Część I. Wprowadzenie
Od pewnego czasu na salonie24 toczy się spór nie błahy, bo spór globalny. Rzecz dotyczy globalnego ocieplenia, czyli tzw. global warming. Siły antyglobalwarmistów i proglobarwarmistów są mniej więcej wyrównane. Liderem frakcji antyglobalwarmistów jest mój ulubiony bloger mieszkający na antypodach, Stary Prokocim. Szefem proglobalwarmistów jest bloger threeme również mieszkający na antypodach, patrząc od strony Australii. Bo niestety z używaniem słowa " antypody " jest pewien problem, używa się go tylko w odniesieniu do półkuli południowej. A przecież mieszkając w Australii nie odczuwa się wcale, że mieszka się na jakichś antypodach, pod czyimiś stopami, bądź co gorsza, że zwisa się głową w dół. To był wszak jeden z argumentów przemawiających za płaskością Ziemi : przecież gdyby była okrągła to by pospadali, a i wisieć głową w dół komfortowym nie jest. Podobnie jest z global warming. Gdyby ono było to globalne ocieplenie to ja nie dostałbym w tym roku takich rachunków za ogrzewanie. Mój stosunek do global warming jest zbieżny - co zrozumiałe - z opinią mojego ulubionego blogera. Global warming to humbug. Oczywiście zwolennicy global warming nie powinni upadać na duchu po przeczytaniu poniższej notki. Global warming jest faktem, ale na mniejszą skalę i jest zjawiskiem cyklicznym. Pamiętamy wszyscy jaki " global warming " zaczynał się dla nas - każdego roku - po 24 czerwca. Jednak było to zjawisko cykliczne i oziębienie klimatu zaczynało się już w okolicach września. Jeszcze local warming się bronił, jeszcze chciał trwać, wysyłając " babie lato " ale rady nie było. Musiał ustąpić. Zaczynał się okres wymierania mamutów i niektóre z nich nie przechodziły do następnej klasy w fazie kolejnego ocieplenia w okolicach kolejnego 24 czerwca. Tak było w czasach kiedy nie było komputerów i mapek google, wszystko było prostsze.
Część II. Wzrost emisji CO2
Moja wiara w cykliczność local warming została zachwiana po przyjeździe do UK. Byłem w muzeum nauki i zobaczyłem mapę Wielkiej Brytanii AD 2098. Wygląda na to, że Liverpoolu i Walii nie będzie, a parlament w Londynie będzie się zaczynał od III piętra. Premier przy Downing Street będzie urzędował na poddaszu, a w living roomie karasie. Nieco później dowiedziałem się z gazet, że najważniejszą osobą walczącą z globalnym ociepleniem jest w Wielkiej Brytanii książe Karol, więc jednak jest ? Książęta krwi słyną z prawdomówności, wierności zasadom oraz przestrzegania reguł podczas gry w polo. Konie podobnie. Uwierzyłem w globalne ocieplenie. Niestety książe Karol dostał nagrodę za walkę z globalnym ociepleniem, więc musiał polecieć do Rio de Janeiro po odbiór nagrody. Ponieważ Londyn nie ma połączenia kolejowego z Brazylią, więc książe poleciał samolotem odrzutowym. Wówczas wybuchł skandal, jego zwolennicy, którzy jak się okazało są nielojalni i nie przestrzegają żadnych zasad oskarżyli swojego cieplarnianego guru, czyli księcia Walii o wyprodukowanie aż 135 kg CO2/godzinę lotu. Lot do Rio trwa 11 h 45 min, więc tego CO2 uzbierało się aż 1545 kg i 43 dkg. Ale ile to jest ?
