Formułę " święta, święta i po świętach " zna każdy. Anglicy, jeśli gdzieś przypadkiem się zejdą, rozmawiają o pogodzie. Polak z Polakiem jeśli spotka się w ostatnim tygodniu roku musi powiedzieć, to co wyżej w cudzysłowie. Powód do świętowania jest i jest to bezsporne. Godne święta - jak się je dawniej nazywało - były obfite, bogate w jedzenie, niespodzianki i różne inne przyjemności. Rezultatem zawsze jest powiększony, o trzy dziurki, obwód w pasie u panów, w biodrach zaś u pań. Dlatego ja mam pasek z gumowej plecionki i historii zmian w obwodzie nie odznaczam. Gdzie przetyczka ze sprzączki trafi tam ma trzymać. A gdzie była wcześniej, cóż mnie to może obchodzić ? Żyje się raz. Powodów do tak niezdrowego spędzania świąt mamy na Warmii aż za bardzo. Bo żył tu niezwykły smakosz, człowiek który kulturę jedzenia wzniósł na poziomy kunsztu. Mamy kogo naśladować. Nie był otyły, choć twarz miał okrągłą z już zaznaczającym się drugim podbródkiem. Jednak w ostatnich 25 - ciu latach życia już tak dobrze nie było, bowiem przejście na pensję pruskiego króla nie pozwalało na urządzanie aż tak wystawnych przyjęć jak w Lidzbarku, czy w letniej rezydencji biskupów warmińskich w Smolajanch. Czy u Prusaków zawsze królowały ersatze ? Już się domyślamy, że chodzi o ostatniego przedrozbiorowego biskupa Warmii, Ignacego Błażeja Franciszka Krasickiego. Człowiek był to niezwykły, człowiek wysokiej kultury, a przy tym smakosz jakich mało. Pieszczota słowa i pieszczota podniebienia na jednym stała poziomie. Wybitny poeta i wybitny koneser potraw wszelakich, sybaryta, epikurejczyk a może i hedonista ? Komu to wiedzieć ? Był czlowiekiem wielu talentów. Dlatego postanowiłem parę słów sklecić o tak ważnej dla naszej Świętej Warmii, personie. Kiedy mogę zawsze wpadam do Smolajn, bądź Lidzbarka.
Dzieli nas wiele, bo i wiek nie przystający, dzieli nas talent do składania rymów, którego nie posiadam, a on miał go w nadmiarze, dzieli nas zamiłowanie do ogrodnictwa i zakładania parków. Nie cierpię tego, ale dokonania podziwiam, bo on i tu odnotował sukces. W biskupiej oranżerii można było już 200 lat temu zrywać dorodne pomarańcze, a kasztanowce w Smolajnach sadzone jego ręką dają miły chłód i dziś.
W Lidzbarku zaś każdej wiosny zakwitało 300 odmian tulipanów
...a w ogrodach pod mostem fontanny za kilkanaście dni już grać będą półtora raza wyższe niż w ogrodzie. Oj jakże to będzie pięknie - pisał do bratowej.
Ze smutkiem i żalem stwierdzam, że łączy nas jedno: skłonność do biesiady połączonej z interesującą rozmową, z nieodzownym kielichem dobrego wina, a czasem i coś mocniejszego. W moim przypadku będzie to gruba szklanka wypełniona miodowo - złocistym płynem, na powierzchni którego ludzie z wyobraźnią dostrzegą rozkołysane łany jęczmienia z okolic Hajnówki, Inverness, Aberdeen czy Dundee. Zabawy u niego były przednie, a jedzenie wyborne. Magda Gessler przy nim to ledwie kucharka z baru mlecznego.
Na polu literackim biskup też wypada lepiej niż Magda Gessler, wystarczy przeczytać jej " Biografię apetyczną " Sam biskup opojem nie był, dbał jednak by goście bawili się w sposób należyty. Wszystko zaczynało się już przy doborze kucharza:
" Polskie potrawy, żeby umiał in excellent gotować, kiełbasy, kiszki, pirogi, barszcz i rosół etc, gdyż tutejszy do ciast dobry, a ten co z Berlina przyjedzie, także nie lada będzie. I to bardzo do jego talentów potrzebne, żeby pieczyste dobrze robił, a potrawy jak najczęściej sporządzał "
Na biesiady biskup nie skąpił o czym zaświadcza rachunek ze stycznia 1769 wystawiony przez hurtownika z Braniewa:
5 antałków minogów, 4 antałki łososia, 15 sztuk łososi wędzonych, 4 antałki jesiotra, 2 beczki i 5 antałków śledzi, 2 beczki kablonu duńskiego, 2 paki sztokfiszow i 4 funty gulaszu.
Łączy nas również zamiłowanie do słodkich macaroni, bo tak pisał do przyjaciela Kajetana Ghigiottiego - macaroni smakowały mi nadzwyczaj. Nie omieszkał się przy tym usprawiedliwić" W miarę jak się starzejemy rośnie w nas łakomstwo " Dlatego nie folgując sobie już wcale, zamówił u wzmiankowanego Ghigiottiego: francuskie suche konfitury, galaretki morelową i brzoskwiniową, kasztany, likier różany i inne likiery. No taki łasuch był ten nasz biskup – niecnota.
Przeto zgromadziwszy zapasy odpowiednie i przyjęcie wydać godne był sposobny. Tak o jednym z przyjęć pisał w diariuszu jeden z gości biskupa:
Oprócz śledzi holenderskich, które tu mamy dla zaostrzenia apetytu i które tego roku są wyśmienite... mieliśmy kalafiory nadzwyczajnej wielkości i groszek młody... na wety zaś gruszki, poziomki, maliny i wiśnie i jak codzień cztery melony. Żeby zaś sobie żołądek nieco oziębić, jednego dnia chambertin, drugiego montasache etc, etc.innym razem na obiad podano: szczupaka duszonego, makaron włoski, Haberwurzel, ostrygi i żebyśmy nie zapomnieli, że jesteśmy na Warmii kartofle mit mundirung.
A już bal sylwestrowy w 1791 to i słów brakuje:
Indyki, sarny, zające, dziki, pstrągi, szparagi, bażanty czeskie, gęsi stargardzkie, kawior etc. etc, a na wety lody cytrynowe, konfitury marsylskie, smażone pomarańcze, etc. etc. Nie zabrakło również tak lubianej przez biskupa czekolady, bo ...delikatesy cudzoziemskie smaczek mają przyjemny.
Czyż nie warto było dla takich rozkoszy podniebienia drogi nadłożyć i do Smolajn w czasach Biskupa Jegomości zajechać ?
Smolajny leżały w komornictwie dobromiejskim, więc w dobrach stanowiących uposażenie biskupów warmińskich. Prawdziwa historia miejscowości zaczęła się wraz z przeniesieniem stolicy biskupstwa do Lidzbarka Warmińskiego. Położone w malowniczym zakolu Łyny, 17 km od Lidzbarka, z miejsca stały się ulubionym miejscem wypoczynku biskupów warmińskich. Przez cały okres istnienia biskupiej rezydencji funkcjonował w Smolajnach świetnie prosperujący folwark przynoszący biskupom spore dochody. Smolajny słynęły min. z hodowli koni zimnokrwistych, w okresie największej prosperity w stadninie trzymano 130 koni. Prawdziwie magnacką rezydencję, którą możemy podziwiać do dziś, wzniósł w latach 1741 - 1746 przedostatni biskup warmiński Adam Stanisław Grabowski, zatem herb Grabowskich na ryzalicie nie powinien nikogo dziwić.
Folwark i rezydencja biskupia doświadczali od historii tego samego co cała Warmia: palony, rabowany, odbudowywany z mozołem i znowu rabowany i palony. Największej biedy doświadczyły Smolajny w czasie ostatniej wojny ze Szwedami, którzy pałac spalili, a inwentaryzacja sporządzona po ich odejściu wykazała obecność w folwarku jednej tylko krowy i jednego cielęcia. Dlatego ja za Szwedami ( nie mylić ze spodniami ) nigdy nie przepadałem: zawsze miałem w pamięci tą nieszczęsną krowę niezdatną do podróży morskiej i to nieszczęsne ciele, które przetrwało chyba tylko dzięki matczynej, krowiej miłości.
Z czasów biskupa Grabowskiego pochodzi również dość interesujący obiekt tzw. wieża bramna z przylegającym budynkiem, będącym w przeszłości głównym wjazdem do rezydencji. Całą resztę, założenie parkowe, starodrzew, rozłożyste kasztanowce i resztki ogrodów zawdzięczamy biskupowi Krasickiemu." Bawię się Smolanami " - pisał do właściela Sztynortu Lehndorfa, z którym konsultował projekt parku i ogrodów. Wspomnianemu wcześniej kanonikowi i przyjacielowi Kajetanowi Ghigiottiemu zwierzał się w liście, że" ... dom w Smolanach zyskuje na urodzie, właśnie zakłada się tam park w guście angielskim " W takim to pięknym miejscu przebywał biskup Krasicki, a kto w pięknym miejscu przebywa, ten piękniejszym się staje i rzeczy piękniejsze jest w stanie stworzyć. I biskup Krasicki tworzył rzeczy piękne i nie tylko piękne. Tworzył rzeczy rozumne i ponadczasowe, to niesamowite doświadczenie czytać coś co powstało z okładem 200 lat wstecz, coś co w sposób doskonały opisuje nam dzisiejszych ludzi o własciwościach nijakich. Jest w tym całe to panoptikum przedziwnych fircyków i filutów wylansowanych brukselską biurokrację.
Co się niegdyś pokornie nazywał Maciejem,
Dziś jest jaśnie wielmożnym mości dobrodziejem.
Zza karety, gdzie stawał, przesiadł się w karetę,
W mundur barwę zamienił, a nader obfite
Mając zacności swojej próby oczewiste,
I herb znalazł, i przodków, i panegirystę.
Strzec się słabych, śmiać z cnoty, a z głupstwa korzystać.
Przykład wszystkim widoczny rzecz wyłuszczy z prosta.
Gdy widzisz, senatorem że został starosta,
Patrz, jak się zsenatorzył. Był filut, jest możny,
Wczoraj ledwo mościom pan, dziś jaśnie wielmożny.
To gra, los działa szczęście, lecz mu dopomaga
Czoło bezwstydne, podłość, w niecnocie odwaga.
Mały złodziej wart chłosty, lecz ten, co kraj zdradza,
Lubo tyle za sobą hańb, sromot sprowadza,
Iż owe sławne sosny z nadbrzezia Pilicy
Jeszcze małe do składu jego szubienicy
"Znałeś dawniej Wojciecha?" - "Któż nie znał! Co teraz
Bez sług, ledwo w opończy brnie po błocie nieraz,
Niegdyś w karecie, z której dął się i umizgał,
Takich, jakim jest dzisiaj, roztrącał i bryzgał.
Ustępowali z drogi wielmożnemu panu
Lepsi i urodzeniem, i powagą stanu;
Nieraz ten, który przedtem od filuta stronił,
Westchnął skrycie natenczas, gdy mu się ukłonił
Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzić,
Wolno się na czas żenić, wolno i rozwodzić.
Godzi się kraść ojczyznę łatwą i powolną,
A mnie sarkać na takie bezprawia nie wolno?
Niech się miota złość na cię i chytrość bezczelna
Ty mów prawdę, mów śmiało, satyro rzetelna.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo