Nie wiadomo jak zaczęła się kariera Lubomierza, jako najbardziej filmowego miasteczka w Polsce. Prawdopodobnie zadecydowała logistyka i koszty produkcji z powodu bliskości WFF we Wrocławiu. Oczywiście sławę ugruntował film " Sami swoi "
Sylwester Chęciński ( 1936 - 2021 )
Jednak komedia Sylwestra Chęcińskiego nie była pierwszym filmem zrealizowanym w Lubomierzu. Mieszkańcy miasteczka musieli mieć i radość i utrapienie z powodu częstego najazdu ekip filmowych. Bo to co widzimy przed wózkiem z kamerą nie jest tym co za wózkiem. Najazd ekip filmowych, rzesze statystów, rozkapryszonych reżyserów, jeszcze bardziej rozkapryszonych gwiazd, nie kończące się powtarzanie ujęć i zamknięte ulice, to jest czasem utrapienie. Jako reżyser Hochwander sześć filmów o tym zrobiłem, więc co mówię, wiem. Pierwszym filmem zrealizowanym w miasteczku był film " Krzyż Walecznych " wyreżyserowany przez Kazimierza Kuca vel Kutza. Z tej przedziwnej przemiany nazwiska uroczo zakpił sobie w pewnym swoim filmie mistrz Bareja, którego Kuc vel Kutz był niemal osobistym wrogiem. W " Krzyżu Walecznych " w jednej z nowel " Wdowa " w główne role wcielili się: Grażyna Staniszewska ( Danusia Jurandówna ) i Zbigniew Cybulski ( wszystkie role jakie były do zagrania w jego czasie ) Tuż po wyjeździe ekipy Sylwestra Chęcińskiego w miasteczku pojawiła się ekipa międzynarodowa i Lubomierz zmienił się we francuskie miasteczko, które wyzwolili wspólnie jeńcy radzieccy z francuskimi komunistami. Wszystko kończy się dobrze, choć nie wiem czy w realu bohaterscy jeńcy radzieccy nie zostali rozstrzelani nie przez Niemców, a przez swoich rodaków. Mowa o filmie " Daleko na zachodzie " Lubomierz przerobiono na francuskie miasteczko w 1968 roku, ponieważ radziecka ekipa z produkcją nie mogła jechać jeszcze dalej na zachód, w poszukiwaniu oryginalnych plenerów. Istniało duże ryzyko, ze część radzieckiej ekipy filmowej odda się w " plien " tym razem Francuzom. W latach późniejszych, Lubomierz już ze sławą ugruntowaną użyczył swojej urody kolejnym filmom. W tzw. międzyczasie było jeszcze dokręcenie " Nie ma mocnych " ( 1974 ) A potem już cała lista filmografii polskiej. " Maratończyk " ( 1985 ) w reżyserii Marka Ciecierskiego, w tej samej reżyserii " Amerykanka " ( 1987 ) W tym samym roku szwagier Ponurej Agnieszki, Piotr Łazarkiewicz kręci w Lubomierzu " Kocham kino " Ostatnim chyba filmem zrealizowanym w Lubomierzu w 1990, był film " Zakład " w reżyserii Teresy Kotlarczyk, z Pawłem Królikowskim i Ryszardem Kotysem, bardziej znanym jako Paździoch. To ten, który Wici Pawlakowi sprzedał kota co " ... z miasta Łodzi pochodzi "
Słynny rower zamieniony na kota z miasta Łodzi
Sporo tego jak na miasteczko, które można obejść w kwadrans. W kwadrans nie można natomiast obejść muzem Kargula i Pawlaka. Tam trzeba spędzić cały dzień i smakować, czuć, dotykać niemal czasów Kargula i Pawlaka.
Bo to był początek wszystkiego. W tej komedii wszystko było nie takie jak miało być. Tytuł filmu wykluł się dopiero na planie, bowiem podstawą scenariusza było słuchowisko radiowe pod tytułem " I było święto " napisane przez Andrzeja Mularczyka, prywatnie brat rodzony Romana Bratnego. Słuchowisko wyreżyserował Andrzej Łapicki. Po tym skromnym radiowym sukcesie, szczęśliwie zdecydowano się na nakręcenie komedii.
Historia nie jest wydumana ponieważ opowieść całą wysnuł stryj Andrzeja Mularczyka, o istnieniu którego autor dowiedział się dopiero po wojnie. Niewiedza o istnieniu stryja brała się z niebezpieczeństw tamtych czasów. Ojciec Mularczyka był pułkownikiem kawalerii, a w trakcie okupacji aktywnym członkiem ruchu oporu. Jak napisałem wyżej wszystko na początku było nie tak, nie tak jak wyobrażał sobie Mularczyk. Na wieść, że główne role zagra Wacław Kowalski i Władysław Hańcza stwierdził: no to mamy klapę ! Stało się jak wiemy inaczej. Wacław Kowalski był w owym czasie aktrem epizodycznym, Hańcza zaś był już " hetmanem " scen polskich. Był od tzw. ról poważnych. Problem od początku stanowił timbre głosu Hańczy i jego twardy poznański akcent. Hańcza vel Władysław Tosik choć " z miasta Łodzi pochodzi " to jego młodość i teatralna, przedwojenna kariera, związana była z Poznaniem. Obawy autora scenariusza nie spełniły się w najmniejszym stopniu.
Sierp tatowy i granat ze świątecznego ubrania
Vis comica Wacława Kowalskiego, jego poruszanie się na planie, cudowne uchwycenie języka przesiedleńców zza Buga wystarczyło na pełny sukces komedii. Z twardym językiem Hańczy poradzono sobie również w postsynchronach podkładając głos Bolesława Płotnickiego. Sprawdził się wszak jako fantastyczny sierżant Panasiuk w komedii " Gdzie jest generał " Płotnickiemu lwowianinowi akcent i miękkość wymowy specjalnego trudu nie nastręczała.
Niebyłby jednakże Hańcza wybitnym i ambitnym aktorem, gdyby pozwolił sobie na zastępstwa. Tak długo pracował nad głosem, że w trzeciej części sagi, czyli " Kochaj albo rzuć " już w sposób zdatny naśladował repatriancką gatkę. Film stał się absolutnym szlagierem kasowym i frekwencyjnym. Miarą czego zawsze w PRL - u były koniki sprzedające bilety przed każdym seansem. Najwyższą jednak miarą sukcesu było to, że wkrótce po premierze ulica zaczęła rozmawiać językiem Karguli i Pawlaków ugruntowując w polszczyźnie mnóstwo smakowitych kąsków, które świadomie, bądź nieświadomie używamy do dziś.
...jest u mnie i karabin, ale ostrożnie, zamek wylata.
Ostatnie garnki Kargula
Moja wizyta w Lubomierzu to też jakiś odpryskowy sukces komedii. Gdyby chodziło tylko o radziecką koprodukcję " Daleko na zachodzie " nie zajechałbym. Szkoda czasu i atłasu...oraz paliwa.
Większośc aparatów z generacji mojej " Zorki 5 " już trafiła do lamusa. Oprócz jednego.
Wszyscy " święci " polskiej kinematografii. Tu byliśmy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości