
Żaglowiec Glenlee przed muzeum transportu w Glasgow
Ponad tygodniowe zaniedbanie bloga nie jest wynikiem lenistwa, tylko rozsypaniem w drobny mak wszystkich redakcyjnych planów związanych z napiętym planem podróżniczym. Przepadł mi, z powodu koronawirusa, wylot do Albanii 20 sierpnia, zaś w poniedziałek nie odleciałem na Cypr, bo jakiś idiota w teście na koronawirusa wstawił mi rocznik urodzenia 2020, co mojego położenia w żaden sposób i tak nie zmieniło, bo obsługuję się całkiem normalnie i nie zauważyłem żeby żona kupowała w ostatnim tygodniu pampersy.

Czuję się całkiem dorosło, a nawet bardziej, bo czuje się po powrocie ze Szkocji ( w ramach rewanżu na chińskim wirusowym patencie ) jakbym powrócił z rodzinnego spotkania na Białorusi.

Tak mnie trzęsie, ale o tym może w kolejnej notce. Trzęsiawki białoruskie leczą się szybciej, bo tam banię gospodarz w każdej chwili odpali. Do tego bliny z kwaśną śmietaną i możesz znowu jechać do Witebska, choć głowa jeszcze kiepska, ale ciało już okrzepłe.

W UK sauny zamknięte na cztery spusty ( z nowu z powodu koronawirusa ) i system zdrowotny musi zmagać się z toksynami w jedyny, znany sobie, sposób czyli korzystając z żył i krwi. A ile człowiek ma tej krwi, żeby pozwolić na nieograniczone rozpuszczanie w niej toksyn zawartych w highlandzkim jęczmieniu. Dlatego dziś tylko zdjęcia.

Po usunięciu toksyn coś tam może sobie przypomnę. Zdjęcia z kilku wypadów po Highland i z jeziora Loch Lomond, co jest trochę głupie, bo loch po gaelicku znaczy jezioro, a Lomond konkretnie - jezioro elfów. Największe jezioro w Wielkiej Brytanii, choć mniejsze od naszych Śniardw o jakieś 40 km 2, to jednak będące większym pod względem zasobności w słodką wodę, oczywiście z powodu głebokości.

Jezioro leży prawie dokładnie na granicy, między Highland, czyli tą Szkocją prawdziwą, bardziej dziką, a Lowland, Szkocją ucywilizowaną. Co ma związek z produkcją whisky, higlandzka whisky jest brutalniejsza, prędzej sponiewiera. Jest jak rozbójnik Rob Roy - szkocki Ondraszek. Lowlandzka jest milsza w piciu, łagodniejsza, ale też sponiewiera. Dlatego przez najbliże trzy dni o szkockiej nie napiszę ani jednego słowa. Chyba, że mimochodem ? I chyba po raz 118 rzucam ten sport i przystępuje do jakiegoś ruchu abstynenckiego, albo może oazowego ? W życiu każdy czas na poprawę jest dobry.


Jakby wypłaszczyć ten pagorki i ten szczyt Ben Lomond ( 990 mn.p.m ) to jakby Przeczka ze Śniardw na Jezioro Mikołajskie

Oceanarium w Balloch













Highland

Ech, te szkockie pustkowia i wrzosowiska

Inne tematy w dziale Rozmaitości