... i to mi się w Wielkiej Brytanii podoba. Szacunek dla prawa, dla parlamentarnych reguł i procedur oraz dla historycznych precedensów, o których się nie pamięta do czasu aż okazują się w polityce przydatne. Kolejnych zmartwień udręczonej premier May dołożył wczoraj speaker Izby Gmin, John Bercow. Zgasił ostatnie światło nadziei na wyjście z Unii w sposób zgodny z wynegocjowaną przez premier May umową. Trzeciego głosowania nad umową nie będzie, a użyteczny okazał się precedens z początków panowania króla Jakuba I, kiedy to speaker ówczesnej Izby Gmin, Sir John Croke zdecydował, że nie można poddawać pod głosowanie tej samej sprawy podczas tej samej sesji parlamentu bez wprowadzania do sprawy istotnych zmian. Według Johna Bercowa taka okoliczność w umowie dotyczącej brexitu nie zachodzi, więc zarządzenia powtórnego głosowania nie będzie. Tych niuansów nie rozumieją pochodzący z podstolikowych nominacji europejscy politycy, którzy podobnie jak Rosjanie, dziwactwa tego typu uważają za zwykły " bardak " a to jest właśnie istota parlamentaryzmu. Choć posiedzenia brytyjskiego parlamentu przypominają czasem zwykłą " napierdalankę " pod pubem, jednak z zachowaniem ustalonych reguł i z wykorzystaniem przerwy dzielącej ławy opozycji od ław parlamentarnej większości. Przerwy, która uniemożliwia wykonanie sztychu bronią białą. Zarzuty o próbę spowodowania kryzysu konstytucyjnego John Bercow zbywa wzruszeniem ramion, twierdząc, że rolą speakera jest mówienie prawdy rządzącym i to jest to co on powinien robić i co nieustannie robi. Speaker Izby Gmin to stanowisko pośrednie między marszałkiem sejmu, a szkolnym woźnym z naszych czasów, który jak huknął gromkim głosem, to i więcej dla zachowania porządku na szkolnym korytarzu robić nie trzeba było. Tak działa speaker w brytyjskim parlamencie, który jako jedyna osoba po królowej może posłać do wszystkich diabłów nie tylko ministrów JKM, ale i samego premiera, o ile uzna, że premier prawi duby smalone. Jego głośne - Order ! - nie może być w żaden sposób zlekceważone, nawet przez posłów typu Nitras czy Szczerba, o ile byliby brytyjskimi MP. Wczorajsza uwaga rzucona w stronę Andrei Leadsom, lidera Izby Gmin, pierwszej po Bogu w westminsterskich " niebiosach " - by w kółko i krzyżyk na smartfonie grała raczej w domu, a nie na sesji parlamentu podczas, której decyduje się przyszłość Zjednoczonego Królestwa - nie spodobałaby się naszym rozdokazywanym posłom spod znaku totalnej flagi.
Przez ostatni tydzień trwało przekonywanie, straszenie i dopieszczanie brytyjskich parlamentarzystów wszystko po to, by zagłosowali za wynegocjowaną umową. Z przecieków było wiadomo, że brakuje premier May ok. 70 szabel, jednak to wszystko po decyzji Johna Bercowa jest już chyba bezprzedmiotowe.
Pewną nerwowość daje się zauważyć i po drugiej stronie kanału, skoro wczoraj przybył do Paryża na spotkanie z francuskim prezydentem, kurier specjalny kanclerz Merkel, Donald Tusk. Nie obyło się oczywiście bez wrzutki na Instagram haratania w gałę i fotek z jakąś gwiazdą PSG, co wywołało entuzjazm wśród wyznawców Tuska, którzy tradycyjnie wykrzyczeli, że taki Kaczor to nawet piłki kopnąć nie potrafi. I to jest podsumowanie mizerii politycznego myślenia. Najwyższą kwalifikacją na polityka jest umiejetność haratania w gałę. A tymczasem rzeczywistość w Ulsterze skrzeczy. Trzy bomby wysłane na adres londyńskich urzędów pocztowych. Eksplozja w Derry, transparent niesiony na paradzie św. Patryka w Nowym Jorku " Anglicy precz z Irlandii " to wszystko wskazuje, że konflikt w Irlandii Północnej, zakończony wypracowanym z takim trudem Porozumieniem wielkopiątkowym, może rozgorzeć na nowo.
Inne tematy w dziale Polityka