Dawno temu, za Oceanem był pewien człek uczony. Tak uczony, że nawet Harvard go zatrudniał. Człek ten lubił łyknąć. A konkretnie lubił łyknąć pigułę LSD. Dzięki swojej uczoności i zamiłowaniu do LSD został psychodelicznym guru i jedną z ikon kontrkultury lat `60. Nazywał się Timothy Leary.
Leary, niczym współczesny coach, zaproponował swoim wyznawcom prostą formułę życia szczęśliwego i harmonijnego, tak opisując przy okazji swoje narkotyczne doświadczenia:
TURN ON, TUNE IN, DROP OUT
Włącz się, dostrój, i odpadnij.
Interpretowano to różnie. Sam Leary tłumaczył swoje przesłanie następująco: https://www.urbandictionary.com/define.php?term=turn%20on%2C%20tune%20in%2C%20drop%20out
Kto ciekawy, niech przeczyta, ale ostrzegam że jest to dość mętna interpretacja. Zresztą chyba właśnie o to chodziło.
Co mi do łba z tym Leary`m przyszło? Już tłumaczę:
Wydaje mi się mianowicie, że młodzi uczestnicy Rewolucji Chryzantem (@echo24), choć o Learym w życiu nie słyszeli, to swoim uczestnictwem realizują jego maksymę.
Włączają się, najpierw do internetu, a później w aktualny trend mediów społecznościowych.
Dostrajają się, do trendu i innych.
Aż wreszcie odpadają. Od rzeczywistości.
I co mamy? Mamy:
TURN ON, TUNE IN, FUCK OUT.
Tak to epigoni nie wiedzący nawet o tym, że są epigonami robią „rewolucję kontrkulturową, nie zdając sobie sprawy, że odbyła się ona jakieś pół wieku wcześniej.
„Piękni dwudziestoletni”(@Marek Hłasko) potwierdzają zatem, że są tylko zapóźnionym zaściankiem.
To jest dość groteskowe.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo