Gdy byłem uczniem I klasy szkoły podstawowej, aby uchronić nas przed próchnicą, higienistka karmiła nas małymi słodziutkimi tabletkami, o nieco mdłym smaku, zawierającymi fluor. Ponieważ już wtedy przejawiałem brak szacunku dla ogólnie przyjętych zasad, późnym popołudniem, wraz z dwoma kolegami włamaliśmy się do szafy w której przechowywane były tabletki fluorowe. Nażarliśmy się nimi po uszy - pamiętam, że sam zjadłem z dwie garście. Później były mdłości, wymioty i stan oszołomienia, którego za bardzo nie rozumiałem, ale świat stał sie na pewien czas troche inny - taki bardziej gumowy.
Od tego zdarzenia sama myśl o zjedzeniu kolejnej tabletki wywoływała mdłości, co ciekawsze, niedobrze robiło mi sie również od pasty do zębów. Z tego powodu przestałem myć zeby pastą do zębów, a zacząłem eksperymentować z innymi substancjami myjącymi. W końcu stanęło na soli - babcia powiedziała, że to była metoda praprababci, dzięki której w wieku 93 lat miała zdrowe zęby.
Metoda ta okazała się równie dobra, co z użyciem pasty - zęby mi się generalnie nie psują, no ale brakuje mi trzech szóstek. ;)
No tak, teraz właśnie tak sobie myślę, czy ich delikatność nie wzięła się z zatrucia fluorem, w okresie gdy rosły...
Tyle wycieczki osobistej, poniżej tłumaczenie fragmentu książki Davida Icke, na temat fluoru:
Czy wiesz, że związki fluoru dodawane do wody pod egidą walki z
próchnicą, przez blisko 40 lat stosowane były jako trutka na szczury? Wraz z powstaniem zakładów wytwarzających aluminium, od początku XX w.
związki fluoru będące odpadem tej gałęzi przemysłu stały się głównym źródłem zanieczyszczenia rzek, zatruwając w ten sposób grunty i zwierzęta.
W 1939 r. Instytut Mellona w USA zwrócił się do czołowego biochemika, dr Geralda Coxa o znalezienie rynku na odpady w postaci związków fluoru, który
zaproponował pomysł dodawania ich do wody pitnej.
Zatruwanie rzek trutką na szczury uznano za zbyt niebezpieczne, ale dodawanie jej do wody pitnej uznano za świetny pomysł. Przynajmniej był takim dla firm farmacetycznych. Po wprowadzeniu związków fluoru do wody pitnej w blisko 100 miastach USA, roczny zysk jednego z koncernów wzrósł o 3,5 mld USD (1947 r.)
Dla zainteresowanych - bardziej szczegółowa historia promocji fluoru
Od kilku lat regularnie sprawdzam deklarowaną ilość jonów fluorkowych na etykietach krajowych wód mineralnych (pomimo, że ich nie piję - piję jedynie wodę z własnej studni :D) i zauważyłem że ostatnio znacznie się te wartości zwiększyły. Żywiec - w 2004 miał 0,2 mg/l, obecnie nawet 0,5 mg/l (to chyba gróna dopuszczalna granica w UE), Ustronianka - w 2004 0mg/l, obecnie 0,3 mg/l. Wody bez fluoru są trudniej dostepne (np. Muszynianka, Czantoria) przeglądając wody w hipermarkecie zdarza się, że nie ma wody bez fluoru.
Pytaniem jest, dlaczego ludzie godzą się na konsumpcję fluoru, jeśli wiadomo że jest to substancja toksyczna dla człowieka, powoduje odwapnienie kości i zębów (które przecież miała chronić?), zwiększa prawdopodobieństwo raka stawów, wywołuje otępienie umysłowe, zwiększa podatność na manipulację, wzmocnia "instynkt stadny", a jednocześnie wiadomo, że korelacja używania fluoru i wystąpienia próchnicy jest dodatnia!
Chemia mówi - fluor szkodzi, statystyka mówi - fluor nie pomaga w walce z próchnicą, a wywołuje paskudne choroby układu kostnego.
I konia z rzędem temu kto mi wyjaśni dlaczego ludzie stosują produkty spożywcze i toaletowe skażone fluorem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości