To nie jest tak, że młodzi luzie kształcą się zagranicą i nie chcą wracać do Polski. Oni po prostu wrócić nie mogą. Oto przykład
Kolega, Polak, ukończył studia filologiczne w Szwecji. W tym samym roku co ja.
Ja postanowiłem składać podanie na studia doktoranckie w Wielkiej Brytanii (Nottingham, Manchester). Ponieważ ważne w tym wpisie jest porównanie procedur, pokrótce przedstawię drogę jaką przeszedłem:
1. Poprzez internet znalazłem pracowników tych uczelni zajmujących się moją działką. Przesłałem im moją propozycję doktoratu z zapytaniem czy zgodziliby się zostać moimi promotorami. Zgodzili się.
2. Przez internet wypełniłem podanie, załączyłem skan dyplomu, życiorys, list motywacyjny i plan doktoratu. Podałem dane moich referentów.
3. Po paru tygodniach dostałem na maila informację (z pierwszego uniwersytetu), iż zostałem przyjęty, pod warunkiem iż dostarczę oryginał dyplomu oraz zaświadczenie o zdaniu egzaminu z angielskiego - najpóźniej w dzień rozpoczęcia roku akademickiego.
4. Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii dostarczyłem oryginały dokumentów. Potem pozostały już tylko kwestie finansowe (czesne), ale to reguluje się już w trakcie roku akademickiego.
A JAK JEST W POLSCE....
Wspomniany Kolega zdecydował się na spróbowanie swoich sił w Polsce, na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie znał już promotora swojej pracy. Przedstawił projekt doktoratu. Promotor zaakceptował plan pracy. Teraz nie pozostało nic innego jak złożenie podania, ale...
Na studia doktoranckie obowiązuje egzamin. Ilość miejsc jest ograniczona. Kolega zdawać chciał na filologię, więc naturalnie egzamin zdawać by musiał z angielskiego oraz... ekonomii. Następnie jest rozmowa kwalifikacyjna. Uprzedzono go, że dostać się jest bardzo trudno. Spytałem się Go, czemu nie spróbuje na taki płatny doktorat zdawać - może wtedy da się obejść ten cyrk z egzaminami. Niestety, edukacja ma być bezpłatna, więc nie można płacić...
W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę, że na większości uczelni na Zachodzie nie ma czegoś takiego jak egzamin na studia doktoranckie. Ewentualnie ma miejsce coś takiego jak „rozmowa z kandydatem", która jednak w przeciwieństwie do naszej „rozmowy kwalifikacyjnej" nie jest egzaminem ustnym i odpytywanką odnośnie studiów i projektu, a bardziej luźną rozmową (często połączoną z obiadem), na której przyszły promotor (i paru innych pracowników instytutu) chce bliżej poznać kandydata. Jeśli kandydat nie może przyjechać na miejsce, rozmowa odbywa się przez telefon.
Kolejną kwestią było złożenie podania i dokumentów na studia doktoranckie, na które składa się ma oprócz standardowych spraw jak życiorys, czy podanie, także: lista publikacji naukowych - minimum dwóch (u świeżego absolwenta studiów magisterskich!!), projekt pracy doktorskiej - niby nic wielkiego, ale projekt ten winien być przedstawiony i dokładnie przedyskutowany na forum zakładu naukowego w obecności opiekuna naukowego, który sporządzi protokół ze spotkania i przedstawi go dziekanowi (to oznacza np. konieczność podróży kolegi do Krakowa). Dyplom ukończenia studiów - i tu cyrk jest największy...
Podobnie jak ja, Kolega kończył studia w Szwecji, na uczelni, która uchodzi za jedną z najlepszych w Skandynawii, a w światowych rankingach zwykle znajduje się najdalej na 50-tym, 70-tym miejscu. Koleżanka studia kończyła dwa lata przed nami i rozpoczęła studia na Uniwersytecie Oxfordzkim i z tego co mówiła, kwestia wiarygodności dyplomu nie była ani razu w czasie rekrutacji poruszana. Kwestia dyplomu nie była również ani razu problemem, gdy ja zdawałem na studia w Nottingham czy Manchester.
Jakież zdziwienie było Kolegi (a i moje gdy to mi opowiadał), że dyplom musi na Uniwersytecie Jagiellońskim (miejsce 301-400) przejść proces nostryfikacji, do której trzeba dostarczyć:
-
tłumaczenie przysięgłe dyplomu (dyplom jest w j.angielskim - a mówimy tu o Wydziale FILOLOGICZNYM),
-
tłumaczenia przysięgłe arkusza ocen lub indeksu (niby skąd??),
-
kopię pracy magisterskiej,
-
kopię dyplomu na podstawie, którego kandydat został przyjęty na studia magisterskie.
-
dokumenty stwierdzające przebieg przewodu (rozumiem, że chodzi o studia magisterskie)
-
wykaz publikacji - wraz z tłumaczeniem przysięgłym (to jest wg mnie najlepsze)
-
legalizację dyplomu dokonaną w konsulacie,
-
apostille dyplomu (w przypadku Szwecji wydaje szwedzki notariusz),
-
opłatę nostryfikacyjną: 4000 zł (bez względu na wynik postępowania).
Kolegę pocieszyła informacja, że z nostryfikacji można być zwolnionym. Wprawdzie lista dokumentów wymaganych jest identyczna jak powyżej, ale przynajmniej opłata za zwolnienie jest niższa - 1000 zł. Oczywiście, pod warunkiem, że „Rada uzna, że osoba ta posiada wystarczające kwalifikacje do podjęcia tego typu studiów".
Dotychczas sądziłem, że będąc w UE nasze dyplomy ze Szwecji czy Wielkiej Brytanii będą uznawane automatycznie w Polsce. I teoretycznie tak jest - na papierze (rozporządzenie ministra w/s nostryfikacji stopni naukowych).
Jednakże Rada Wydziału Filologicznego UJ postanowiła w trosce o poziom nauczania, że „nie będzie przeprowadzać zwolnień z postępowania nostryfikacyjnego stopni naukowych uzyskanych w państwie członkowskim UE".
I tak oto, dyplom, a co za tym idzie jakość wykształcenia, uczelni będącej jedną z kilkudziesięciu najlepszych uczelni na świecie, nie jest kwestionowany przez Uniwersytet Oxfordzki, czy parę innych uczelni spośród światowej czołówki, a jest stawiany pod znakiem zapytania przez uczelnię, która plasuje się pomiędzy miejscem 301 a 400. Jakby to chodziło o dyplom z Wyższej Szkoły Biznesowania w Kiszyniowie, czy Ułan Bator.
Ba, nawet gorzej. O ile bowiem, płacić za nostryfikację lub zwolnienie z niej, musi absolwent uniwersytetu szwedzkiego, brytyjskiego czy amerykańskiego, to nie musi tego robić absolwent uczelni mongolskiej czy libijskiej. Dyplomy uzyskane w tych krajach (a także takich potęgach światowej nauki jak Tadżykistan, Wietnam, czy Syria) są bowiem bez problemu w Polsce uznawane.
Proszę sobie zatem porównać ilość procedur, które musi przejść kandydat na doktoranta na uczelni brytyjskiej i na UJ. Proszę spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: „czy młodzi naukowcy będą wracać do Polski, by robić doktoraty, pracować na uczelni? (nostryfikować trzeba też doktorat, no chyba, że robiło się go w Uzbekistanie). Co niby ich do tego ma zachęcić, jeśli (pomijając już niższe zarobki), tego typu trudności stawiane są jeszcze przed rozpoczęciem właściwych studiów? Z pewnością nie wystarczą tylko i wyłącznie miłe prośby naszego Prezydenta i Premiera.
c.d.n (tzn. jeszcze trochę o studiach wyższych w najbliższych dniach)
social.
PS
Historię opisałem bez zgody wspomnianego Kolegi, ale wydała mi się tak absurdalna i niedorzeczna, a przy okazji ważna, że postanowiłem zaryzykować:)
Trochę linków:
http://www.filg.uj.edu.pl/NostryfikacjeZwolnienia.pdf
http://www.filg.uj.edu.pl/OtwarciePrzewodowDoktorskich.pdf
http://www.buwiwm.edu.pl/uzn/podstawy.htm
"Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny."
"przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna"
Prof. Marcin Król
"Nie po to robiliśmy rewolucję, by mieć demokrację" Prez. Mohammad Ahmadineżad
"Przyjdą wybory prezydenckie albo pan prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni"
Bronisław Komorowski
Kontrwywiad RMFFM, 29 kwietnia 2009
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka