Dębki, ujście Piaśnicy do Bałtyku. Najpiękniejsza plaża polskiego wybrzeża. Jakoś tak upodobałem sobie ten odcinek od Helu do Dębek. Od blisko 40 lat staram się tu spędzić choć tydzień w sierpniu lub lipcu. Gdzieś od Karwi do Dębek. Nosiłem się nawet z zamiarem prozatorskim i stworzeniem powieści " Historia balangi w Karwieńskich Błotach 2 " ale cóż to była za balanga ? Dzieci małe, trzeba było patrzeć żeby się w Bałtyku nie potopiły. Na szczęście udało mi się w dzieciach zaszczepić zainteresowanie architekturą i garncarstwem, więc syn budował zamki z piasku, a córka jako nie święta, lepiła dzbanki z piasku.
Najgorzej było z psem terytorialnym. Jamnik a terytorialny. Strasznie agresywny w stosunku do każdego kto zbliżył się do parawanu na długość smyczy ( 1,20m ) A o taki dystans na bałtyckiej plaży trudno. Palowałem go na krótko ( 50 cm ) Najgorzej było na kampingu w Karwi. Czaił się pod przyczepą i bez ostrzeżenia atakował każdy sandał, który podszedł bliżej niż 1 m. Bogu ducha winna kobieta o mały włos, a zabiłaby się o latrynę. Bo to były niestety czasy, że o Toi Toi można było pomarzyć. A może to i lepiej, bo dziś gdyby to była jakaś polityczka z PO to i o zamach psem i mobilną latryną by oskarżyli. Jak poseł Brejza.
No ale dość tych dygresji. Coś trzeba na poważnie napisać. Ukochałem ten pasek wybrzeża, bo to szczerze nasz kawałek Bałtyku. Przedwojenny, tyle nam przyznali w Wersalu. Mało, ledwie 140 km, 3 % naszej przedwojennej granicy.
Piaśnica, wersalski słup graniczny
Biedny, niezagospodarowany kawałek piaszczystych plaż. Z biednymi rybackimi wsiami, niewielkimi portami i z Puckiem szumnie określanym jako nasz port wojenny.
Spływ Piaśnicą
Pucka marina
Wówczas stała się rzecz niezwykła: Polak okazał się mądry przed szkodą i w sposób maksymalny wykorzystał daną przez historię szansę. Oczywiście na samym początku nie było mowy o morskiej i oceanicznej żegludze.
Strażnica graniczna nad Piaśnicą
Strażnica dziś
Jednak ten skromny pasek wybrzeża stał się atrakcyjny turystycznie. Rosły domy zdrojowe, tzw. łazienki kąpielowe, pensjonaty, restauracje i kawiarnie. Nie byliśmy narodem zmotoryzowanym, byliśmy za to narodem rozpodróżowanym. Ruszyły więc na nasze wybrzeże pociągi zwane " popularnymi " wyposażone w kuszetki, restauracje, wagony taneczne, wagony kąpielowe. Zdarzyło się nawet, że tak wyposażony pociąg, wyprodukowany przez warszawską firmę Lilpop, Rau & Loewenstein zdobył na wystawie w Paryżu złoty medal. A brytyjski ambasador w Warszawie musiał stwierdzić
- Kolej stworzyli Brytyjczycy, jednak najbardziej komfortowe wagony produkują Polacy.
