social social
148
BLOG

Dyktatura ekoproletariatu, cz. 1

social social Polityka Obserwuj notkę 41

Tamsin Omond, Olivia Chessell, Leo Murray, Graham Thompson, Richard George - ta piątka, dnia 27 lutego wdrapała się na dach parlamentu brytyjskiego, by zaprotestować przeciwko rozbudowie lotnisk na terenie Wielkiej Brytanii.

Była to kolejna akcja organizacji Plane Stupid, która walczy o ograniczenie liczby lotów i lotnisk do minimum, powołując się przy tym na całą plejadę argumentów od tradycyjnie „ekologicznych" po hasła o równości społecznej. Nie byłoby może w tym nic niepokojącego, (w końcu każdy ma prawo wyrażać publicznie swoje nawet najdziwniejsze poglądy), gdyby nie fakt, że działacze oraz ich ideologia zaczyna odgrywać w naszym życiu coraz większą rolę.

To co jeszcze niedawno wydawało się absurdem i niedorzecznością powoli staje się obowiązującym prawem. Chyba już każdy w Polsce wie o wprowadzonych przez Komisję Europejską limitach emisji tlenku węgla, które w ciągu najbliższego roku doprowadzą do kolejnych znacznych podwyżek cen energii, a także mocno przyhamują rozwój polskiej gospodarki (np. w praktyce wykluczają one możliwość budowy jakiejkolwiek nowej większej fabryki, cementowni itp.). Żeby absurdów tych było mało, Komisja dopuściła możliwość zakupienia przez poszczególne firmy dodatkowych limitów. Stworzono w ten sposób wirtualny rynek, który jest (dla eurokratów) genialną maszynką do zarabiania ogromnych pieniędzy na czymś czego produkcja kompletnie nic nie kosztuje, nie trzeba magazynować, pielęgnować, hodować, transportować.

 

Od czasu do czasu ekolodzy dają o sobie znać blokując budowę nowej autostrady, mostu, tunelu, czy też przykuwając się do statków jakiś wielorybników. Do tego przyzwyczaili się już chyba wszyscy. Ot, działacze ekologiczny blokują budowę mostu. Władze dumają, dumają i cofają decyzję o budowie. Niweczy to lata planów, przygotowań, marnowane są pieniądze.

 

Niestety, wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek długiej drogi, a przedsmak tego można obserwować już w krajach Europy Zachodniej i Północnej.

 

Zły Samolot

Głównym wrogiem działaczy ekologicznych (celowo nie używam słowa „ekolog" by nie mylić tych ludzi z osobami, które z wykształcenia są ekologami i po prostu posiadają taki zawód) stał się w ostatnim czasie transport lotniczy. Na stronach organizacji walczących z tym  środkiem transportu przeczytać możemy ile to ton dwutlenku węgla przypada na każdego pasażera i jakie to szkody wyrządzamy w ten sposób przyrodzie. Działacze tych organizacji udowadniają, że na jednego pasażera przypada jedna czy 2 tony dwutlenku węgla. Najbardziej liberalni stwierdzają, że jest to ok. 66 kg na pasażera, czyli np. Boeing 737-800 (używany przez Ryan Air), który mieści 162 pasażerów wydala ponad 10 ton samego CO2. Proszę wyobrazić sobie ile musi ważyć paliwo, by wydalić taką ilość CO2. Proszę pamiętać też, że maksymalna masa startowa tych samolotów (razem z bagażem i pasażerami) to 79 010 kg. Oczywiście to ten wariant bardziej liberalny (nazwałbym go 'airplane-friendly'), proszę bowiem przeprowadzić sobie te same obliczenia dla wariantu zakładającego, że na pasażera wypada 1 tona CO2....

Histeria roztoczona wokół tego problemu doprowadziła do wprowadzeniu w niektórych krajach dodatkowych opłat „ekologicznych" pobieranych od pasażerów. W roku 2006, tuż przed wyborami parlamentarnymi, rząd szwedzki zdecydował o wprowadzeniu dodatkowego podatku od biletów lotniczych. Efektem tego było widmo bankructwa, które pojawiło się przed lotniskami w Vasteras oraz Bromma (dzielnica Sztokholmu). Zagrożone likwidacją, a przynajmniej poważnym odpływem pasażerów, był lotnisko w Malmo, które zagrożone jest cały czas konkurencją ze strony działającego zaraz po drugiej stronie „mostu" lotniska w Kopenhadze. Partia Ekologiczna (Miljopartiet) ogłosiła to wielkim sukcesem, a uwagi o zagrożonych miejscach pracy i podniesionych kosztach podróży, szef partii skwitował stwierdzeniem, że czas byśmy przestali tylko mówić o środowisku, a zaczęli się też dla niego poświęcać. Tak się złożyło, że parę tygodni później Szwedzi mieli iść do urn, ówczesny lider opozycji, a obecny premier, obiecał zniesienie tego podatku zaraz po wyborach. Z pewnością zyskał dzięki temu parę głosów i trzeba to uczciwie przyznać, słowa dotrzymał. Jednakże było to, jak się okazuje, odroczenie tego co nieuniknione. Wkrótce po wyborach temat powrócił. W nakreślonych przez rząd planach walki z globalnym ociepleniem zaproponowano m.in. podniesienie opłat za bilety lotnicze , a także ponad dwukrotne zwiększenie (w perspektywie paru lat) cen paliw. Nawet działacze Folkpartiet, partii jak na szwedzkie warunki prawicowej, zgodzili się ostatnio, że konieczne jednak jest dla dobra środowiska podniesienie podatków na paliwa. Działacze ekologiczni idą jeszcze dalej. Wiosną zeszłego roku, jeden  z  angielskich polityków, zaproponował wprowadzenie jeszcze wyższych opłat dodatkowych pobieranych od pasażerów samolotów (już teraz każdy lecący z Anglii płaci 10 funtów takiego ekoharaczu). Mało tego, zaproponował też, by wprowadzić limit na dopuszczalną ilość podróży lotniczych jaką Brytyjczyk mógłby odbyć w ciągu roku. Za każdy „dodatkowy" lot musiałby wnosić dodatkową opłatę.

 

Dwutlenkowy „ROR"

Zarówno brytyjscy jak i szwedzcy politycy proponują wprowadzenie „osobistego konta", gdzie notowane byłoby zużycie dwutlenku węgla przez każdego obywatela. Każdy miałby swój limit, którego nie mógłby przekroczyć. Działacze szwedzkiej Miljopartiet twierdzą, że to bardzo demokratyczne, gdyż każdy sam będzie mógł gospodarować swoim kontem - czyli np. jeździć do pracy rowerem, a w zamian móc polecieć na wakacje do Tajlandii. Poprzedni brytyjski minister ochrony środowiska, David Miliband, stwierdził, że w przecięgu paru lat wszyscy Brytyjczycy powinni otrzymać takie dwutlenkowe-karty kredytowe.   Niektórzy idą jeszcze dalej. W jednym z ostatnich numerów szwedzkiego dziennika DalaDemokraten, jeden z autorów, wysunął całą listę „żądań", m.in. zakazu ruchu lotniczego na terenie całej południowej Szwecji (zamiast tego, jeździć pociągami). Z podobnym żądaniem występuje też angielska organizacja Tyndall Centre for Climate Change Research.

 

Marsz ekspertów

To co jest najbardziej w tym wszystkim niepokojące niepokojące to to, że ludzie ci  wraz ze swoimi postulatami  są jak najbardziej poważnie traktowani. We wszystkich poprawnych i nowoczesnych mediach, tak samo w Polsce jak i Europie Zachodniej, zieloni bojówkarze występują w dyskusji obok profesorów i znawców zagadnień związanych z ochroną środowiska, meteorologią i ekologią, i ostro ich krytykują, wytykając niewiedzę i ignorancję. Jakiś czas temu w naszej lokalnej szwedzkiej gazecie pojawiła się seria artykułów, sygnowanych przez dwóch geologów-pracowników naukowych, którzy tłumaczyli różne zawiłości klimatyczne i udowadniali, powołując się na różne dane z różnych epok klimatycznych, że zmiany klimatu są naturalne i człowiek ma na to wpływ minimalny, że porównywanie stanu obecne z klimatem sprzed 100 lat jest błędne, gdyż nikt nie powiedział, że akurat tamten okres był jakimś wykładnikiem stanu „normalnego". Według mnie ciekawym argumentem jest zwrócenie uwagi na fakt, że w czasach kiedy nikt nie jest w stanie w 100% przewiedzieć pogody na dzień następny, są ludzie, którzy bez cienia wątpliwości przewidują stan pogodowy jaki będziemy mieli za kilkadziesiąt lat. Pomiajm już mój ulubiony argument, że wg NASA w ostatnich kilku latach nastąpił wzrost średniej temperatury na... Marsie (z pewnością przyczynił się do tego tamtejszy RyanAir i samochody terenowe). Partnerem w dyskusji był radny miejski, lokalny działacz polityczny Zielonych...

Inny przykład: swego czasu do studia TVN24 zaproszono jako eksperta, w dyskusji o globalnym ociepleniu, TVN-owską pogodynkę, która z wykształcenia jest... modelką (tak podają na stronie TVN24 przynajmniej), co nie przeszkodziło jej w bardzo kategorycznych i zdecydowanych zdaniach wypowiadać się na temat aktualnych zmian pogodowych.

Warto zwrócić uwagę na fakt, iż spośród wspomnianych 5 działaczy Plane Stupid, którzy wdrapali się na dach Izby Gmin, to absolwenci sztuki, literatury, filozofii. Żadne z nich nie ma zatem jakichkolwiek formalnych kwalifikacji w branży, którą się zajmują (ba, nawet nauk politycznych żadne nie zgłębiało). Mimo to czują się zobowiązani pouczać, zakazywać oraz walczyć. Ba, sam Al Gore o ile mi wiadomo z wykształcenia jest politologiem (licencjat na Uniwersytecie Harvarda), a jego przygoda z naukami ścisłymi, co złośliwi chętnie mu wytykają, zakończyła się na poziomie dwóch przedmiotów z ocenami odpowiadającymi naszemu „dostatecznemu".

 

ciąg dalszy jutro...

 

social.

social
O mnie social

"Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny." "przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna" Prof. Marcin Król "Nie po to robiliśmy rewolucję, by mieć demokrację" Prez. Mohammad Ahmadineżad "Przyjdą wybory prezydenckie albo pan prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni" Bronisław Komorowski Kontrwywiad RMFFM, 29 kwietnia 2009

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka