Dave tylko pozornie jest zwykłym kierowcą autobusu, prócz tego jest jedynym znanym mi świętym, który jak najzwyklejszy śmiertelnik chodzi po świecie. Choć " święci garnków nie lepią " to Dave przez większą cześć roku wozi pasażerów w te i z powrotem, bo ktoś to musi robic. Proces przeistaczania się w świętego zaczyna się z początkiem jesieni. Wszystkie pędzle, pianki i żyletki wędrują na najwyższa półkę, od tego momentu żadna, najbardziej zaawansowana technika golarska nie ma dostępu do brody Dave'a. W dzień Świętego Mikołaja Dave zjawia się w pracy w kompletnym rynsztunku i z nieodłącznym woreczkiem - przez caly miesiąc - będzie prowadził kwestę na rzecz hospicjum Deriana zajmującego się dziećmi, które - jak mówi statut fundacji - nie mają szans stania się dorosłymi. W tym co robi Dave jest coś tak głęboko ludzkiego, coś tak przyzwoitego, że pozostawia wyrzut sumienia ( dlaczego ja nie mogę być taki ? ) jednocześnie przywraca wiarę w lepsza stronę człowieka.
Dave nie jest już człowiekiem młodym, ma spory brzuszek jak każdy Święty Mikołaj i te jego poranne zmagania z czerwonymi portkami, z ciężkim czerwonym kubrakiem, który chcąc nie chcąc codziennie ubiera są wzruszajace. Jest jak mały chłopak, który musi założyć swój ukochany strój Zorro, choć jeszcze nie potrafi zapiąć peleryny ani założyć maski, ale musi to zrobić sam i basta. To jest w tych cholernych Anglikach takie piękne, że nie pozwolili zabić w sobie wiecznego dziecka, które gdzie tam w środku koegzystuje z dorosłym odpowiedzialnym człowiekiem. Stad skłonność do psoty i zabawy , a obok niemal genetycznie zakodowana chęć służenia blizniemu. Zaszczepiona przez królową Wiktorię i księcia Alberta potrzeba bezinteresownego działania na rzecz dobra wspólnego przyjęła się i do dziś przynosi owoce. Dlatego Anglicy tak dużo pieniędzy przeznaczają na filantropię i cele charytatywne, charity to po footbolu chyba drugi sport narodowy.
Na strunie filantropii i charity bardzo łatwo na Angliku grać. Przykładem niech będzie te 50 tysięcy funtów zebrane na tego łobuza z Manchester Arena, pseudo - bohatera jednej z poprzednich notek. Piękna była kwesta na rzecz rodziny Polaka zamordowanego w Berlinie przez muzułmanina - terrorystę. Prawdziwie wielki dzień w życiu Dave'a nastąpi w czasie noworocznego balu dobroczynnego. Tam Dave zostanie pozbawiony podstawowego atrybutu Świętego Mikołaja czyli brody. Nie każdemu i nie zawsze trafia się gratka z goleniem świętego, wiec kto żyw pędzi aby dostąpić zaszczytu i ogolić świętego staruszka. Nic darmo, za każde ciachnięcie trzeba słono zapłacić. Zwykle w ostatnim dniu kwesty Dave za golenie zbiera coś miedzy 500-600 funtów. A po świętach przyjdzie do pracy ogolony jak niemowlę będzie się szelma uśmiechać i pytać - Co nie poznajecie mnie ? Well done Dave.
PS. Dave'a znałem z gazet i przypadkowych spotkań podczas kwest na dworcu. W tym roku poznałem osobiście, bowiem był wynajęty przez mojego sąsiada do wigilijnej, prezentowej obsługi wnuków. Mimo, że jest święty jest najzupełniej normalny.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo