Podróżując po Polsce napotkamy nie tylko majestat, harmonię i piękno katedr czy kościołów, nie tylko potęgę średniowiecznych warowni, nie tylko pejzaż " namalowany " pracowitą ręką człowieka. Napotkamy również pejzaże stworzone nieokiełznaną, dziką naturą. Jak dzika potrafi być natura, wiemy wszyscy. Mnie mocno w pamięci utkwiły słowa, o sprawczej mocy natury, kandydatki - efemerydy PO, na prezydenta RP.
- "... gdyby natura chciała to by to zrobiła " Jakoś tak ?
Jak ona się nazywała ? Dwojga nazwisk była, cicho ! Nie podpowiadajcie, sam sobie poradzę ze swoją pamięcią. Nie, to nie była Kosiniak - Kamysz. Kosiniak - Kamysz to prowadziła z Gucwińskimi program o tygrysach. Cicho ! Przypomnę sobie. No nie radzę sobie z pamięcią jak kiedyś. To jest właśnie problem polskiej polityki. Tyle w niej jesteś obecny ile pokażą ciebie w TVN. A jak nie pokażą to wypadasz poza nawias i tacy jak ja obserwatorzy sceny politycznej - obdarzeni słabszą pamięcią - już sobie przypomnieć nie mogą " hu* is hu* "
W brytyjskiej polityce to wszystko jest bardziej uładzone. Są parlamentarni liderzy, którzy nadają ton i rytm. Są frontbencherzy, którzy pyskują, są backbencherzy, którzy stoją murem za frontbencherami. A u nas jakieś to wszystko przemieszane, jakby orkan uderzył w salę plenarną. Taki Borys Budka - weźmy - urodzony frontbencher, " fajter " stworzony do liderowania, a kiedy zobaczy Donalda Tuska to natychmiast włazi pod ławkę i staję się " underbencherem " A przecież takiej formacji nie ma w żadnym parlamencie Europy. Brak w tym sensu. Albo weźmy pod lupę posła Nitrasa, wpychanego na siłę przez władze PO do ławek backbencherów, bo wiadmo, że i pod prąd na Autobahnie jechać potrafi, a jak z nerw wyjdzie, to i przy*******ić zdolny, urodzony frontbencher, a sekowany. Tak PO marnuje swoj naturalny, polityczny potencjał.
O czym to ja miałem pisać ? gubię wątek. No nie radzę sobie z pamięcia jak kiedyś. Aha, o nieokiełznanych siłach natury. Natura co chce to i robi, a robi to co chce. Starsi wiekiem czytelnicy pamiętają tragiczne wydarzenia z 10 i 11 sierpnia 2017 roku. Kaprys natury, który kosztował życie 6 osób, w tym 2 harcerki z obozu w okolicach Suszka, zorganizowanego przez Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej z Łodzi. Straszliwa tragedia.
Pojechałem tam po 4 latach i doznałem lekkiego szoku, bo aż takiego efektu tego kataklizmu się nie spodziewałem. Jako drwal z cenzusem pamiętam nawałnicę z listopada 1981 roku, ponad rok walczyliśmy z wiatrołomami, skutkiem nieuprzątniecia powalonych drzew była pół roku później gradacja brudnicy mniszki. To była kolejna katastrofa, tak się to wszystko w siłach natury zazębia. Jednak szkody w drzewostanie w naszym leśnictwie nie były takie jak te zastane w gminie Suszek. U nas w leśnictwie dominował drzewostan mieszany, sporo samosiewu, a taki las jest bardziej odporny na skutki huraganu. Tak zwane uprawy leśne, monokultura, sosny rosnące " pod sznurek " przy tej sile nawałnic są bez szans. Pamiętam również kataklizm i jego skutki w Puszczy Piskiej w lipcu 2002 roku. Jednak to co zobaczyłem w Suszku przerosło wszelkie moje wyobrażenia. Z siłami natury nigdy sobie nie poradzimy.
* hu* ( czyt. who )
Inne tematy w dziale Rozmaitości