Nieważne co napiszę. Mogę sobie analizować pory na skórce od ziemniaka i tak znajdą się tacy, którzy dopatrzą się w tym działań na rzecz lobby kukurydzianego. I oprotestują założenia i metodykę badania skórki.
Nieważne, że w skali globu tegoroczny styczeń był
miesiącem bardzo ciepłym – ustępując wyłącznie rekordowym wartościom z roku 1998 i 2007. I to mimo, że czynniki okresowo podnoszące temperaturę były mało aktywne:
El Nino było słabe, a aktywność słoneczna –
najniższa od 35 lat. „Za oknem, że jest zimno", więc klimat się nie ociepla.
Przewrotnie zapytam: czy kiedy latem „za oknem będzie ciepło”, uznamy że się ociepla?
My tu sobie gadu, gadu, tymczasem zmiany klimatu są elementem szerszej całości, a stawką w grze jest nie tylko topnienie lodowców, ale nasze bezpieczeństwo energetyczne. Żarówka, bak w fałweju i kaloryfer nie obsłużą się same.
Pisałam już tutaj niejednokrotnie o tym, że wg branży naftowej wkraczamy w szczytową fazę produkcji ropy, po czym zacznie się spadek. Potwierdzeniem jest wczorajszy artykuł w
Wall Street Journal (było nie było, gazeta prawicowa i prorynkowa - trudno ją podejrzewać o "klimatyzm").
Wg raportu Grupy Zadaniowej pełną parą zmierzamy ku kryzysowi naftowemu.
Jak twierdzi Wall Street Journal:
wyniki te mają solidne podstawy i prowadzą do konkluzji, że – mimo światowego kryzysu, który odwleka problem o kilka lat – od peak oil (czyli szczytu wydobycia ropy, po którym nastąpi trwały spadek) dzieli nas nie więcej niż 5 lat. Rządy i przemysł muszą przeznaczyć kolejne kilka lat na intensywne inwestowanie w alternatywne źródła energii oraz efektywność energetyczną. (podkreślenie autorki).
(O tym, jak pięknie polski rząd zaprzepaszcza szanse na intensywne inwestowanie w odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną, wspominałam
tutaj.)
Dalej WSJ komentuje, jak bardzo nasze gospodarki są wrażliwe na zachwiania dostaw ropy:
Najnowszy raport Grupy Zadaniowej wskazuje, jak bardzo dzisiejsze gospodarki zależne są od ropy, czy to w transporcie, sektorze ogrzewania, czy produkcji nawozów. Być może popyt na ropę w krajach rozwiniętych osiągnął już szczyt, ale każde obniżenie popytu tutaj zostanie z nawiązką skompensowane przez popyt w krajach rozwijających się, przy ich stale rosnącym apetycie na energię do zasilenia przemysłu i zaspokojenia aspiracji obywateli. Międzynarodowa Agencja Energetyki IEA, w Światowym Przeglądzie Energetycznym 2009 oszacowała, że światowe zapotrzebowanie na ropę, dziś wynoszące 85 mln baryłek dziennie, wzrośnie do 105 mln baryłek dziennie w roku 2030. Grupa Zadaniowa, uwzględniając różne opinie, oszacowała, że możliwe będzie pozyskanie nie więcej niż 92 mln baryłek dziennie, „chyba, że zostaną wkrótce odkryte jakieś nieprzewidziane, gigantyczne i łatwo dostępne złoża”.
Mało prawdopodobne, że koncerny naftowe trzymają w sekrecie jakieś olbrzymie złoża. Czeka nas więc luka pomiędzy popytem a podażą. Wg Chrisa Skrebowskiego, z firmy Peak Oil Consulting, do kryzysu dojdzie w połowie 2015.
I coś o cenach ropy, które mogą zdestabilizować światowe gospodarki:
Wyższe ceny ropy niosą ze sobą groźbę efektu domina dla gospodarek -importerów ropy. Europa ma podstawy do niepokoju. Wg Philipa Dilleya, prezesa firmy konsultingowej Arup "Musimy planować w perspektywie wysokich i zmiennych cen ropy, które mogą zdestabilizować sferę gospodarczą, polityczną i społeczną”.
WSJ widzi powiązania pomiędzy zmianami klimatu i bezpieczeństwem energetycznym. W świetle zaognionej debaty nt. globalnego ocieplenia konstatuje:
Cokolwiek zagraża klimatowi, deficyt ropy i jej wysoka cena będzie zagrożeniem dla gospodarek krajów rozwiniętych.
Potrzebujemy alternatyw.
To by było na tyle.
P.S. Swoją drogą,
wg szacunków naukowców, przy podwojeniu ilości CO2 w atmosferze plony ziemniaka w Polsce spadną o 30-60%.
Schabowy z kukurydzą? Mniam, palce lizać!
Inne tematy w dziale Gospodarka