
Kościół św. Józefa na Kahlenbergu
To wydarzyło się w niedzielę. Tak, w niedzielę 12 września 1683 roku, zaraz po mszy. Legat papieski skinął dłonią i rzekł: idźcie w pokoju, ofiara spełniona. Niestety nie był to czas, w którym można było sobie - ot tak - iść do domu w pokoju. Bowiem decydowały się wówczas losy Europy, losy naszego chrześcijańskiego świata.

Powiem szczerze, że ja nie rozumiem sposobu myślenia ludzi tymczasowych. Tymczasowych w innym nieco rozumieniu. W sensie takim, że żyją tu i teraz, w czasie tym samym co mój czas. Żyją i nie zdają sobie sprawy, że żyją w czasach, w których historia wykuwa ich los, ale również los ich dzieci i wnuków, a może i dalej, może prawnuków. Historia dzieje się zawsze i każdy jej ruch determinuje niektóre z przyszłych zdarzeń. Teraz też decyduje się los naszych dzieci i wnuków. Być może nie do końca świata będzie unijne süss und gemütlich. Czy będą zbierać szparagi ? czy może będą pracować w niemieckich Heimach ? A może będą jeździć samochodami na wodór i z chipów AI będą składać użyteczne dla ludzkości narzędzia ? Z tych chipów AI na które akurat wespół z Gambią i Kongiem mamy amerykańskie embargo. Choć po prawdzie według Naleśnika - Zembaczyńskiego to żadana bieda, damy radę. Nie mogę się nie zgodzić, moja babka bez AI robiła takie naleśniki, że nigdzie i nigdy już takich nie jadłem. Choć z przykrością, ale i decyzje amerykańskie jestem w stanie zrozumieć. Nie można powierzać współczesnych, najbardziej zaawansowanych technologii państwu, którego premier podpisuje umowę o współpracy polskiego kontrwywiadu wojskowego ze służbami specjalnymi Federacji Rosyjskiej. To szczelności systemu nie gwarantuje. Ktoś tu komuś za wszelką cenę chciał zrobić dobrze. Gdyby nie 8 - letnia przerwa w rządach tych sabotażystów, to umowa o współpracy kontrwywiadowczej z FSB trwałaby pewnie do wybuchu wojny z Ukrainą. Takie historie dzieją się dziś i działy się 100 lat temu... i działy się również 12 września 1683 roku, kiedy to król nasz Jan skinął buławą, wskazując na skrzący się w oddali Dunaj.

Wiedeń i Dunaj z Kahlenbergu
Jak to wszystko ruszyło, jak runęło, jak złopotały chorągwie, jak zafurczały te husarskie skrzydła, jak błyszczały te szyszaki i karaceny. I leciały te nasze orły z okrzykiem Amor Patriae, na pohańca jak lawa. Jak żywioł jaki, którego nic i nikt zatrzymać już nie mógł. Spływało to wszystko z siłą wodogrzmotu, tratując wszystko po drodze. Rwetes, harmider, rżenie koni, chrzęst oręża, trzask łamanych winorośli.

- Hilfe ! Hilfe ! Mein Gott - zdają się pojękiwać Austryjaki na Kahlenbergu i Grinzingu - winnice zniszczone, wszystko na zmarnowanie, wina latoś nie utoczymy. Ech ! Głupi Austryjaku, lepiej rok o suchym pysku przeżyć, niż do końca życia za jedyną przyjemność mieć fajkę wodną i zawodzenie muezzina. Poza tym już wkrótce biznesmen nasz Kulczycki otworzy wam w Wiedniu pierwszą kawiarnię i będzie znowu gemütlich.

To coś w przewodniku po Wiedniu określane jest jako pomnik Sobieskiego
W kawiarniach, z wielką pasją przesiadujecie do dziś. Tymczasem pierwsze szeregi naszych orłów spadły już na obóz pohańców. Oni też już byli po swojej mszy i wódz ich Kara Mustafa zarządził wydawanie kebabów. Niestety z wątpliwej dla mnie przyjemności jedzenia kebabów nic nie wyszło dnia 12 września roku pamiętnego.

Zmarnowane zwycięstwo. Imbiss Sobieskiego. Gdybyśmy oprócz kultury militarnej dali i kulturę kulinarną, dziś jadłbym w Wiedniu pierogi i bigos. Niestety tylko kebab, kebab, falafel i bureki.
Wszystkie budki z kababami powywracane, wszystko stratowane, wszystkie namioty wywrócone, buńczuki osmańskie sponiewierane, worki z kawą zdobyte. Rachutłukum uszykowany dla wezyra już smakuje nasza husaria. Nie cały jednak pohaniec pobity i w jasyr nasz polski wzięty.

Część Turczyna czmyhnęła spod Wiednia i skryła się za Parkanami, walkę próbując nawiązać. Nie znami takie chuligańskie zagrywki i chowanie się za Parkanami. Stańcie z honorem na ubitej ziemi, a nie kryć się za opłotkami. W pył ich rozbito, a wielkiemu wezyrowi Kara Mustafie nie pozostało nic innego niż do Belgradu się udać i gardło swoje pokornie ofiarować sułtanowi. Bo takie ich pohańskie prawo. I tego dnia 12 września takiemu prawu postawiono tamę. Dlatego my dziś w niemieckim w Aschaffenburgu nie podrzynamy gardła dwulatkowi. Nie dźgamy nożem 8 - letnich dziewczynek w szkole tańca w Blackpool. Nie wchodzimy do metra, tramwaju i autobusu opasani TNT. Nie wjeżdżamy 30 - tonowymi ciężarówkami na jarmarki bożonarodzeniowe. O tym wszystkim zdecydował ten jeden dzień. Obroniono Dekalog, najprostsze, najbardziej zrozumiałe boskie prawo kierujące - w najlepszy z możliwych sposobów - ludzkim życiem. Byłem tam, zobaczyłem i za królem naszym Janem powtórzę" Bóg zwyciężył "




Parking na Kahlenbergu
Inne tematy w dziale Rozmaitości