Zajazd Wiklinowy przed Magnuszewem, jadąc od strony Kozienic. Tuż obok stacji benzynowej, może na pierwszy rzut oka odstraszać plastikowymi oknami. Za to w środku - rewelacja. Wnętrze w stylu gospody, drewniane stoły poprzedzielane plecioną wikliną (wszak zajazd... wiklinowy!).


To, co zwraca uwagę to szybka i sprawna obsługa. My trafiliśmy na młodą kelnerkę, która zjawiła się przy naszym stoliku w niecałe dwie minuty po wejściu. Fachowe doradzane w sprawie menu wraz z czasem oczekiwania na danie. Początkowo chcieliśmy zamówić pizzę diablo, ponieważ jednak jej przygotowanie zabrałoby ponad 20 minut (musi wyrosnąć ciasto, znaczy - pizzę mają własną!), wzięliśmy rybę maślaną z ruskimi pączkami (ziemniaki z czosnkiem i masłem) i bukietem surówek oraz dwie duże kawy oraz nasze ulubione soki: pomarańczowy i grejpfrutowy. Na szczęście - pączki i surówkę po pół porcji na głowę, gdyż inaczej nie wstalibyśmy od stołu z przejedzenia.
W "Wiklinowym" gość nie wstanie bowiem głodny po posiłku, sama zaś ryba - poezja, chrupka, rozpływająca się w ustach, przyrządzona na szóstkę!
W Zajeździe wolno palić.
Cały, podany z uśmiechem i do bólu smaczny, posiłek to aż... 55 złotych.
Nawet jeśli samochód masz zatankowany, warto się zatrzymać i wpaść.
Na blogu wpisywał będę opinie o odwiedzanych kawiarniach i restauracjach. Ponieważ sporo podróżuję, myślę że przydadzą się one innym, by uniknąć raf lub przyjemnie spędzić czas np. przy piwie, czy chrupiącym chlebie z domowym smalczykiem. Zapraszam na FB
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości