Co postanowili, to zrobili.
Jak naród zdecydował, tak uczynili.
I nie ponawiali głosowania aż do uzyskania innego wyniku.
Zwyciężyła więc demokracja, trzeźwa kalkulacja z pewnością również, a na pewno poczucie dumy, które nie pozwala rezygnować z własnej suwerenności.
Przed laty Margaret Thatcher tak wyraziła się o Tonym Blairze: „jest on zaangażowany w politykę, która będzie prowadziła do stopniowej likwidacji Wielkiej Brytanii jako niepodległego państwa narodowego, a nawet do likwidacji brytyjskiej demokracji. Jest coś bardzo nie w porządku z premierem, którego wolność i niezawisłość jego kraju po prostu w ogóle nie obchodzi” („The Daily Telegraph” 1.VI.2001). Brytyjczycy mając w pamięci słowa jednego premiera o drugim premierze zdecydowali się zatem zawierzyć trzeciemu, gdy tylko nadarzyła się po temu okazja.
O północy 31 stycznia 2020 WB wystąpiła więc z UE realizując tym samym swoją odwieczną zasadę: być z Europą, ale nie w Europie. I co? Wbrew moralnemu oburzeniu politycznych bigotów, którzy byli tak zgorszeni brexitem, jak kiedyś stare ciotki rozwodem w rodzinie, wbrew ortodoksom politycznej poprawności, którzy gotowi powtarzać: „Poza UE nie ma zbawienia”, wbrew wszystkim pozbawionym odwagi i wyobraźni, by tworzyć coś nowego, a nie znosić dyktaturę niewybieralnej biurokracji brukselskiej – świat się nie skończył.
Może należałoby dopisać do polskiego hymnu narodowego kolejną zwrotkę: „dał nam przykład Borys Johnson, jak wychodzić mamy”?
Inne tematy w dziale Polityka