Sed3ak Sed3ak
1135
BLOG

Panie Wóycicki, ostrożnie z tym prawdopodobieństwem.

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 18

 

Wczorajszy wpis Kazimierza Wóycickiego na salonie24 ("Zamach hipotezą najmniej prawdopodobną")z bardzo dużym ładunkiem sceptycyzmu traktował o prawdopodobieństwie wersji śledczej, jakoby w Smoleńsku 10 kwietnia 2010r. dokonano zamachu.
 
Mogliśmy przeczytać m.in., że „I z prawdopodobieństwem ocierającym się o pewność wiemy już jaka były zasadnicza przyczyna katastrofy. Była nią niezwykle zła pogoda i zupełny brak odpowiedzialności ze strony polskich czynników (nie rozstrzygam czy było to otoczenie Prezydenta Kaczyńskiego czy też szerszy krąg ludzi), by w tych niedopuszczalnych lądowanie warunkach lądować. W tym zakresie żaden z później poznanych faktów nie obalił wniosków komisji Millera. Katastrofa bardzo źle świadczy o procedurach bezpieczeństwa w naszym państwie i szerzej - o rozumieniu, jakie jest znaczenie dla państwa ściśle formalnych procedur.” rozpoczyna Wóycicki, by za chwilę dodać, że „Bomba natomiast w samolocie nie wybuchła, bowiem wybuch wywołałby odpowiednie zmiany mechaniczne poszczególnych części samolotu. Tego nikt nie stwierdził (dla oponentów może być to oczywiście argument nieskuteczny, jeśli twierdzą oni, że wszystko na tym świecie) może być sfałszowane). Zostaje kwestia sladów trotylu, choć wcale nie wiadomo czy on tam był. Załóżmy jednak, że bombę (trotyl) podłożono. Ponieważ nie było jednak wybuchu, to znaczyłoby, że zamach przygotowywano, ale go nie przeprowadzono. Trudno sobie wyobrazić, żeby katastrofę usiłowano sprowokować na wiele sposobów (i złe naprowadzanie i bomba).
 
Jak Drogi Czytelnik może się przekonać na własne oczy, bomba w tupolewie nie wybuchła bo „nikt tego nie stwierdził”. Może mnie coś ominęło, ale nie dalej jak dwa tygodnie temu naukowcy z zakresu nauk ścisłych na niezależnej i apolitycznej konferencji przekonywali, że odkształcenia, jakie dało się zaobserwować na zdjęciach wraku tupolewa, pasują jedynie do uszkodzeń powstałych po zastosowaniu materiału wybuchowego. Profesor Szaludziński, przystępujący do badań nad katastrofą z prawidłowym krytycznym spojrzeniem naukowca, mający w zamierzeniu ukrócić „kolportowanie smoleńskich kłamstw” o „dwóch wybuchach na pokładzie”, po analizie oficjalnych raportów i zawartych w nich danych stwierdził, że jedynie hipoteza z wybuchem daje logiczne wytłumaczenie na zachowanie się danych i parametrów z rejestratorów.
 
Ale, jak czytamy na blogu K. Wóycickiego „nikt nie stwierdził [wybuchu]”. Mam już taką naturę, że nie ufam ludziom na niemieckim żołdzie i z prezydenckimi błyskotkami, wpiętymi w pierś. Wóycickiemu również nie ufam, bo doprawdy ciężko mi zrozumieć zasadność formułowanych przez niego tez. Czy naprawdę teza o zamachu jest „mało prawdopodobna”?
 
Zacytujmy coś w tym miejscu:
 
„Za kilka godzin Putin – typowy podpułkownik sowieckiego KGB (…) wstąpi raz jeszcze na rosyjski tron. Wygląd ma nieszczególny, prowincjonalny, jak wskazywałby na to jego oficerski stopień; ma nieciekawą osobowość podpułkownika, który nigdy nie został pułkownikiem, maniery tajnego sowieckiego policjanta, który z przyzwyczajenia wtyka nos w sprawy swoich kolegów. Jest także mściwy (…) zachowuje się jak człowiek leninowskiej tajnej policji Czeka. Podchodzi do rzeczy tak, jak typowy oficer KGB (…) Putin może forsować swoją linię, szerzyć idee i postępować tak, jak uzna za stosowne, nie oglądając się za siebie”.
 
Ta przydługawa charakterystyka obecnego prezydenta Rosji i jej wszechwładcy pochodzi z 2004r., z książki Anny Politkowskiej pt. „Rosja Putina”. Przypomnijmy więc panu Kazimierzowi Wóycickiemu jak zakończyła swój żywot ów rosyjska opozycyjna dziennikarka? Do dziś oficjalną wersją jej śmierci jest zamordowanie jej przez anonimowego Czeczena, czyli przedstawiciela narodu, o którego godność Politkowska swoim piórem tak mężnie walczyła; kolportowanie tej informacji jest szyderstwem podobnym do tego, jakie mieliśmy okazję wysłuchiwać po 10 kwietnia od tzw. czynników rosyjskich: o czterech próbach lądowania, o pijanym dowódcy sił powietrznych, czy o naciskach „pierwszego pasażera”. Politkowską pozbawiono życia dokładnie w dzień urodzin Władimira Władymirowicza; czyż nie jest to małostkowe, mściwe i typowe dla b. sowieckiego podpułkownika? Dla mnie jest.
 
