Co mogło być przyczyną wypadku autobusu w Warszawie ?
Przyczyn może być kilka, jednak na pierwszym miejscu wymieniłbym brak doświadczenia u kierującego " przegubowcem " Solaris.
Z dostepnych relacji wiadomo, że kierowca był młody co wykluczałoby zasłabnięcie. Pogoda, warunki atmosferyczne, warunki na drodze ? Solaris ma klimatyzowaną kabinę kierowcy, więc trudno zakładać przemęczenie jakiego doświadczali - w ruchu miejskim - kierowcy Berlietów, Ikarusów, czy o zgrozo, przegubowych Jelczów - ogórków. Warunki pracy w Solarisie ? Bajka, to już nie te czasy, że kierowca z 30 - letnim stażem miał lewą nogę grubszą, wcale nie z powodu przynależności do SLD, tylko od wciskania pedału sprzęgła. Kierowca rozpoczął zmianę o 5:30, wypadek wydarzył się przed 13:00, zatem formalnie wszystko jest w porządku. Czas pracy nie został przekroczony. Nie wiadomo również jak długo pracował kierowca wczoraj i jak długo pracuję od czasu ostatniego dnia wolnego. Mam nadzieję, że w MZK przstrzega się unijnych przepisów dotyczących czasu pracy kierowcy. Niemożliwa jest sytuacja sprzed 14 lat w Manchesterze kiedy kierowca - rekordzista pracował non - stop 40 dni. Co wyszło na jaw dopiero po spowodowaniu przez niego wypadku śmiertelnego. To był jednak przypadek odosobniony, bowiem firma świadcząca usługę " public transport " dla miejskiego zarządu transportu publicznego, miała siedzibę na Sycylii i była w zasadzie " pralką " więc nikt takimi głupstwami, jak stan autobusów i czas pracy kierowców, głowy sobie nie zawracał. Jedyny plus z manchesterskiej tragedii to fakt, że są jeszcze sądy w UK, bowiem do więzienia trafił szef firmy i główny księgowy, a kierowcę oczyszczono z zarzutów, ponieważ oprócz 40 dni pracy non - stop nie posiadał przeszkolenia w kierowaniu double deckerami. A taki obowiązek przeszkolenia miała firma zatrudniająca niefortunnego kierowcę.
Nie wyobrażam sobie, że kierowca z warszawskiego MZK nie odbył szkolenia na " przegubie " a wcześniej nie zdobył dodatkowej kategorii do prawa jazdy D, czyli kat. E uprawniającej do kierowania autobusami z przyczepą, bądź jak w przypadku Solarisa Urbino, z naczepą. Zatem na tym etapie wszystko mamy w porządku.
Co zatem sprawiło, że autobus spadł ze zjazdu ? Prędkość. Nieustanna presja pracowników transportu miejskiego : pogoń za rozkładem jazdy. Inspektorzy z kajetami rozstawieni na trasach i pętlach i rejestrujacy wszystkie spóźnienia i wcześniejsze odjazdy ( o wiele gorsze ) Dziś pewnie rozkładu jazdy pilnują rejestratory elektroniczne. Ja opisuje sytuacje sprzed 20 lat. Teraz może jest inaczej w polskich przedsiębiorstwach transportu publicznego. Do tego stres związany z wożeniem pasażerów, scysje z pasażerami, pretensje o zbyt szybkie ruszenie, bądź zbyt gwałtowane hamowanie i to ciągłe witanie się z kierowcą przed przednią szybą. To uroki pracy szofera w MZK... i nie ma tu czego kierowcom zazdrościć ich wysokich zarobków. To często kosztem tłuczenia godzin, kosztem stresu.
Zatem jak wyglądała sytucja podczas zjeżdżania z mostu Grota - Roweckiego ?
Solaris Urbino to taki rodzaj autobusu, którego ogon potrafi " machnąć psem "
Rozkład masy jest zupełnie inny niż w Ikarusie, gdzie silnik był w środku pojazdu, czy w Jelczu, całkowicie z przodu pod maską obok kierowcy. Któż z nas nie marzył, aby tam na tym pojedynczym siedzeniu usiąść sobie obok pana kierowcy, podczas szkolnej wycieczki. W Solarisie, ważącym bez pasażerów, 28 ton silnik umieszczony jest w naczepie, co ma wpływ na sterowność pojazdu. Każdy, kto jeździł autem z silnikiem z tyłu ten wie, jak trzeba uważać przy skręcaniu, bądź zimą, czy w czasie tuż po deszczu, przy bardzo śliskiej nawierzchni. Do tego dochodzi rozkład pasażerów. Nie wiemy ile osób jechało autobusem i jak wyglądał rozkład masy.
A całość wyglądała prawdopodobnie tak : młody, niedoświadczony kierowca, pędzący przez most 80 km/h wchodzi w " koniczynkę " kładzie - jak się to mówi - autobus, a masa pchacza robi swoje. Koła skręcającego pojazdu mają mniejszą przyczepność, auto staje się niesterowne... a reszta jest do przewidzenia. Tył, naczepa autobusu zepchnęła go najzwyczajniej ze zjazdu. Nie wiem czy tak rzczywiście było, ale moje motoryzacyjne doświadczenie podpowiada, że tak właśnie mogło to wyglądać.
PS. A trollom twierdzącym, że się nie znam w dowodzie moje kwalifikacje. Nie ma w kraju nad Wisłą i w Europie pojazdu, którego ja eksperymentalnie, bym nie dosiadał.
Bo Irena Kwiatkowska, która żadnej pracy się nie bała, to tak naprawdę była moją uczennicą.
Inne tematy w dziale Rozmaitości