Najprostszym sposobem na rozwiązanie problemu z wybuchem na pokładzie TU-154M byłoby spowodowanie wybuchu w i tak już zniszczonym tupolewie 102. Eksperci przecież mogli obliczyć wielkość ładunku wybuchowego, który byłby zdolny oderwać część skrzydła i zmierzyć ślady cząsteczek wysoce energetycznych po wybuchu. I wówczas byłoby wiadomo czy to będą tylko mikroślady na poziomi milionowej części miligrama, czy będą to dużo większe wartości? Z jakiegoś powodu tego rodzaju badań nie poczyniono. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta, bo przecież logicznym jest, że jeśli takie śladowe wartości mogą być spowodowane przewozem uzbrojonych żołnierzy, to wybuch musiałby pozostawić znacznie większe zanieczyszczenie materiałem wybuchowym. Ale czegoś takiego nie przebadano nawet po wysadzeniu w powietrze tej atrapy z namalowanymi oknami. Czyli nie chodziło o prawdę – chodziło o stworzenie wiarygodności kłamstwa smoleńskiego. I w takim kierunku były działania tej Podkomisji.
Inne tematy w dziale Polityka