Operacja " Dynamo " przebiegła pomyślnie. U podnóża skał w Dover wylądowaliśmy o godzinie 8:00 am. Dobry los po raz kolejny podarował nam jedną godzinę życia. W Dunkierce była już 9:00.
Niemiecki www.bushotel.de w kolejce do Dover. W 1940 roku się nie udało, a po brexicie i owszem. Dlaczego narzekają ?
Powroty nie są moją ulubioną częścią żywota. Nastrajają pesymistycznie. Może gdybym wracał ze zsyłki na Syberii, albo z Oflagu byłoby inaczej. Ja uwielbiam wyjazdy i jazdę.
Ta atmosfera pakowania ładowarek i przejściówek. Ten kabel do iPada, ten do aparatu, ten C do smartfona... i potem już połykane mile, choć ja wolę kilometry. Są bardziej obrazowe. Czujesz je. Widzisz drogowskaz: Manchester 34, to jest jednak bardzo daleko, a Krynki 34 km ? blisko, rzut beretem. Za nami 6800 km.
Nie bądź jak poseł PO z ziemi szczecińskiej, tankuj na Orlenie nawet w Niemczech
Sporo jak na taki słaby ciągnik siodłowy. Ale się udało. Wróciliśmy, nie popadajmy jednak w doła bo już za dwa dni redakcja tego bloga wyląduje w Cagliari i tam będzie tymczasowa siedziba redakcji. I się redakcja odezwie we właściwym czasie. Bo ten blog jest jak radiostacja " Pszczółka " PKWN, tyle że nadaje w sprawach ważnych dla państwa polskiego. To trzeba czuć, przodkowie musieli wjechać " w ten kraj " w wagonach repatrianckich, albo i gorzej. Goleni i przebierani przez Sowietów w Brześciu wrócili po 1956 roku. Inaczej tej ziemi czuć nie będziesz. " Martyrologia " łuckich procesów tego nie zmieni.
Główka Dover za nami
To nie jest moje ulubione danie. Wolę szkocką jagnięcinę z soczewicą + yorkshire pudding. Unia Anglii ze Szkocją to był dobry pomysł. Jednak już na brytyjskich wodach terytorialnych zamówiłem, by zadość uczynić tradycji. Full english breakfast to jest to. Potrawa jedzona w Anglii od średniowiecza, taki angielski symbol szlacheckiej gościnności. Gość w dom, Bóg w dom.
- usiadź gościu za stołem, a odpocznij sobie,
nie zaznasz tu głodu, przyrzekam ja tobie
nie zdążył chyba napisać ich odpowiednik Jana Kochanowskiego, zwany Szekspirem. Znaczy się naszemu Janowi z Czarnolasu nie dorównał. Ale 900 kalorii, czyli więcej niż dzienna dawka energii dla londyńskiego, bezrobotnego głodomora, który zjadał dziennie 2 kartofle, pod nobilitującą nazwą Jacket potatoes, musi robić wrażenie. Niespodziewanie to szlacheckie danie, w czasie rewolucji przemysłowej stało się ulubionym daniem working class. Zaspokajało ponad połowę dziennego zapotrzebowania na energię pracującego 12 - 14 h na dobę górnika, hutnika czy tkaczki. Dlatego zamówiłem, musiałem cięgiem przejechac 490 km i nie czuć głodu. Udało się - english breakfast i kiełbaski z Kumbrii nie są najgorsze. Jak mawiają w kieleckiem " to jedzenie trzyma "
Inne tematy w dziale Rozmaitości