Muszę jak widzę objaśnić o co chodzi z plandekę od Żuka: nikt normalny nie będzie jeździł kabrioletem na mrozie, tak jak czynią to w pierwszym odcinku Mando. Obudowanym autem się będzie poruszał, nawet z ogrzewaniem. Jeśli zatem pokazujesz, że bohater zachowuje się idiotycznie to publika będzie go uważać za idiotę. A mądry ma być. Albo chociaż odbiorca będzie miał rozdźwięk: ja co innego widzę, a co innego słyszę. Mówiąc o Mando to nie jest cała prawda, bo takie ekscesy można skutecznie przykryć. Czy te drzwi: kto zrobi takie drzwi, które są w stanie przeciąć kogoś na pół? Ano właśnie.
Tymczasem w Akolicie mamy jakąś obskurną świątynię na zadupiu, składającego się głównie z ryneczka, tj. pardon – podwórka. Czy oni maja rozumienie, że Jedi reprezentują Republikę? Dlatego ich świątynia, która rzecz jasna nie jest miejscem kultu, powinna się prezentować dostojnie? Musi być zadbana, mają roboty: dajesz droidowi wiadro farby i pędzel i niech maluje. Niech tynkuje. Może to robić 24 godziny na dobę i remont aż do skutku. Jak ktoś nie rozumie tego to niech sobie zwiedzi opactwo w Tyńcu, Czerwony Klasztor na Słowacji koło Szczawnicy, Bielany itp. Mogiłę. Tysiącletnie dbanie o instytucję nie jest zamiłowaniem do hajsu. Jak można tego nie rozumieć?
Tymczasem w schemacie Dzikiego Zachodu wszystko się spina: mamy tam miasteczka, składające się z saloonu, hotelu nad nim, sklepu, kościoła i paru domów przy głównej ulicy, z niezbędnym rzemiosłem. Między miasteczkami są pustkowia z drogami dla dyliżansów, miejscami farmy itp. 10 000 Jedi styknie (wystarczy) na cały Dziki Zachód. Dlatego w Gwiezdnych Wojnach na planecie jest jedna wioska, czy miasteczko. Bo planeta reprezentuje westernowe miasteczko z okolicą, i to nie całą. Co gorsza dlatego kalekie jest szukanie: jak w westernie podasz miasto jako lokację poszukiwanego to wystarczy. Miasteczko jest małe, spytasz się salooniarza i ci powie. Ale podawanie, że ktoś jest na planecie Khofar jest bez sensu. Tak, jakbyś powiedział, że ktoś jest na Ziemi i sobie szukaj wiatru w polu.
Nie mamy tu problemu z białymi plamami, tylko z sprzecznymi komunikatami nadawanymi przez twórcę (co innego widzę, co innego słyszę). Jak sobie radzili z tymi problemami ludzie którzy się znają na rzeczy? Przecież Akolita ma budżet zaledwie 180 milionów dolarów, stać ich na pokazanie tylko 2 uliczek na krzyż i podwórka.
Problem świątyni łatwo można rozwiązać. Wystarczy powiedzieć, że to zabytek i już. Ale wtedy trzeba zrobić kostkę na podjeździe i odnowić obskurne wnętrze. Estetykę wprowadzić jakąś.
Zauważcie, że w Mrocznym Widmie sobie poradzili, bo Naboo ma stolicę raz, zadbaną. Ma też oddzielną cywilizację pod wodą, ze swoimi miastami. Co ją spotkało pod rządami Imperium? I to już jest znaczący postęp.
W OT (Normalna Trylogia) też sobie radzili: zaczynamy od pustki totalnej, potem mamy farmę, potem Mos Eisley, konsekwentnie budowane jako peryferium. Nie ma tam świątyni Jedi. Dalej mamy miasto w chmurach, twór zaawansowany i budzący podziw z racji swej lewitacji. Alderaan się nie załapał, bo go wysadzili. Wszelakie miejscowości pokazane są pokazane szeroko, bo np. bazują na istniejących lokacjach. W Powrocie Jedi mamy zapomniane piramidy, które są zapomniane. Tak sobie radź: pokazuj część większej całości: Najpierw mamy pokazany krążownik imperialny, potem Gwiazdę Śmierci, widzimy więc potęgę Imperium. Nie wiemy jednak jaką część Imperium mamy przed oczami. Szyszki na górze, jak Tarkin i Vader, są mocne, ale czy nad nimi nie ma całej drabiny imperialno-imperialistycznej? W Andorze by tak mogli zrobić, bo ich hierarchia bezpieki jest żenująco płytka. Odpowiada hierarchii policji w większym mieście USA. To już kiedyś omawiałem.
https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/SciFiWritersHave/NoSenseOfVelocity
Komentarze
Pokaż komentarze (2)