Nie było wcześniej sposobności, by napisać cokolwiek o moich ubiegłorocznych, jesiennych peregrynacjach po Sudetach i Czechach. Dziś chyba jest właściwy czas. Odwiedzać tamte strony, a nie odwiedzić Wambierzyc to tak jakby podróżować po Warmii i nie odwiedzić Świętej Lipki, Krosna czy Chwalęcina. A jednocześnie chcieć poznać niezwykłą historię Warmii, jej osobność w ramach państwa krzyżackiego, potem Rzeczpospolitej, potem państwa pruskiego, Niemiec i na powrót Polski. Wreszcie jej niezłomny katolicyzm w zalewie protestantyzmu. Podobnie jest z Wambierzycami, trudno poznawać niezwykle skomplikowaną historię Dolnego Śląska bez Wambierzyc. A powodów do odwiedzin jest dwa, z których jeden jest oczywisty, a drugi jest po to by przeżyć zachwyt jaki musiał być udziałem każdego, kto przez ostatnie 100 lat z okładem odwiedzał to miejsce. Miejscowość nazywaną Dolnośląską Jerozolimą. Początki kultu w Wambierzycach sięgają wieku XIII. W miejscu gdzie dziś stoi bazylika stoi lipa, a na niej niewielka figurka Matki Boskiej. Miejsce znane jest z cudownych uzdrowień. Jednym z nich było przywrócenie wzroku Janowi z Raszewa. To jeden z pierwszych, zapisanych cudów mających miejsce w Wambierzycach. Kult rozwija się, pojawia się coraz więcej pielgrzymów. Pod lipą miejscowi wierni budują kamienny ołtarz, a w roku 1263 stawiają pierwszy drewniany kościół, na potrzeby coraz liczniej przybywających pielgrzymów. Drewniany kościół ulegnie zniszczeniu podczas wojen husyckich. W roku 1512 dziedzic Wambierzyc, von Pannwitz funduje pierwszy, murowany kościół, który jednak zostanie zniszczony podczas wojny trzydziestoletniej. Prawdziwa historia Dolnośląskiej Jerozolimy zacznie się wraz z nabyciem dóbr wambierzyckich przez rodzinę hrabiego Daniela Aschazjusza von Osterberga. W latach 1695 - 1711 nowy właściciel Wambierzyc wznosi piękną, renesansową świątynie. Jednak - nie wiadomo co - czy brakoróbstwo ówczesnych majstrów, czy niewłaściwe posadowienie świątyni sprawia, że obiekt zaczyna się walić. Dokonano, więc w roku 1744 rozbiórki kościoła, ratując jedynie fasadę, a nowy właściciel Wambierzyc, von Götzen funduje barokową świątynie w obecnym kształcie. Jest to zatem czwarta świątynia w miejscu cudownego ozdrowienia Jana z Raszewa.
Skąd jednak wzięła się w tym miejscu Dolnośląska Jerozolima, o czym zaświadczają bramy wjazdowe do miasta, jak do tej prawdziwej Jerozolimy. Wzięła się Dolnośląska Jerozolima z pielgrzymek odbytych do Ziemi Świętej przez Daniela von Osterberga, w latach 1683 - 1709. Ponieważ topografia Wambierzyc przypominała fundatorowi okolice Jerozolimy, zatem każe wznieść na wzgórzu przed świątynią, Kalwarię z kaplicami przedstawiającymi sceny z Męki Pańskiej. Stąd wzięła się w Wambierzycach rzeka Cedron, Góra Oliwna, Syjon, góra Tabor i sama świątynia nawiązująca swoim kształtem do jerozolimskiej świątyni z czasów Heroda Wielkiego. Tak w dużym skrócie wygląda historia Wambierzyc, które w swojej historii nazywały się Albendorf, Vamberice, Valberice i wreszcie Wambierzyce. Zatem jeden powód był, aby to miejsce odwiedzić.
Kalwaria wambierzycka
Drugi powód to niezwykła ruchoma szopka stworzona przez miejscowego zegarmistrza. A raczej kilka szopek eksponowanych w domu gdzie ów niezwykły zegarmistrz mieszkał. Longin Wittig urodził się w roku 1824 we wsi Góra św. Anny. Pochodził z rodziny i okolic gdzie budowa szopek była wpisana w tradycje, więc nie miał wyboru. A, że był utalentowany i do tego był zegarmistrzem to postanowił pójść dalej i budować szopki ruchome, napędzane mechanizmami zegarowymi. Tak powstała pierwsza szopka ze scenami z Betlejem. Potem, co logiczne, musiała przyjść kolej na szopkę przedstawiającą Drogę Krzyżową. Po śmierci mistrza, dzieło kontynuuje jego syn, Hermann Wittig. Powstają kolejne szopki wykorzystujące tematykę biblijną. Potem pojawiają się szopki ze scenkami rodzajowymi, wiejską zabawą, pracą na wsi, a także wykonana z niezwykłą pieczołowitością kopalnia w przekroju z ruchomymi figurkami górników, jeżdżącymi wagonikami itp. A wszystko napędzane mechanizmami zegarowymi i niesłychaną plątanina cięgieł, pasków transmisyjnych, trybików, zapadek, sprężynek i sprężyn. W sumie figurek doliczono się 800, z których blisko 300 jest ruchomych. I żeby nie było: mikroskopijny dzięcioł na drzewie też jest ruchomy. I to jest to miejsce, gdzie każdy rozdziawiał gębę grubo ponad 100 lat temu, a ja rozdziawiłem swoją na przełomie października / listopada 2022. Szopka " Rzeź niewiniątek " jest tak dynamiczna, tak realistyczna, twarze biegających matek starających się uchronić swoje dzieci przed śmiercią, tak przerażone, że aż trudni uwierzyć że to tylko szopka, a nie współczesny majstersztyk sztuki filmowej. Dlatego rozdziawiłem gębę i choć tam zaglądać - od strony zegarmistrzowskiej kuchni - nie wolno to zajrzałem. Niesamowite.
W związku z zakazem wykonywania zdjęć, zdjęcia szopki z sieci.
Inne tematy w dziale Rozmaitości