno-osiągnięciowo-rynkowego wzywali socjologowie. Jak słusznie zauważał prof. Beksiak, reklamowano wprawdzie mentalność kapitalistyczną, ale w jej formie zdecydowanie patologicznej i łupieżczej, właściwej postawie “kupca lewantyńskiego”, a nie dojrzałego i odpowiedzialnego homo oeconomicusa z tekstów Maxa Webera. Teraz zbieramy tego owoce.
Sprawa Amber Gold – to swoiste zwieńczenie transformacji – powinna pobudzić tzw. środowiska opiniotwórcze do refleksji nad kwestią odpowiedzialności za słowa – często po prostu złe, głupie i lekkomyślne.
Inne tematy w dziale Gospodarka