Artykuł w sobotnim wydaniu Gazety Wyborczej omawiający konflikt pomiędzy panami Kaczyńskim i Rzeplińskim wszystkie lemingi powinny sobie wydrukować i oprawić w ramkę. Nie wątpie, że pomógłby im zrozumieć historię. Zrozumieć te wszystkie zależności. To że zdarzenia sprzed lat - wówczas lekceważone - potrafią determinować i wpływać na nasze życie, nasze zachowania i decyzje jeszcze dziś. Podobnie nasze dzisiejsze wybory i decyzje mogą wpływać na życie naszych dzieci i wnuków za lat pięćdziesiąt na przykład. Z artykułu jasno wynika, że spór o TK to nie jest spór dwóch prawnych kultur, z których jedna jest jakoby kulturą putinowską. To nie jest spór o przyszły kształt Polski, to nie jest spór o to kto ma prawo Rzeczpospolitą naprawiać i w jaki sposób ma to czynić. Bo, że naprawiać Rzeczpospolitą trzeba nikt wątpliwości nie ma. Spór dwóch panów zaczął się już w 1968 roku. GW podaje rzecz następującą :
Jak się okazuje historia sporu mogła mieć swój prapoczątek jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, co przypomniał "Super Express" za niemiecką gazetą. Obaj panowie znają się od 1968 roku, kiedy razem służyli w pułku czołgów i czekali na decyzję o wyjeździe z "bratnią pomocą" do Czechosłowacji.
Jak się można domyślić Rzepliński - konstytucjonalista nie bardzo palił się do wyjazdu, nie mógł przecież zgwałcić czechosłowackiej konstytucji, ot tak bez powodu. Kaczyński odwrotnie, palił się do wyjazdu na swoim nowiutkim T - 54.
Na szczęście do wyjazdu nie doszło... i bardzo dobrze. Nie mam wątpliwości, że dziś dla mnichów czerskich Kaczyński byłby tak samo odpowiedzialny za Operację " Dunaj " jak tow. Leonid Breżniew. Na szczęście konstytucjonalista Rzepliński popsuł czołg... i nie pojechali. Dalej GW pisze,
... jak wiadomo Kaczyński nie przebiera w słowach.
Oj oberwało się wówczas podchorążemu Rzeplińskiemu, oberwało. Dziś mogąc odegrać sie za to upokorzenie nie odpuszcza Kaczyńskiemu. Prawdziwy pancerniak. Ale żeby tyle lat nosić w sobie zadrę ?
Inne tematy w dziale Polityka
