Miało być o grach to niech będzie o grach: w porównaniu z takim filmem czy serialem gry absorbują o wiele więcej uwagi i są drogie. Bilet do kina można obczaić za 30 zł, wypad zajmuje 3-4 godziny, serial na jakiejś platformie możesz mieć po wykupieniu abonamentu na miesiąc za 30 zł, oglądasz to na ogół kilka godzin. Przejście gry to często kilkadziesiąt, kilkaset godzin, ludzie grają tygodniami i miesiącami, w sieciówki latami. Nowa gra potrafi kosztować trzysta, czy pięćset, a nawet 700 złotych, trzeba dokupywać dodatki itp. Różnica jest, co tłumaczy wtopę Warnera na kwotę dwustu milionów dolarów, czyli 800 000 000 złotych. Wydali oni grę Suicide Squad: Kill the Justice League w którą nikt nie chce grać. Grupą docelową są tu bowiem fanatycy Batmana, Supermana i całego tego uniwersum. Miłośnicy tych bohaterów, czyli herosów. Twórcy natomiast zeszmacili te postacie zgodnie z założeniami wokizmu będącego manifestacją neomarksizmu: biali mężczyźni pełnią funkcje kułaków, burżujów, sił reakcji, liszeńców i wszelakich wrogów ludu, czyli proletariatu zastępczego. Wonder Women jako kobieta ginie walcząc, a ci zostają opanowani i muszą zostać wykończeni.
Nie dziwi was zatem reakcja graczy, którzy nie chcą inwestować w to coś, co trafiło ostatnio do bezpłatnej dystrybucji dla abonentów Amazon Prajma, gdzie pasuje do Ringów of Pała.
Zabawne są zaś wynurzenia, która nie dostrzegają sedna sprawy wywodząc że to, że sio.
Tymczasem w kinach święci tryumfy film Deadpool i Wolverine, przyjęty z uznaniem gdyż bohaterami jest tam dwóch mężczyzn. Ponoć tam nie ma nawet fabuły. Ale odpowiada gustom grupy docelowej, która sobie go ogląda. Podobnie Andor został dość ciepło przyjęty, gdyż jest oparty na 3 mężczyznach: Andorze, Luthienie i Gollumie. W Mando bohaterem jest Mando. Przy czym wyciąganie Mon Monthmy, która jest zbędna i do wycięcia jest przykładem trollerskiej erystyki.
Napięcie powoduje tu dostosowywanie gier do wrażliwości współczesnego gracza. Przy czym nie podają imienia i naswiska tego gracza, którego gustem się kierują. Gdyby powiedzieli, że kierują się gustem gracza Kowalskiego a gust pięciu milionów innych graczy mają gdzieś, byłoby łatwiej. Albo – deweloperzy gejmingowi kierują się gustem 50 graczy i 500 niegraczy, a gust 5 milionów mają gdzieś. 500 niegraczy to aktywiszcza, które nie grają bo nie umieją, ale pyszczą. Wprowadzenie bohaterów gier wyglądających jak zapasione aktywiszcza musi wywołać określone napięcia. Niech takie gry robią, które mogą być utrzymane przez wspomnianych 50 graczy. A nie płaczą że wtopili 200 milionów. Gdyby ideowo nie było to spaszczone to ludzie by jednak w to grali, bo jakoś to wygląda.
II
Jak wiecie ja oglądam filmy, dlatego zajmę się kwestią przenoszenia różności z komiksów do filmów:
Grono odbiorców filmów superbohaterskich/popkulturalnych na świecie jest większe niż grono odbiorców komiksów i to z kilku przyczyn: komiksy są najbardziej popularne w USA i jest ich dużo. Filmów Marvela jest niewiele, dwadzieścia parę przez co każdy taki film waży dużo więcej od komiksu. Komiksy nie są zwarte i nie tworzą spójnej całości. Historie były wiele razy resetowane i opowiadane od początku, konsekwencje są tu poważne i pomijane. Weźmy takiego Blejda (Blade – gość w długim czarnym płaszczu i ciemnych okularach walczący z wampirami) – ma on konkretną filmową kreację i zdziwienie jest, że fani są fanami tej kreacji i nie obchodzi ich, że w zapomnianych przez Boga i ludzi komiksach chodzi w żółtym wdzianku. Nie chcą żółtego wdzianka bo filmy ukształtowały obraz tej postaci w świadomości kolektywu. Jeśli powstanie 4 część to będzie wojna o wspomniany imidż (image).
https://youtu.be/ErU4c9dqgDk?si=lE3wq2GBMW1A1ou3
Weźmy tu Gwiezdne Wojny: robiąc trzy filmy możesz pominąć wiele kwestii, np. czy opłaca się wozić ziemniaki po galaktyce. Ale gdy wyrasta ci ogromne uniwersum to takie kwestie nabierają znaczenia. Największa pułapką Oryginalnej Trylogii (dalej: OT) są duchy mocy. Lucas używał ich oszczędnie, ale co do zasady są one elementem niszczącym fabułę, bo za dużo wiedzą i są zbyt pomocne. A tu w sekłelach wprowadzili interakcję owych duchów z materią i powinny te duchy mocy się zebrać i wtłuc Snołkowi. W OT nie musieli definiować zasad podróży międzygwiezdnych w nadprzestrzeni, ale potem stało się to niezbędne. Teraz podróże te są niemal natychmiastowe, wszędzie jest blisko, co ma określone konsekwencje.
Prekłele przyniosły nam szybkie przemieszczanie Jedi, które nie pojawia się nigdzie indziej poza Mrocznym Widmem. Mamy też latającego robota R2-D2, który potem nie lata, a mógłby. Po remoncie np. Mamy też radosne definiowanie zasad świata przedstawionego w materiałach uzupełniających, bez poważnej refleksji nad konsekwencjami. No i Maul jest, przywrócony do życia po przeciachaniu na pół. Poznaliśmy przygody górnej części, dokonania zadu Maula są wciąż nieznane. To jest kamień węgielny wszystkich późniejszych absurdów gwiezdnowojennych. Jak Maul przechodzi to wszystko przejdzie, każdy twórca baboła czuje się usprawiedliwiony.
Czy należy zatem opracować kryteria ostrej selekcji, czy może bezkrytycznie przepuszczać całą sieczkę, wszystkie wytwory chorej grafomanii, absurdy i idiotyzmy? Tylko dlatego, że jakiś grafoman, ignorant, osób inteligentny inaczej, wprowadził jakiś bicz świetlny, kask z corthosis czy inny badziew w jakimś komiksie? Wydaje się, że nie ma tu koniecznej świadomości w fandomie. Panuje opinia, że jeśli jakaś durnota została wprowadzona to jej wyciągnięcie w sferę percepcji szerokiej publiczności jest uzasadnione. No nie i po trzykroć nie: zasypcie te bicze świetlne i kaski i zostawcie, gdzie są. Nie wyciągajcie tego. Nie mówcie, że jakiś idiotyzm jest OK bo jest wprowadzony.
Komentarze
Pokaż komentarze