Codziennie kilkakrotnie słyszę takie zdanie.
Wypowiadane jest albo celowo, albo zupełnie przypadkiem.
Celowo, by sprowokować mnie do określenia się, na kogo oddam głos.
Przypadkiem, gdy ktoś w rozmowie ze mną narzeka na przykład na służbę zdrowia, a ja podpowiadam, że trzeba wreszcie zmienić ten rząd.
I zacząć od prezydenta, bo to on reanimuje Platformę Obywatelską, a jego trzymają na kroplówce służby, które polskie wcale nie są.
I wtedy pada sakramentalne :
- „Nie mam na kogo głosować”.
Jeśli znam naturalną przyczynę takiej bezradności, bo ktoś może nie interesować się polityką, nie czyta nic, poza naszym miejscowym tendencyjnym i beznadziejnym „Informatorem”,( bezpłatnie dostępny co tydzień w każdym sklepie), to mam cierpliwość wyjaśniać, co trzeba w Polsce zrobić, by mały człowiek poczuł się ciut ważniejsze we własnej Ojczyźnie.
Oczywiście, słuchający może okazać się mniej cierpliwy dla mojego wywodu.
Ale jestem już coraz częściej zaskakiwana innym uzasadnieniem.
„Nie mam na kogo głosować, ale pójdę na wybory”.
Pytam, na kogo Pani zagłosuje?
„No, jeszcze nie wiem….”
A ja wiem.
Na Komorowskiego!
Tylko wstyd jej się przyznać. Jest mądrą kobietą, ma kontakty, czasem ostentacyjnie demonstruje swą przynależność do kościoła, do wiary - niekoniecznie.
Bo jak mam odczytać bezproblemowe łączenie przestrzegania dekalogu z wybieraniem Komorowskiego i PO ? Kiedy cała czwórka dzieci już od 7 lat pracuje za granicą, a ich matka sama z bólem twierdzi, że one tu nie wrócą, bo po co?
Ona sama nie nazwie takiego myślenia hipokryzją.
Kiedy pacjentka w poczekalni, od 6 rano czekając na zapis do specjalisty, narzeka na system, a zapytana bezpośrednio przeze mnie, na kogo głosowała, odpowiada, że na Komorowskiego, bo go w Częstochowie na dożynkach widziała i słyszała?
- „A teraz, po tym, jak Pani już wie, że na operację kolana poczeka Pani dwa lata, to na kogo Pani zagłosuje?”, spytałam.
- „A ja tam nie znam tych innych! Ale na wybory, to iść trzeba!”
Wiadomo, dawniej był obowiązek, a dziś trzeba.
I znów głos otrzyma Komorowski.
Dlaczego tak enigmatycznie odpowiadają ci wyborcy Komorowskiego?
Unikają jasnej deklaracji, że oni są jego elektoratem, że są dumni z prezydenta, którego wybrali i znów wybiorą.
- „ Bo wie Pani, to wstyd się przyznać. On taki nieociosany, czasem gada, jakby pijany był i podobno bardzo nas drogo kosztuje. Ale sam powiedział, że i tak zostanie prezydentem. To ONI już wiedzą, że Komorowski wygra. A PIS to wywoła wojnę. To niech już zostanie tak, jak jest”.
Wstydzą się za niego, kompromituje ich, nie przyznają się do swego wyboru.
Nie interesuje ich, ile kancelaria prezydenta wydaje na jego rozrzutny tryb urzędowania.
Nie wiedzą, jakie służby kierują Komorowskim, kto i dlaczego napisał właśnie dla niego rolę życia – jowialny, niezaradny, niemal bezmyślny człeczyna, z wadami pospolitego i niedouczonego urzędnika, który nawet za swe słowo nie musi odpowiadać.
- „O, u Pani wisi baner z portretem Andrzeja Dudy!”
-„Tak. Na niego głosuję. A Pani czemu nie powiesi banera Komorowskiego?”
- „Ależ… Co by ludzie powiedzieli! To wstyd…”
Ludzie? Ludzie wstydzą się, ale zagłosują na Komorowskiego.
Telewizja ich wyszkoliła. Trzeciej RP na pożytek, nie na chwałę Polski, naszego Domu.
Inne tematy w dziale Polityka