social social
66
BLOG

Książka o Wałęsie, czyli zmarnowana szansa IPNu

social social Polityka Obserwuj notkę 5

Jeśli jest coś za co prezes Kurtyka powinien być skrytykowany, to jest to nie sama książka, ale metoda jej sprzedaży.

O tym, że książka ta będzie wydawniczym hitem tego lata wiedzieli wszyscy i to od dawna. Media, zwłaszcza te „poprawne" zadbały (chyba nieświadomie) o zapewnienie książce takiej reklamy i rozgłosu, jakiego mógłby pozazdrościć Harry Potter. Zgodnie z oczekiwaniami przed księgarniami w całej Polsce ustawiły się kolejki, i....

ano nic, bo średnio starcza dla 20 osób, a poza Warszawą zdobycie książki jest awykonalne.

I oto mam właśnie pretensje do Pana Prezesa Kurtyki.

Jak można było taką okazję tak zmarnować???
Chodzi tu nie tylko o okazję do gigantycznego (jak na IPN) zarobku, ale także na dotarcie do szerokiej rzeszy czytelników.

Przecież wiadomo, że zainteresowanie książką największe jest teraz. Nie trzeba być ekspertem od rynku wydawniczego, by stwierdzić, że w lipcu (kiedy planowany jest dodruk, również w zabójczej ilości kilku tysięcy egzemplarzy) zainteresowanie będzie już dużo mniejsze. Media już tak tym żyć nie będą, sporo ludzi o tym zapomni, a część zadowoli się tym co usłyszy od znajomych.

Oczywiście, osoby bardzo zainteresowanie to i poczekają do września, ale przecież chyba chodzi o to, by dotrzeć do jak największej ilości czytelników, zwłaszcza do tych, co bardziej ufają Monice Olejnik niż autorom książki. A wiadomo, że ludzie z tej grupy, jeśli w ogóle po książkę sięgną to właśnie teraz. Niski nakład tylko ich utwierdzi w przekonaniu, że jest to marginesowa publikacja, niczym książki pana Pająka. Decydując się na niski nakład, pozwolono, by duża część odbiorców w dalszym ciągu skazana była czerpać wiedzę o książce z Gazety Wyborczej, a jeśli jutro czy pojutrze przeczytają tam „poważną" recenzję krytykującą tą książkę, to jej na 100% nie kupią. Jak tu prowadzić jakąkolwiek dyskusję na temat tej książki (zwłaszcza z jej przeciwnikami), gdy nie można jej nigdzie dostać.
Wracając do zarobku na książce to zastanawia mnie cena. Przecież ludzie chcący kupić zapłacą nawet 100zł w tej chwili. Na allegro ceny dochodzą do 200-300 zł za egzemplarz. Ale ważne jest tu słowo „teraz", a nie za miesiąc.

Kolejna kwestia to dostawy do innych miast niż Warszawa. Nie mówię, żeby robić taki cyrk jak przy transporcie Harrego Pottera (ochroniarze, zaplombowane skrzynie z książkami), ale na pewno nie może wyglądać tak jak jest w tej chwili, że IPN dziś dopiero rozpoczyna dystrybucję książek. Przepraszam za porównanie z książkami pani Rowling, ale wydają mi się one na miejscu, gdyż jak powiedziałem gorączka wokół książki (i to za darmo fundowana przez nieprzyjazne media!!!) jest większa, niż w przypadku tych bajek dla dzieci. Jaki inny wydawca może marzyć o wywiadach w najlepszym czasie oglądalności z autorami książki, z komentarzami non-stop we wszystkich mediach od onetu po Nasz Dziennik. I to wszystko, podkreślmy jeszcze raz, całkowicie za darmo. A ewentualne transmisje z dostarczenia (pod eskortą ochroniarzy) zalakowanych paczek z książką do poszczególnych księgarń, tylko by podgrzało tę atmosferę. Któż bronił, by IPN zaczął u siebie sprzedaż o północy i przy okazji autorzy podpisywali by egzemplarze książki. Taki cyrk zawsze przyciąga jeszcze większą klientelę, która przeczyta i będzie mogła sama sobie wyrobić zdanie.

Przy okazji być może ktoś kupiłby inną książkę IPN, a może ktoś inny w ogóle dowiedziałby się w ten sposób, że istnieje coś takiego jak księgarnia IPNu.

Niestety, pod tym względem IPN zachowuje się jakby funkcjonował w latach 70-tych, a nie na początku XXI-wieku. Niski nakład (leżąca na moim biurku gramatyka j. perskiego miała chyba większy), beznadziejna dystrybucja, kolejki itd. itd.

Pomijam już kiepski marketingowo zabieg, by udostępnić dziennikarzom egzemplarze książki przed jej oficjalnym wydaniem.

Efekt będzie taki, że IPN ze swoim refleksem rynkowym rzuci dużą ilość książek za parę miesięcy, kiedy to zainteresowanie zrówna się zainteresowaniu innym publikacjom IPNu (nie mówię, że to dobrze, ale tak niestety jest). Większość tych co chcieli dzisiaj kupić książkę, jej nie kupi, a zdanie swoje opierać będzie w większości na tym co powiedział „nasz premier", Monika Olejnik, czy może napisał Tomasz Wołek. Ich przekonanie, że jest to publikacja „niepoważna" będą mogli podeprzeć także faktem, że nie można jej nigdzie dostać.

Smutne. Smutne jest to, że jak nadarza się okazja, by ludziom przedstawić ważny fragment najnowszej historii Polski, inny od tego cukierkowatego pompowanego przez media, kiedy na dodatek ludzie są tą książką autentycznie zainteresowani, to jest to całkowicie zawalane i to przez osoby, którym przecież zależy na tym, by ta prawda trafiła do jak najszerszego grona odbiorców. A jeśli dodamy do tego fakt, że przy okazji marnuje się okazję na tak gigantyczny zarobek (który mógłby pozwolić na finansowanie innych badań), czy też jeśli pomyśli się o tym jaką w porównaniu z tą książką miały w tym roku promocję książki (często nieprawdziwe) o Marcu 68, to aż rozpacz człowiek ogarnia.

social.

social
O mnie social

"Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny." "przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna" Prof. Marcin Król "Nie po to robiliśmy rewolucję, by mieć demokrację" Prez. Mohammad Ahmadineżad "Przyjdą wybory prezydenckie albo pan prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni" Bronisław Komorowski Kontrwywiad RMFFM, 29 kwietnia 2009

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka