Wiele błędów popełnił KOD przez ostatnie kilka miesięcy. Poczynając od wyboru Mateusza Kijowskiego, człowieka o charyzmie oposa, na lidera organizacji, przez niezliczone a nieszczególnie przemyślane protesty, które zniechęciły wielu początkowych sympatyków, aż po rozłamy i kłótnie, KOD stał się raczej pośmiewiskiem niż skuteczną opozycją wobec rządów PiSu. Należy jednak zwrócić uwagę, że błędy popełnione przez KOD wynikają przede wszystkim z błędnych założeń.
Kiedy rok temu, jeszcze przed wyborami, Platforma straszyła wszystkich wizją autorytarnej Polski, państwa policyjnego rządzonego przez radykałów skłonnych do użycia sił porządkowych do rozpędzenia opozycji, wydawało się, że jest to jedynie klasyczny, negatywny PR przeznaczony na obrzydzenie przeciwnika politycznego. PiS miał wszak swoje wady, ale wydawał się normalną partią, jedną z wielu partii konserwatywnych, jakie istniały w demokracjach od dawna. Kto spodziewał się, że ktokolwiek, poza garstką fanatyków, mógłby tak faktycznie myśleć?
Okazuje się jednak, że Platforma i całe jej polityczne środowisko było tak głęboko przekonane o skłonnościach autorytarnych partii Jarosława Kaczyńskiego, że nie tylko zaraz po wyborach zaczęło przekonywać wszystkich dookoła, że oto państwo policyjne czai się za rogiem, gotowe wyskoczyć na niczego się nie spodziewających obywateli, ale też oparło całą swoją strategię na tym właśnie założeniu - że PiS będzie próbował siłą rozpędzać protesty, że zabroni mediom wypowiadania się negatywnie na swój temat.
Istnieje taka mądrość polityczna, by nie przeszkadzać przeciwnikowi, kiedy ten popełnia błąd. Nic więc dziwnego, że kiedy KOD wyszedł na ulice, kiedy robili te swoje nieskończone manifestacje, licząc gdzieś w głębi serca, że może dziś, może jutro policja uzyje armatek wodnych, PiS nie robił absolutnie nic. Opozycja protestowała przeciwko państwu policyjnemu, które z kolei dawało jej protestować na zdrowie, bez najmniejszych przeszkód. Innymi słowy - opozycja wyszła na kompletnych durniów.
Dziś, kiedy trwają protesty pod sejmem, nie mam wątpliwości, że Kijowski i paru innych bardzo by chcieli zdecydowanej reakcji służb. Mimo kolejnych niepowodzeń wciąż usiłują walczyć nie przeciwko przeciwnikowi, który jest, a przeciwko temu, którego sobie wymyślili. I wątpię by się to zmieniło. Kiedy wczoraj Mateusz Kijowski krzyczał z mównicy o "dyktatorku" jedna rzecz stała się jasna: opozycja nie ma żadnego szacunku dla przeciwnika, a bez tego nie zauważą, że popełniają błąd. Błąd w założeniu, który sprawia, że wszystko co robią później jest bezcelowe.
Inne tematy w dziale Polityka