Wczoraj (24.06.2010) po przyjściu do pracy dowiedziałem się, że zwolniono dyrektora szpitala w którym pracuję. Dzisiaj w Gazecie wyborczej ukazał się artykuł, który osobie zorientowanej obnaża psychopatyczne oblicze kręgów władzy, która ofiarę zmienia w winnego. Ustabilizowanie ciężkiej sytuacji szpitala i skuteczne egzekwowanie przed sądem należności z NFZ to prawdopodobnie największe przewinienia dyrekcji w obecnej sytuacji politycznej, a nie zadłużenie szpitala (jak sugeruje artykuł), które jest pochodną poprzednich nie za dobrych dyrekcji oraz takiej, a nie innej polityki NFZ.
Artykuł zatytułowano "Marszałek wyrzucił dyrektora zadłużonego szpitala"
Poniżej zamieszczam fragmenty artykułu wraz z moim komentarzem:
Sytuacja 700-łóżkowego szpitala w Bytomiu, nazywanego także górniczym, dobrze obrazuje nie tylko problemy z brakiem pieniędzy na leczenie, ale także z zarządzaniem szpitalami.
To nie jest tak do końca prawda. Trudno mówić o braku pieniędzy na leczenie gdy dyrektor śląskiego oddziału NFZ oddaje do centrali 150 mln PLN (jak poinformował nas członek rady lekarskiej), których to pieniędzy nie zdołały przerobić inne, uprzywilejowane szpitale które dostają rozsądne kontrakty
"Czwórka", jak każdy szpital, miała od lat problemy finansowe. Od niedawna znalazła się jednak w gronie rekordzistów: z danych za pierwszy kwartał wynika, że suma zobowiązań szpitala wynosi 43 mln zł, z czego ponad 28 mln zł to zobowiązania wymagalne, czyli takie, które już dawno powinny być spłacone i od których naliczane są teraz odsetki.
Szkoda, że rzetelność dziennikarska nie pozwoliła wspomnieć o sumie należności ze strony NFZ, które na koniec maja wynosiły ponad 20 mln PLN, w większości stanowiących należności wymagalne. I to od wielu miesięcy. Faktem jest, ze wypracowano je tzw. "nadwykonaniami", czyli świadczeniami wykonywanymi ponad wartość kontraktu. Kontraktu, który nijak się ma do wielkości szpitala i którego trzymanie się to katastrofa dla jednostki.
Do wzrostu zadłużenia przyczyniła się właśnie polityka Janusza Szymanowskiego, wcześniej szefa szpitala uzdrowiskowego w Goczałkowicach. Pod jego kierunkiem przyjmowano pacjentów praktycznie bez ograniczeń, jakie każdej placówce wyznacza kontrakt z NFZ.
Dla szpitala o takiej wielkości (zatrudnienie: 1200 pracowników), jest to jedyne możliwe rozwiązanie. Zbyt niska wartość kontraktu NFZ stawia szpital w sytuiacji bez wyjścia. Trzymanie się wartości wyznaczonych w kontrakcie powoduje generowanie straty rzędu 1-1,5 mln miesięcznie, gdyż wówczas sam koszt wynagrodzenia pracowników przekracza 80%. Z wielu względów nie ma możliwości zmniejszania skali działania (zwolnień), bez narażanie jednostki na katastrofę, gdyż szpital swoją pozycję zawdzięcza właśnie wielospecjalistycznemu profilowi. Ponadto, z punktu widzenia rynku, zmniejszanie skali działania nie ma racjonalnego uzasadnienia, skoro chorzy w dalszym ciągu oczekują się w długich kolejkach, a w ramach nadwykonań przyjmowani są jedynie pacjenci których życie jest zagrożone.
W wyniku strajków lekarskich w 2008 r. jednym z ustaleń dyrekcji w rozmowach z NFZ było ustne przyzwolenie na generowanie nadwykonań, jako jedynej drogi ratowania szpitala.
W wywiadzie dla "Pro medico" - pisma Śląskiej Izby Lekarskiej - Szymanowski tłumaczył, że tak mu każe sumienie, bo "szpital to nie fabryka gwoździ". - NFZ, który chyba niesłusznie ma w nazwie słowo "narodowy", chciałby pewnie, abyśmy te pięć tysięcy ludzi odesłali z kwitkiem - prosto do zakładu pogrzebowego. Należy skończyć z tą ideologią śmierci! (...) Nie mamy Tarpejskiej Skały, skąd moglibyśmy zrzucić chorych, potrzebujących opieki ludzi, a tego chyba oczekiwałby NFZ, uporczywie odmawiając zapłaty za świadczenia - mówił w wywiadzie Szymanowski.
Dla psychopatów taki argument jest nie tyle bez znaczenia, co niezrozumiały. Albo sprawia wrażenie marnej wymówki. Dla człowieka znającego osobiście dyrektora Szymanowskiego szczerość tej wypowiedzi jest niepodważalna.
W rozmowie z "Gazetą" powiedział, że gdy chodzi o zarządzanie szpitalem, nie ma sobie nic do zarzucenia: - Gdyby NFZ drastycznie nie ograniczał nam kontraktu i gdyby zapłacił nam za wszystkich ponadlimitowych chorych przyjętych w tym i w zeszłym roku, zyskalibyśmy 24 mln zł i sytuacja finansowa byłaby całkiem inna.
- Szpital w Bytomiu miał kontrakt niższy o 4 proc., podobnie jak inne placówki, a za nadwykonania nie mogliśmy płacić, skoro nie mieliśmy na to pieniędzy - mówi Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego oddziału NFZ.
Nie mieli pieniędzy, ale tak naprawdę oddał całą górę szmalu z powrotem do Warszawy, która to kasa zostanie rozdzielona na wszystkie szpitale w kraju, które miały nadwykonania...
I sugeruje, że jego odwołanie ma podtekst polityczny. Wprawdzie sam jest członkiem rządzącej w województwie PO, ale z powodu konfliktu z NFZ podpadł ważniejszym od niego w partii.
- Nie chodzi o żadne partyjne sprawy. On po prostu był złym dyrektorem - słyszymy jednak w PO.
Jeśli wg partii dyrektor Szymanowski był złym dyrektorem, to ja już doskonale wiem jaką partią jest PO.
W odróżnieniu od Gazety Wyborczej, która najwyraźniej ma służalczy stosunek wobec patologii władzy, znacznie bardziej wiarygodne informacje można znaleźć na stronie Telewizji Silesia
29.06.2010
Wczoraj odbyła się pikieta pod Urzędem Marszałkowskim w Katowicach pracowników naszego szpitala w proteście przeciwko odwołaniu dyrektora Szymanowskiego.
Jak zwykle oberwało się najmniej winnemu, mianowicie kierowcy, który bez uzasadnienia użył sygnałów karetki...
Inne tematy w dziale Polityka