Jako że mój blog przepełniony jest niewiarygodnymi informacjami, dzisiaj chciałbym przekazać takie, które każdy może zweryfikować, tym bardziej, że warto. Otóż niejaki Dr. Gus Prosch z Instytutu Medycyny Biomolecularnej opracował metodę leczenia reumatoidalnego zapalenia stawów, korzystając z niezwykle cennego spostrzeżenia, że ta dokuczliwa przypadłość wywoływana jest infekcją stawów przez ameby. Korzystając z tej wiedzy, posługuje się antybiotykami w celu pozbycia się pierwotniaków, uzyskując ustąpienie dolegliwości w ponad 80% przypadków. Plan antybiotykoterapii jest podany na końcu artykułu, ale na razie skupmy się na amebach, bo to sedno sensacji.
Wg dr. Proscha, wiele chorób (tzn. choroby autoimmunologiczne), ma swoje źródło w infekcji amebami, nazewnictwo jest różne, ale przyczyna choroby ta sama. Pasożyty te preferują obszary mało ukrwione, skąd organizmowi trudniej się ich pozbyć, dlatego też, można spotkać je w wielu częściach ciała.
Jeśli trafią na stawy, mogą wywołać reumatoidalne zapalenie stawów. Jeśli zadomowią się w jelicie grubym, wywołują wrzodziejące zapalenie jelita grubego.Jeśli w jelicie cienkim - chorobę Crohna. Jeśli zainfekuję krew, mamy do czynienia z toczniem. Jeśli dostaną się do układu nerwowego, powodują stwardnienie rozsiane. Jeśli natomiast występuje w skórze, wówczas rozwija się łuszczyca lub twardzina.
Stwardnienie rozsiane??? Przecież wiemy, że stwardnienie rozsiane jest częstym powikłaniem po szczepionce przeciwko żółtaczce (WZW B). Podobnie jak reszta wymienionych właśnie chorób jest powikłaniem po tej szczepionce... To tak na wypadek gdyby ktoś się zastanawiał skąd ameby i jakim cudem szacuje się, że zakażonych amebami jest co najmniej 90% społeczeństwa. Ameboza wydaje się być idealną chorobą dla systemu służby zdrowia - trudno wykryć, jeszcze trudniej wyleczyć, a choroby wywoływane przez ameby można bezskutecznie leczyć latami. Czysty zysk.
W ubiegłym roku kilkunastu lekarzy "holistycznych", tzn. leczących choroby, a nie ich objawy w USA pożegnało się z życiem. Zazwyczaj były to typowe samobójstwa, tzn. skok z pokoju hotelowego, seria w plecy, czy coś w tym guście. Podobno odkryli coś w szczepionkach, ale może nie wnikajmy co, bo to niebezpieczne.
W 2006 r. gdy jeszcze moja świadomość dot. szczepionek była zerowa, pozwoliłem się zaszczepić dwoma dawkami szczepionki mającej rzekomo chronić przed żółtaczką (o losie naiwnych). Wylądowałem na dwumiesięcznym L4 z koszmarnymi bólami reumatycznymi. O ile bóle te udało mi się zażegnać dietą pozbawioną mąki pszennej, o tyle uczucie ucisku w krzyżu wydawało się, że pozostanie na zawsze. Jakie było moje zdziwienie, gdy ostatnio pod wpływem sensacyjnych informacji na temat jodu, wypiłem jednorazowo ćwierć buteleczki aptecznego płynu lugola (celem było zaopatrzenie w dawkę 100 mg jodu, podczas gdy 40 ml butelka zawiera go w sumie 400 mg), a ucisk w krzyżu ustąpił po kilkunastu minutach. Wprawdzie wrócił po kilku dniach, ale wyposażony w taką wiedzę bez wahania zakupiłem 50 g jodu, 100 g jodku potasu umożliwiających mi zrobienie 1 litra 5% płunu lugola, oraz pudełka buteleczek 50 ml. z zakraplaczem, dzięki czemu mam zamiar wytępić w ciągu kolejnych tygodni wszelkie żerujące na mnie ameby.
Oczywiście mamy w sobie setki tysięcy różnych mikroorganizmów, więc dlaczego akurat upieramy się przy amebach? Okazuje się, że ameby to takie "czołgi" dla wirusów. Np. niedawno odkryty (2013 r.) nowy rodzaj wirusów DNA o dużych rozmiarach - pandorawirus występuje wyłącznie wraz z amebami. Bez pozbycia się ameb, układ odpornościowy nie jest w stanie pozbyć się wirusów bez względu na ilość przyjętych leków.
A problem na pewno nie jest marginalny, gdyż chorób i dolegliwości na tle infekcji pasożytami jest sporo - między innymi - atopowe zapalenie skóry, astma, anemia, alergie, egzema, owrzodzenie, krosty, brodawczaki, zapalenie skóry, nerwica, problemy ze snem, hemoroidy, zgrzytanie zębami, chroniczne zmęczenie.
Zgodnie z wiedzą zdobytą na paru forach, suplementacją jodu jesteśmy w stanie pozbyć się ameb, przy okazji w ten sposób możemy też uniknąć raka.
Jod chroni nas bowiem nie tylko przed amebami, ale również przed promieniotwórczością, czy nawet promieniowaniem mikrofalowym pochodzącym z telefonów komórkowych.
Dawki zalecane dla dorosłych zawierają się w przedziale 10-300 mg jodu na dobę w formie 5% płynu lugola. Osobiście przyjmuję 50-300 mg dziennie - jest to dawka, przy której z pewnością poczujemy dobroczynne działanie jodu. Kiedyś przy takiej suplementacji następowało uzupełnienie niedoborów jodu w ciągu 6-12 miesięcy. Teraz z uwagi na zwiększenie potrzeb, przy takiej suplementacji nasycenie może nastąpić po kilku latach, o ile w ogóle.
Trzeba jeszcze wspomnieć, że przy dużym obciążeniu organizmu pasożytami, dawki poniżej 100 mg mogą powodować grypopodobne objawy odtruciowe, tzw, Herx. Żeby ich uniknąć, należy... zwiększyć dawkę. A nie musimy się aż tak obawiać toksyczności jodu, gdyż już w 1910 r. opisano stosowanie jodu na poziomie 300-1300 mg w celu wyleczenia syfilisu.
Polecam grupę Iodine (Facebook)
Inne tematy w dziale Rozmaitości