Staliśmy przy busie służby więziennej patrząc jak radiowóz się oddala a wraz z nim prawo jazdy naszego kierowcy.
Staliśmy przy busie służby więziennej patrząc jak radiowóz się oddala a wraz z nim prawo jazdy naszego kierowcy.
- No to część, koniec jazdy - sapał wściekły kierowca. - Nie pojedziemy dalej.
- No to nie jedziemy do więzienia - zatarła ręce Barbara. - Proszę nas odwieźć z powrotem.
- Jakie z powrotem? - wzruszył ramionami kierowca. - Jak nie mam prawa jazdy to nie mogę też wracać!
- Przecież prowadził Cezary, niech nas odwiezie.
- Ale ja też nie mam prawa jazdy - uśmiechnął się zakłopotany.
- To dlaczego prowadziłeś? - byłem zaskoczony.
- Pytałeś czy znam drogę, a o prawo jazdy nie spytałeś - rozłożył ręce.
- To ja mogę prowadzić - zgłosił się Krzysztof.
Zapytałem go o prawo jazdy.
- Nie mam - przyznał się Krzysztof, ale poprosił szybko:
- A zapytaj mnie czy znam okolicę!
Westchnąłem.
- Znasz okolicę?
- Bardzo dobrze! - Krzysztof uderzył się pięścią w pierś. - Moja rodzina kiedyś tam mieszkała! Drogę znam jak własną kieszeń!
- Ale może jednak wrócimy? - Barbara była niezadowolona. - Koniecznie się uparliście na tę odsiadkę? Przecież wszystkie znaki na niebie i ziemi chcą nas przed tym powstrzymać.
- Jedźmy już tam - machnął ręką dziadek Róża. - Głodny jestem a tam chyba dadzą coś do jedzenia.
- Nie mówiąc o tym, że mieliśmy tam być wczoraj - wtrącił Marcin Lotnik. - W świetle prawa jesteśmy zbiegami. Mogą nas nawet zastrzelić.
Kierowcy zaświeciły się oczka.
- Spróbuj tylko ty konfituro esbecka, a będziesz mieć z moim mężem do czynienia - rzuciła Barbara. - On takich jak ty to załatwiał jedną ręką. I to mając chory kręgosłup.
- To niech Krzysztof kieruje - poddał Cezary. - Zna okolice, może pojedziemy trochę szybciej.
- Ale nie ma prawa jazdy.
- To co, do więzienia go wsadzą? I tak jedziemy siedzieć. I jedźmy już, bo zimno.
Ta argumentacja trafiła wszystkim do przekonania. Przenieśliśmy śpiącą osobę konwojencką na tył busa. Za kierownicą po krótkim instruktażu zasiadł Krzysztof, obok niego Barbara. Krzysztof ruszył z kopyta.
- Nie wiedziałem, że prowadzenie samochodu jest takie proste!
- Nie jedź za szybko bo nas rozbijesz - poprosiłem.
- Spokojna głowa, ja go przypilnuję - Barbara poprawiła się w fotelu obok kierowcy. - Będziemy jechać przepisowo.
I jechaliśmy. O dziwo nocna jazda szła Krzysztofowi nad wyraz dobrze. Turlaliśmy się powoli przez miasta, miasteczka i wsie, Krzysztof opowiadał o swojej rodzinie i hodowli kur. Zacząłem powoli zasypiać, gdy nagle przeraźliwy krzyk Barbary przeciął powietrze:
- Hamuj!
Krzysztof stanął na lewym pedale i bus zatrzymał się gwałtownie. Poprzewracaliśmy się w środku.
- Co znowu?! - stęknął dziadek Róża i jeśli opuścić przekleństwa to niczego nie powiedział.
- O - powiedział Krzysztof pokazując placem na przednią szybę.
Na ośrodku oświetlonego latarniami ulicznymi skrzyżowania siedziała grupa przerażonych osób.
- Aktywiści ekologiczni - wyjaśniła Barbara.
Marcin Lotnik uchylił okno.
- Jaki protest?
- Przeciwko budowie elektrowni atomowej.
- Elektrowni nie będzie. Protest niepotrzebny. Możecie iść do domu.
- Ale przecież premier Tusk obiecał, że na pewno wybuduje za dwa miesiące!
- I to najlepszy dowód, że jej nie będzie.
I Marcin Lotnik zamknął okno, za to swoje otworzyła Barbara.
- No już! Do domu! Chcemy przejechać!
- Nie możemy wstać - wyznał któryś z aktywistów. - Przykleiliśmy się do asfaltu.
- Bez obaw - zapewnił Krzysztof. - Zaraz was ominę.
I zaczął cofać kręcąc jednocześnie kierownicą. Bus zaczął kręcić kółka po całej szerokości jezdni niebezpiecznie blisko siedzących aktywistów.
- Zaraz w coś uderzymy! - krzyczał przestraszony kierowca.
- Zaraz coś w nas uderzy! - krzyczała przestraszona konwojentka.
Aktywiści też krzyczeli, a kiery za którymś razem Krzysztof minął ich o centymetry jakoś oderwali dłonie przyklejone nieodrywalnym klejem i uciekli.
- Normalnie cud - pokręciła głową Barbara i poprosiła Krzysztofa, żeby zatrzymał samochód.
- Dlaczego? Już prawie trafiłem na właściwy pas.
- Dlatego. Teraz Brixen za kierownicę. Od godziny nic nie robi tylko się śmieje. Czas być produktywnym.
- Śmiech to zdrowie - broniłem się siadając na miejsce Krzysztofa.
- Pojedźmy trochę szybciej jest już środek nocy - prosił Cezary.
- Szybciej może się nie da, ale... - Krzysztof podniósł palec. - Znam skrót!
- Kto drogi skraca do domu nie wraca - mruknął Cezary.
- Ale nie jedziemy do domu tylko do więzienia - przypomniał Marcin Lotnik.
Krzysztof usiadł obok mnie, pokazał w prawo i powiedział:
- W lewo!
Inne tematy w dziale Polityka