Gazety policzyły, że gdyby przyszło globalne oziębienie, ale takie fest, jak w Polsce w 1978 roku, to ta bryła zmrożonego CO2, odrywając się od samolotu księcia mogłaby zabić co najmniej 6 wieśniaków pracujących na polu w Kornawlii. Szok. Strasznie ten książe nieodpowiedzialny żeby tak narażać życie poddanych, w przypadku globalnego oziębienia, ma się rozumieć. Przestałem wierzyć w te brednie, ale niestety przeprowadziłem się i okazało się, że global warming dalej ma charakter cykliczny i to dobowy. Rano miałem w domu global warming, nie do wytrzymania. Około południa następowała gwałtowna zmiana klimatu i to trwało do wieczora, wieczorem zaczynało się wymieranie mamutów. Śmierć albo " Farelka " ? Wybierałem " Farelkę " ( 2500 W - każde 10kWh = 5 kg CO2 ) Ratunek przychodził po północy, kiedy włączała się taryfa nocna i ruszały piece akumulacyjne ? Zaczynała się faza globalnego ocieplenia. Tylko co mi po takim ociepleniu kiedy ja już spałem. Zadzwoniłem ze skargą do dostawcy energii. Poradzili mi bym zainstalował " inteligentne grzejniki " czyli takie, które się programuje, ustawia, a one same właczają poszczególne sekcje, a są tak inteligentne, że podobno wyczują różnicę 0,5 stopnia i się wyłączą, chroniąc mój porfel i ograniczając emisję CO2. Bo cudów nie ma, żeby ktoś miał ciepło, musi powstać CO2, pół biedy jeśli powstanie przy gruncie, bo jeśli oderwie się od samolotu księcia, to nie ma zmiłowania. Na szczęście większość domów odpowiedzialnych za emisję CO2, na razie nie potrafi wzbić się w powietrze. Na razie. Jeśli jednak przyjdzie to globalne ocieplenie, a wraz z nim huragany o wdzięcznych imionach kobiet, to wszystko poleci. I taki będzie finał tego global warmingu. Ja na razie mam w domu global warming, czyli komfortowo, wzrost cen za ogrzewanie - bagatelka - ok 30 %, ale czego się nie robi dla inteligentnych grzejników i zmniejszenia emisji CO2.
Część III. Powodzie i spadek, czyli wzrost poziomu oceanów.
Ostatni spór pomiędzy antyglobalwarmistami, a proglobalwarmistami dotyczył podnoszenia się poziomu oceanów, czyli ich opadania. Tak przynajmniej zrozumiałem. Zastanawiam się nawet, czy ktoś z czerpiących zyski z global warming nie wykorzystał w praktyce polskiego patentu z filmu " Hydrozagadka " Okazuję, się że winę ponosi tu trochę Australia, która jest strasznie łapczywa na wodę z oceanów. Wiadomo woda jest potrzebna kangurom i dziobakom oraz psom Dingo. Bez tych symboli Australii nie byłoby Australii. Resztę wody przechwytuje jezioro Eyre, całkowicie bez pożytku, bowiem zasolenie jeziora sprawia, że woda staje się niezdatna nawet do podlewania plantacji kiwi, z których produkuje się pastę do butów. Cała nadzieja w globalnym oziębieniu. Może uda się tę solankę wykorzystać do polewania oblodzonych jezdni w Sydney, Melbourne, Brisbane i Adelajdzie oraz w Alice Springs. Chyba wymieniłem wszystkie miasta w Australii ? To przechwytywanie wody z oceanów jednak się nie bilansuje. I chyba mnie udało się znaleźć odpowiedź na pytanie nurtujace antyglobalwarmistów jak i proglobalwarmistów. Okazuje się, że wielkich odkryć dokonuje się całkowicie przypadkiem, a jakby tego było mało to jeszcze podczas urlopu. Nie musiałem tego robić, miałem wolne. W drodze powrotnej ze Szkocji zajechałem do Bowness nad jeziorem Windermere.
To największe jezioro w Anglii, leżące na terenie Lake District. Ponieważ jest to największe jezioro w Anglii, dlatego jest bardzo małe i w sezonie odradzam wyjazd nad to jezioro. Ja musiałem tam pojechać bo miałem ferie. Lake District jest tak malutki, że nie można tu turystów rozśrodkować jak u nas : część w Giżycku, część w Mikołajkach, inni w Węgorzewie i Rucianem. W związku z tym w każdym z polskich miast nad Wielkimi Jeziorami Mazurskimi rankiem - nawet w sezonie - znajdziemy wolny stolik i się napijemy. Co tam komu wolno. W Bowness jest to niemożliwe, ani rano ani wieczorem. Oczekiwanie na stolik ok 40 min, szukanie parkingu 1h 20 minut w sezonie. Wjazd i wyjazd z miasta ok 1,5 h. Musiałem zająć się rozmyślaniem o global warming i tym, że jest nas ludzi coraz więcej. I coraz ciaśniej i coraz więcej tego CO2 produkujemy jedząc te hamburgery, hot dogi, schabowe i kiełbasy z grilla. A jeść się chce.
Wreszcie znaleźliśmy bar " Pod ostatnią deską ratunku " zlokalizowany w marinie. O dziwo były dwa wolne stoliki. Zamówiliśmy. Knajpa jak knajpa, nic szczególnego... i jak to w Anglii, w kącie izba pamięci i tradycji z fotografiami ludzi - sław, którzy tu jedli, a których nazwiska i twarze nic mi nie mówiły. Reszta zdjęć pochodziła z lat 20 - tych XX wieku, niektóre z lat 30 - tych, tego samego wieku. No przecież nie mogły być z lat 30 - tych XIX wieku, skoro Daguerre nigdy w Bowness nie był. Reszta zdjęć z pierwszych dwóch dekad XXI wieku, czyli z czasów pogodowych ekscesów i dramatycznego postępu global warming. Oj, nie posiedziałbym ja przy tym stoliku w 2015 roku, woda równo z blatem. Kontuar też, jedynie mógłbym napić się piwa, bo nalewaki sterczały z jeziora Windermere jak peryskopy u - boota. To wszystko przez global warming, tak było na tych mapach w muzeum nauki i techniki w Manchesterze. Odpowiedzialnym za ubytek wody w oceanach jest oczywiście global warming i huragan Desmond, który w 2015 roku porwał wodę z Atlantyku, w powietrzu stworzył tzw. rzekę atmosferyczną i całą wodę, bez pardonu, wpakował do jeziora Windermere, stadion w Carlisle i całą resztę Cumbrii.
Potem woda oczywiście wróciła do Atlantyku w sposób gwałtowny rzeczką Leven, daleko nie miała, bo ledwie 8 mil, no i tym sposobem mają powódź dranie w Luizjanie. Proste ? Oczywiście. Zapytasz niedowiarku dlaczego oceany uparły się aby swoją wodę pchać do jeziora Windermere, stadion w Carlisle i całą resztę Cumbrii ? To bardzo proste, Wielka Brytania jako jedyne państwo na świecie miało dostęp do wszystkich oceanów, poprzez swoje posiadłości, a wiadomo że swój do swego ciągnie. Oceany mają dobrą pamięć, oj mają. Spróbuj gwizdać na żaglowcu to zobaczysz do czego zdolne są oceany w epoce global warming. Jestem jak mniemam osobą empatyczną, ale w przypadku właściciela baru " Ostatnia deska ratunku " w Bowness, jakoś mi tej empatii zabrakło. Nie żal mi go było, nie współczułem mu z powodu jego smutnych doświadczeń z global warming. Tak ludzi karmić nie wolno, no excuses. Nie jest tu usprawiedliwieniem zalanie baru i kuchni przez global warming. Trzy lata to dostatecznie długi czas by zdobyć nowe receptury, w miejsce porwanych przez global warming, i dostatecznie długi czas, by przeszkolić personel. Tak się nie karmi, nawet w epoce global warming.
Inne tematy w dziale Rozmaitości