Jednak to nie turystyka miała być solą tej ziemi. Miała nią być żegluga morska i oceaniczna. Ówcześni włodarze kraju - jak napisałby wielki nieobecny salonu 24, bloger Stary - zrozumieli, że rozwój to żegluga, to eksport i import, to rybołówstwo, nie tylko bałtyckie, to nowoczesne porty i sprawne kompanie żeglugowe. Ci ludzie mieli wizję, wiedzieli że rozwój i postęp bez " navigare ..." jest po prostu niemożliwy. Bo spójrzmy na bieg historii, na rozwój cywilizacyjny ludzkości. Budowanie państw, imperiów, rozwój kultury, nauki w dużym stopniu odbywał się wodą. Tyle, że nie każdy to rozumie. Może dlatego, że twardą ziemię historia pożłobiła, mamy ślady przeszłości i człowieczych dokonań wyryte, wypisane w ziemi. Mamy wytyczone drogowe i kolejowe szlaki, miasta, mosty, katedry, fabryki. A czy ktoś widział kilwater Kolumba, Magellana, Vasco da Gamy ? Nikt nie widział, a gdzie bylibyśmy dziś bez epoki wielkich odkryć geograficznych ? Przedwojenni ludzie to rozumieli, mimo że dostali Polskę porozrywaną, patchworkową. Z trzema systemami prawnymi, nierownomiernie rozwiniętą, z przepaścią w metodach gospodarowania na wsi. Ba, nawet z odmiennymi typami ludzkiej mentalności, odziedziczonymi po zaborcach. A jednak się udało. A my dziś bogatsi o doświadczenia jesteśmy głupsi i wolimy lotniska w Berlinie, porty w Lubece i Hamburgu. Jakiś rodzaj raba ruskiego rozsiadł się na tej ziemi, siedzi na przyzbie, tarmosi brodę i drwi, wizje snuje fatalistyczne, a po co to ? a komu to potrzebne, a czy to się kiedykolwiek zwróci ? Ten rab jest dzis elegancki, pachnie dobrą wodą toaletową, ale jest jednakowo głupi. Balcerowszczyna i maksyma " kapitał nie ma narodowości " taki dziś znajduje odzew. Ten rab istniał i po odzysakniu niepodległości i mówił to samo, i robił to samo. Sejmowa batalia o ustawę tyczącą budowy Gdyni wyglądała dokładnie tak samo jak dzisiejsze polityczne zapasy tyczące przekopu mierzei, tyczące CPK, gazoportów, portów kontenerowych, inwestowania w polskie banki i polski przemysł. Nic się nie opłaca, a najlepsze auta powstają w Wolfsburgu. Tak było i w latach międzywojennych. Cóż jednak robiła ówczesna władza ? Nie znając jeszcze rozstrzygnięć wersalskich już organizuje port wojenny w Modlinie, już buduje flotyllę rzeczną i tworzy polską marynarkę wojenną.
Już działają kursy marynarskie w odległym od morza Toruniu, już to powstaje szkoła morska w Tczewie, przedmiot niezliczonych drwin. Państwo bez morza, bez portów, bez floty, a kształci kapitanów i nawigatorów. No szaleńcy, marnotrawcy naszych podatków. Na zgubę to wszystko ! Jednak mądrzy ludzie nie zważali na głupców i mentalnych rabów. Budowali.
Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!
Ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali,
A nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali.
Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie,
A my skarby i potwory łowim, skryte w oceanie.
Nie bacząc na rabów, malkontentow, czy wręcz politycznych szkodników, budowali. Jeszcze nie ruszył port gdyński, a działa już stocznia gdyńska, równolegle tworzy się Instytut Handlu Morskiego, powstają laboratoria certyfikujące importowane i eksportowane towary. Wreszcie w 1927 roku powstaje przedsiębiorstwo Polska Żegluga. Już kapitanowie i mechanicy ze szkoły w Tczewie mogą pracować na polskich statkach. W 1930 powołuje się do życia Polskie Transatlantyckie Towarzystwo Żeglugowe z większościowym udziałem państwa. Rząd polski nie może pozostawić niwy, na której zarabiają obce bandery. Z Polski w latach międzywojennych emigrowało za Atlantyk około 60 tys. ludzi i to z myślą o nich powstała linia transatlantycka. Po cóż miałyby zarabiać na Polakach opasłe kompanie żeglugowe pyszniące się w liverpoolskich, portowych pałacach ? Po co nam transatlantyki, kiedy one cumują już w Liverpoolu ? Powiedziałby ówczesny głupek, myślowy kuzyn współczesnego nam głupka. Wreszcie przychodzi pora na przeniesienie, w 1930 roku, Szkoły Morskiej z Tczewa. Te wszystkie działania, to że naszym przodkom " chciało się chcieć " to, że mieli wizję Polski otwartej na morze sprawiło, że już w latach 30 - tych port gdyński staje się liderem bałtyckich przeładunków, wyprzedzając konkurujący z nim Gdańsk.
Dzisiejsza Gdynia, dziedzictwo rozumnych Polaków
Zarządcom portu gdańskiego, sabotującym początkowo eksport polskiego węgla, pozostaje jedynie zgrzytanie zębami i czekanie na lepsze czasy, które zgodnie z twierdzeniami współczesnych włodarzy Gdańska, zaczęły się od wypowiedzenia złego słowa Polaka przeciw Niemcowi. Niemcom nie pozostało juz na takie dictum nic jak tylko odpowiedzieć słowami z pancernika " Schleswig - Holstein " To jednak temat na zupełnie inną notkę, któtszą. Bo działa mówią krótko i zwięźle.
Inne tematy w dziale Rozmaitości