W Bożonarodzeniowej notce zasugerowałem czytelnikom wprowadzenie w życie pewnego rodzaju świątecznej autarkii, czyli przygotowania jak największej ilości potraw bez oglądania się na uspołeczniony handel detaliczny ( jak mawiano w PRL -u ) bądź jak mówi się obecnie " bez oglądania się na markety " Takie święta, święta podczas których pocieszymy nasz smak i nasze oko własnymi wyrobami, lepiej smakują. Nie wiem czy ktoś z czytelników podjął wyzwanie i wyprodukował np. wędzoną szynkę czy kiełbasę, bądź wspiął się na absolutny " everest " ludzkich możliwości i wyprodukował bimber, tego nie wiem.
Choć to naprawdę nie jest trudne. Wystarczy odrobina samozaparcia, przestudiowania tematu w necie i już jesteśmy masarzami, gorzelnikami i piekarzami. A dla tych którzy naprawdę uważają, że zrobienie własnej kiełbasy to wyższa szkoła jazdy, polecam kiełbasę pieczoną, którą przygotowałem z żoną na te święta. To bardzo łatwe i nie wymaga czasochłonnego wędzenia. Absolutny rarytas, pięknie wysycha, nie gorzej się prezentuje i smakuje wybornie. Po przekrojeniu wygląda jak najwyższej klasy iberyjska salchicha. W tym roku w zasadzie kupiliśmy tylko mąki i majonezy ( choć można było ukręcić ) no i oczywiście mięso. Uboju w ogródku jeszcze nie prowadzę z uwagi na przepisy. Produkcja szła pełną parą, jak na Podlasiu podczas okupacji. Zapach wędzonego wabił sąsiadów wychowanych w naszej kulturze, wiedzieli że zasada " gość w dom, Bóg w dom " obowiązuje również podczas panedmii i każdy swoje pętko otrzyma. Natomiast wychowani w kulturze wyspiarskiej ustawiali się w kolejce do pakistańskiego fastfoodu po przeciwnej stronie ulicy. Tamten zapach też jest wabiący, lubię go. Przypomina mi młodość. Tak pachniało w teatrze kiedy stolarze, przed lakierowaniem, gruntowali gorącym pokostem dekoracje. Nie wiem jakiego oleju używa się w fastfoodach, ale to jest to. Mnie ten zapach nie oszuka. Dlatego w moim fastfoodzie - po sąsiedzku - byłem jeden, jedyny raz... i więcej było mi nie po drodze. Choć zasadniczo cenię pracę stolarzy. Święta zatem mam dopięte na ostatni guzik. Dzięki czemu mogę leżeć na tapczanie, jak ten leń z wiersza Brzechwy i pisać sobie notkę. Ja nawet obecnie jestem w wyższym stadium lenistwa niż ów leń. Bo on siedział, widać był młodszy. Jednak nie masz, po skończonej robocie, lepszej pozycji niż horyzontalna. Czekam na najważniejsze święta w roku.
Wszystkim odwiedzającym mojego bloga, wszystkim czytelnikom i komentatorom życzę spokojnych, obfitych, dostatnich i przy pięknej pogodzie Świąt Wielkanocnych. Oczywiście w gronie rodziny.
" Warmińska pieczona " przed włożeniem do pieca. Produkt musi " ochłonąć " min. 2 godziny.
" Warmińska pieczona " po tygodniu suszenia
Dochodzenie
Wiatr z nad Morza Północnego zakłócał cyrkulację w komorze wędzarniczej. Jedyne możliwe rozwiązanie, wymuszony obieg gorącego powietrza. Jak w kuźni. Bez rzemiosła, ani rusz.
Prosto z domowej wędzarni. Uwolnione podczas obróbki wędzarniczej związki chemiczne mogą być przyczyną wielu groźnych chorób ( z dokumentu Unijnego Komisarza d/s Żywności )
Drugi tydzień suszenia " Warmińskiej podsuszanej "
Wielkanoc bez białej do żurku nie może się udać
Szynka z szynkowara ( wyrób własny )
Jeszcze tylko jajka... i chlebek niech dojdzie
Chlebek świąteczny i pisanki w pogotowiu
Trochę roboty przy paschalnym kuliczu
Kulicz zapuszkowany
... ostatni etap przygotowań, Mazurek Staropolski zwany czasem królewskim w kolejce do piekarnika
Inne tematy w dziale Rozmaitości