On an adventure before dementia
- autor nieznany
W ramach cyklu notek z myślą przewodnią, bądź jakąkolwiek złotą myślą, dziś notka o podróżowaniu.
Zastanawiałem się nad mottem, a że znam ich niewiele, to od razu pomyślałem o słynnym stwierdzeniu Roberta Louisa Stevensona, że samo podróżowanie może być ciekawsze niż osiągniecie celu. I tak chyba jest w istocie, bo motto dzisiejsze to zawołanie brytyjskich emerytów pragnących jechać dokądkolwiek, bez konkretnego celu, po to tylko by początki demencji przesunać jak najdalej w czasie. Impulsem do wyruszenia w drogę do Polski autem była lektura ksiażki " W Moskicie nad III Rzeszą " autorstwa Mieczysława Pruszyńskiego ( brata Ksawerego ) Otóż ten niezwykły człowiek, świetny pisarz, czarujący kobieciarz, patriota, dzielny pilot, poliglota, wybitny finansista i makler gieldowy po zakończeniu wojny zakupił z demobilu amerykańskiego Jeepa i tłukąc się drogami zrujnowanej Europy wrócił do Polski. Wiedział, że Polska będzie komunistyczna, że demokracji będzie w niej tyle co w Bierucie urody amanta, ale wrócił, bo wiedział, że Polska - jaka by nie była - będzie potrzebować elit.
Załadunek Jeepa w Dover
Ten powrót nie wynikał z jakiejś naiwności Pruszyńskiego, oni byli tak wychowani, wychowani w etosie, że Polska jest najważniejsza. Nie ośrodki dyspozycyjne Berlina, Moskwy i Brukseli, tylko Polska.
Przyjechałem zatem do Polski drogami Europy zrujnowanej covidem, przemknąłem przez zatopioną Belgię i Holandię, gnany ostrzeżeniami o powodzi nadawanymi przez WDR w moim radyjku pokładowym dojechałem do Helmstedt suchą stopą. Potem był Berlin, Poznań, pierwsza stolica Polski Gniezno zwane " Chrzcielnicą Polski " by po tygodniu zmagań z Jeziorakiem wrócić na ląd.
Marina w Siemianach
Dziś pędzę do Szczytna na uroczystość uczczenia pamięci Krzysztofa Klenczona i na nadanie jego imienia jednej z ulic miasta. A co przeżyłem w podróży i co przeżyję skrupulatnie opiszę, jak - tout proportion gardèe - bracia Mieczysław i Ksawery Pruszyńscy.
PS. Pisząc o " zrujnowanej " Europie miałem na myśli jej zrujnowanie biurokratyczne, takich kretynizmów nie wymyśliłoby bezrozumne, niepiśmienne stado baranów. Wyjechałem zaoptrzony w taką ilość pełnomocnictw, jak nieprzymierzając Wiaczesław Mołotow udający się w podróż dyplomatyczną do Berlina w roku 1940. Czegóż tam nie było ? Jakieś testy PCR, jakieś karty szczepień z kodami QR. Honorowe oświadczenie dla rządu Republiki Francuskiej, że w ostatnich dwóch tygodniach nie odnotowałem temperatury ciała wyższej niż 36.6, że nie miałem kaszlu, ani w kościach mnie nie łupało itd. Oficjalna informacja dla rządu belgijskiego ze się u nich pojawię po zatwierdzeniu ktorej otrzymałem kod QR uprawniający do wjazdu na teren królestwa Belgii, dwa podobne oświadczenia dla rządu w Hadze. Wszystko w wersji papierowej. Na szczęscie Niemcy okazali się prawdziwymi ekologami, szanującymi drewno z którego robi się papier. Locator form wypełniłem w formie cyfrowej, również skany testów PCR wysłałem w Instytutu Kocha w formie elektronicznej, a na koniec luzacka Polska nie chciała ode mnie nic. Wjechałem na Kulczyk Autobahn bez jakiegokolwiek glejtu, wystarczyło uiścić 46 PLN. To jednak nie koniec klopotow bo po calkowitym zluzowaniu lockdownu w UK, jako osoba wracająca z terytorium Francji samochodem, mimo dwukrotnego zaszczepienia podlegam 10 - dniowej kwarantannie. Zatem mój urlop się przedłuży lub zostawię auto w Polsce, wrócę samolotem, a po auto wrócę kiedy skończy się w Europie wojna kretyńskich rządów z obywatelami
Inne tematy w dziale Rozmaitości