Kapitan z Köpenick to chyba ostatni Niemiec z poczuciem humoru, a jakby tego było mało to i nie pozbawiony ułańskiej fantazji.
Kapitana poznałem w 1977 roku. Gdybym mieszkał na Pankow, Lichtenbergu, czy Prenzlauer Bergu to pewnie słyszałbym coś o kapitanie, ale nie zaprzyjaźniłbym się z nim w sposób tak specyficzny. Niestety mieszkałem na Köpenick. Powrót z miasta: stacja S - Bahn Köpenick, schodami w dół i na prawo. Przystanek tramwajowy i tramwaj " 83 " na Mahlsdorf... i znowu niestety knajpa " Hauptmann von Köpenick " Jak nie wstąpić ? Jak tu nie wykazać się internacjonalizmem i nie pomóc towarzyszom kubańskim upłynniać ich eksport do NRD - rum. Jak nie pomóc NRD i nie wesprzeć ich budżetu kupując raz za razem 25 ml " korna " Sam budżet STASI to wszak 1 miliard marek. Wchodziłem, wspierałem, rum piłem, piwo i korna też. Ale piłem z pobudek internacjonalistycznych, co mnie usprawiedliwia. Zawsze jednak wolałem wspierać polskie, reakcyjne chłopstwo pijąc " Żytnią " Tylko skąd brać polskie wyroby na niemieckiej ziemi ?
" Hauptmann von Köpenick " to najbardziej kultowa, enerdowska bierstuba na dzielnicy. Pierwsze, mniejsze pomieszczenie z barem. Druga sala dwa razy większa, stolików dużo więcej niż w pierwszej salce, gięte czarne krzesła z plecionym siedziskiem. Czarne boazerie i kelnerzy biegający z tacami, dopisujący co i rusz coś do rachunku. Pomieszczenie zadymione do granic możliwości, tak jak człowiek lubił, w czasach kiedy na papierosa nie trzeba było wychodzić z knajpy w jesienną słotę.
W barze poukładane w piramidki papierosy " Juno " po 3,5 marki i tańsze " Karo " odpowiednik polskich " Sportów " Tu jednak nasz socjalistyczny internacjonalizm się kończył. Woleliśmy wspierać kapitalistycznych plantatorów tytoniu z Virginii i paliliśmy " Marlboro " cena ta sama tyle, że kupowane na Ostbahnhof. W każdy piątek rano, ekspresem z Warszawy przybywali alianci z pakietami kontrabandy. Sztanga " Marlboro " 35 marek. " Juno " przegrywały na starcie, choć to ulubione papierosy Hauptmann Klossa. Pozostańmy jednak przy Hauptmannie z Köpenick.
W głównej sali, w gablocie przepiękny mundur z dystynkcajmi kapitana wilhelmiańskiej armii. Zawadiacko przewieszona szabla, czapka z czerwonym otokiem, sumiasty wąs i oficerki szuwaks na glanc. Do tej knajpy zawsze jadąc z lotniska do centrum wstępowałem - w miarę możliwości i w miarę wolnego czasu.
Tym razem wstąpiłem ostatni chyba raz. To nie jest moja knajpa.
To zjednoczenie Niemiec nie wyszło na dobre mojej bierstubie... i oby tylko bierstubie. Co oni z nią zrobili, gdzie są boazerie, gdzie dym papierosowy ? Stół bilardowy to ja mogę napotkać wszędzie. Gdzie wreszcie mundur kapitana 1 Regimentu Piechoty Gwardii Cesarstwa Niemieckiego ?
- Jak to gdzie ? w ratuszu, w izbie pamięci kapitana z Köpenick. Dobre i to, że nie zapomnieli, że się tymi kulami bilardowymi nie przydławili. Ale knajpy żal, żal z powodu zdewastowania pięknej historii i przykrycia jej stołem bilardowym oraz jakimiś nic nie mówiącymi plakatami. Nie lubię tego, nie interesują mnie rozgrywki piłkarskie IV ligi landu Brandenburgia. Nie spotkawszy kapitana w knajpie musiałem pojechać do ratusza. Pomnik kapitana przed ratuszem jak malowany.
Kapitan z Köpenick, czyli Friedrich Wilhelm Voigt urodził się 13 lutego 1849 roku w Tylży, obecnie Sowieck. Był synem szewca i szewcem miał zostać, jednak od początku było wiadomo, że ani do dratwy, ani do kopyta stworzony nie jest, tylko do rzeczy większego kalibru.
Pierwsza kolizja z pruskim sędzią przytrafia się dość wcześnie bo już w wieku 14 lat, za drobną kradzież, trafia do więzienia na 14 dni...i według tego scenariusza potoczy się jego dalsze życie. Do czasu. 1864 - 3 miesiące więzienia za kradzież. 1865 - 9 miesięcy więzienia za kradzież. 1867 - 12 lat więzienia za włóczęgostwo, podrabianie dokumentów i weksli. 1889 - 1 rok więzienia za kradzież i posługiwanie się fałszywymi dokumentami. 1890 - 4 tygodnie więzienia za podrabianie dokumentów. 1891 - 15 lat więzienia za włamanie do kasy sądu w Wągrowcu. Po wyjściu z więzienia w 1906 roku, po więziennej odysei postanawia się ustatkować i przyjeżdża do Wismaru z zamiarem podjęcia pracy w wyuczonym zawodzie szewca. Jednak okazało się, że nie jest to jego wyuczony zawód. Z powodu swojej niezbyt chlubnej przeszłości nie otrzymuje zgody na osiedlenie się w Meklemburgii. Później sytuacja powtarza się w Berlinie, gdzie Voigt próbuje podjąć pracę, pomieszkując u siostry. Tu również nie uzyskuje zgody na stały pobyt z uwagi na bogatą kartotekę. Wówczas postanawia wcielić w życie plan, który opracował w najdrobniejszych szczegółach podczas długoletniej odsiadki.
Do końca nie wiadomo, czy Voigt był człowiekiem super inteligentnym, hochsztaplerskim geniuszem, czy zwykłym cwaniakiem - chytruskiem potrafiącym właściwie zrozumieć i wykorzystać do swoich celów, dryl i procedury wprowadzone przez umundurowane państwo pruskie. Przesłuchujący go niemiecki oficer, po krótkim internowaniu Voigta w Luksemburgu w czasie I wojny zapisze w swoich notatkach " to nieprawdopodobne, aby tak nędzny typ mógł dokonać takiego czynu " To jednak wydarzy się dopiero za 8 lat. Tymczasem mamy październik 1906 roku i Voigt w sklepie ze starzyzną kupuje mundur kapitana cesarskiej armii. 16 października 1906 roku w mundurze kapitańskim udaje się przed kąpielisko i łaźnię garnizonową nad Plötzensee i przejmuje dowodzenie nad wartą schodzącą z posterunku informując ich o bardzo ważnym zadaniu niezwykłej wagi. Po drodze przejmuje jeszcze komendę nad napotkanymi przypadkowo sześcioma cesarskimi grenadierami.
Oddział dowodzony przez Hauptmanna zaczyna wyglądać poważniej. Udają się na dworzec kolejki miejskiej, wysiadają na stacji S - Bahn Köpenick i znowu schodami w dół jednak nie w prawo lecz w lewo, richtung Rathaus, pachnący jeszcze świeżą farbą, oddany do użytku rok wcześniej. To niecałe 10 minut marszu. W drodze do ratusza przejmuje pod swoje rozkazy dodatkowo posterunek żandarmerii informując żandarmów wprowadzeniu stanu wyjątkowego w Berlinie i konieczności utrzymania w mieście spokoju, dyscypliny i porządku. Część żandarmów obstawia ratusz inni miejscową pocztę z rozkazem zablokowania połączeń telefonicznych z Berlinem. Rozpoczyna się najbardziej niezwykły stan wojenny w historii Köpenick. O 15:45 oddział wkracza do ratusza aresztując burmistrza Langerhansa i kasjera von Wiltburga pod zarzutem fałszowania ksiąg buchalteryjnych i korupcji. Na żądanie burmistrza Langerhansa, by przedstawił stosowne dokumenty, Voigt wskazuje na surowe miny swoich podkomendnych i osadzone na sztorc bagnety.
- To jest moje upoważnienie do działań w imieniu cesarskiego majestatu.
Wychowany w państwie pruskim, porucznik rezerwy dr Langerhans rozumie wszystko. Wraz z miejskim skarbnikiem burmistrz prowadzi kapitana do pomieszczenia miejskiej kasy, gdzie " z rozkazu najwyższych władz " Voigt konfiskuje całą miejską kasę w kwocie 3557 marek i 45 fenigów.
Zgodnie z urzędową procedurą Voigt kwituje odbiór pieniędzy, a że był widocznie obdarzony poczuciem humoru - jak zaznaczyłem na wstępie - podpisuje go nazwiskiem dyrektora więzienia, w którym spędził najlepsze lata życia : von Malzahn - kapitan 1 Regimentu Piechoty Gwardii Cesarstwa Niemieckiego. Po wykonaniu zadania oddział wojska - żegnany przez tłumy pod ratuszem - z pojmanym burmistrzem i miejskim kasjerem udaje się dorożką do Berlina w celu doprowadzenia aresztantów - malwersantów przed oblicze zwierzchności.
Po drodze Kapitan z Köpenick rozpływa się w niebyt wraz z rajzetaszą i pieniędzmi. Gdyby nie został pojmany do dziś zachodzilibyśmy w głowę, snuli domysły i spiskowe teorie, jaka to koronkowa akcja przygotowana zapewne przez znudzonych, super inteligentnych planistów operacyjnych z cesarskiego sztabu generalnego, a to zwykły kryminalista, oszust i niedouczony szewc wystrychnął na dudka cały pruski, wojskowo - urzędniczy aparat władzy. Pewnie gdyby nie więzienna potrzeba zwierzeń i snucia wolnościowych planów przed kolegami spod celi, Voigt nigdy nie zostałby schwytany. Zdradził go - skuszony wysoką nagrodą - towarzysz więziennej niedoli, którego Voigt wtajemniczył w swoje plany. Aresztowany po 10 dniach zostaje skazany na 4 lata więzienia, które - rozbawiony wyczynem Voigta - Wilhelm II edyktem cesarskim zmniejszy do dwóch lat i już w 1908 roku Hauptmann von Köpenick dostępując statusu celebryty, stając się niemiecką krzyżówką Janosika z Robin Hoodem, zaczyna powoli stawać się człowiekiem majętnym. Trafia do berlińskiego gabinetu firgur woskowych, występuje w kabaretach, objeżdża Europę i Amerykę z " wieczorami autorskimi " sprzedaje prawa do swojej biografii, wreszcie zauroczona nim berlińska, bogata wdowa ustanawia Voigtowi dożywotnią rentę.
Sławny i majętny Hauptmann emigruje do Luksemburga, gdzie zadaje szyku jeżdżąc - jako jeden z niewielu obywateli księstwa - własnym automobilem. Wszystko weźmie w łeb wraz z hiperinflacją, która zrujnuje Voigta nie gorzej niż on miejską kasę podberlińskiego miasteczka Köpenick. Umiera w nędzy 3 stycznia 1922 roku.
Historia kapitana z Köpenick tylko pozornie jest zabawna. Na pewno ubawiła największego niemieckiego bufona, cesarza Wilhelma II, który nazwał Voigta " genialnym draniem " i pysznił się, że tylko w jego kraju mundur cieszy się takim respektem i szacunkiem, tylko jego poddani są tak posłuszni mundurowi. Befehl ist Befehl.
Drugie, niebezpieczne dno sprawy Voigta dostrzegli za to dziennikarze prasy europejskiej, którzy obserwowali i relacjonowali najgłośniejszy proces jaki kiedykolwiek toczył się przed berlińskim sądem. Fascynacja mundurem, uleganie magii munduru, ślepe posłuszeństwo, wykonywanie każdego rozkazu, wydanego nawet przez zwykłego durnia, byle tylko w mundurze, uznano za niebezpieczne zjawisko, szkodzące społeczeństwu... i już wkrótce okaże się, że taka interpretacja przypadku z Köpenick była prorocza.
Wystarczyło trzy pokolenia Hohenzollernów - licząc od koronacji Wilhelma I - by różniących się mocno od siebie Prusaków, Bawarczyków, Saksończyków, czy Badeńczyków zamienić w posłuszne automaty, dla których Befehl ist Befehl stał się sakramentem. Te cechy Niemców, to ślepe posłuszeństwo rozkazom i mundurowi rozeznał najlepiej zwykły prostaczek z Tylży - kryminalista, który spędził ponad 30 lat za kratkami i wykorzystał z wielką korzyścią dla siebie.
PS. Legenda kapitana żyje na Köpenick do dziś i jak co roku spotkać go można wraz z towarzyszącym oddziałem podczas święta dzielnicy - Köpenicker Sommer, zwykle w weekend przypadający na połowę czerwca. Oczywiście są tam i obecne bockwursty oraz currywursty, piwo i lokalne przysmaki. To co w Niemczech najlepsze. Dlaczego nie wpaść, jeśli po drodze ?
Inne tematy w dziale Kultura