Czy potencjalny zamach na polski rządowy samolot w Smoleńsku był logiczny? W zasadzie nie, ale pamiętajmy, że rosyjscy możni inaczej definiują rozsądek w polityce. Określają ją przez pryzmat łysego chama, którego interesuje siła, władza i posłuch, rajcuje i wprowadza w ekstazę poniżenie przeciwnika (zwłaszcza odwiecznego) i możliwość podrasowania posiadanych kompleksów. Czy dziennikarka „Nowej Gazety”, pisemka rozchodzącego się w mikroskopijnym jak na rosyjskie warunki nakładzie, stanowiła realne zagrożenie dla Rosyjskiego Wielkorządcy? Nie. A jednak „zlikwidowano” ją w cierpki sposób w dniu jego urodzin. Czy Aleksander Litwinienko – b. agent KGB – na zachodzie szukający ucieczki od zmór przeszłości, a w praktyce niewiele już znaczący dla obcych wywiadów, mógł być realnym zagrożeniem dla rosyjskich interesów? Oczywiście, że nie. Niemniej jednak, Putin uśmiercił go w bardzo niewybredny sposób, skazując na kilkunastodniową katorgę. Czy Rosja Putina musiała na narodzie czeczeńskim dokonywać systematycznego gwałtu, depcząc jego godność i unicestwiając organiczną tkankę? Mówimy tutaj przecież o niewielkim kraiku, położony gdzieś hen daleko, na który składają się w większości dzikie plemiona i klany. Jednakże jakieś instynkty powodowały rządcami Rosji, by w krótkim odcinku czasu wymordować prawie 100 tys. Czeczenów (tj. ok. 1/10 populacji!).
 
Pośród rządzącego Rosją kolegium obowiązuje bowiem jedna zasada, typowa dla wszystkich układów mafijnych: zasada lojalności. Jeśli się ją złamie, to z automatu skazuje się na śmierć (jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało). Pochodną tej reguły jest kolejna, mówiąca o tym, że tych, którzy występują przeciwko nam otwarcie likwidujemy z zimną krwią. Jest nawet w Rosji takie powiedzenie, że „warto jest od czasu do czasu zabić parę osób dla przykładu”. Cyniczne, ale oddające tamtejszy sposób myślenia.
 
Lech Kaczyński tej wschodniej, postsowieckiej mafii postawił się otwarcie w sierpniu 2008r.; zmobilizował przywódców wyzwolonych z komunizmu państw i – jak się przyjmuje – ocalił integralność terytorialną Gruzji. Czy naprawdę jest aż tak mało prawdopodobne, że wyrokiem za takie jawne wypowiedzenie posłuszeństwa zwierzchnikom „bliskiej zagranicy” mogła być właśnie upokarzająca śmierć w smoleńskim błocie? Czy naprawdę przypadkiem jest, że Ktoś Ważny cyknął sobie fotkę zwłok Lecha Kaczyńskiego, tak na wszelki wypadek i zupełnie bez celu, by później – też oczywiście przypadkiem – wrzucić je ochoczo na blogaska? Przypomnijmy, jak wyglądały fotografie ostatniego prezydenta wolnej Czeczenii – Asłana Maschadowa – zamordowanego przez Rosjan w marcu 2005r. (został przedstawiony bez munduru, bez butów i z wydłubanymi oczami); czy też terrorysty Szamila Basajewa (zginął w lipcu 2006r.). Przypomnijmy sobie jak paskudnie kończyli Ci, którzy zdecydowali się postawić Putinowi, ludzie tacy jak Paul Chlebnikow, czy Michaił Chodorkowski oraz opisani powyżej. Może Smoleńsk był rybą zawiniętą w gazetę, wysłaną jako sygnał byłym satelitom ZSRR, mówiący wprost, że wrogowie Rosji, z jej terenu wracają tylko w pudełkach?
 
Czy naprawdę „mało prawdopodobne” w tym kontekście wydaje się być skorzystanie przez Rosyjskiego Wielkorządcę z niepowtarzalnej okazji (o wizycie Lecha Kaczyńskiego w Katyniu było wiadomo od co najmniej roku; lista pasażerów i szczegóły lotu krążyły kilka tygodni wcześniej po polskich redakcjach) na zlikwidowanie niepokornego prezydenta? Dla Rosji Putina nie liczyło się to, czy Kaczyński miał szansę na reelekcję, czy też nie; dla nich istotnym było to, że człowiek ten otwarcie się im przeciwstawił, dając „niedobry” przykład innym „gównianym państewkom”.
 
A techniczne szczegóły przeprowadzenia zamachu? Przypomnijmy, że w grudniu 2009r., bez nadzoru operacyjnego naszych służb, Rosjanie przeprowadzali w Samarze remont dwóch polskich tupolewów; Rosjanie mogli wówczas zrobić z nimi co chcieli, kiedy chcieli i jak chcieli. Zachował się w Internecie nawet filmik, jak rosyjska ekipa informacyjna, niczym nieskrępowana, wchodzi na pokład remontowanego Tu154M, by skręcić materiał na news'a.
 
Mało prawdopodobne, panie Kazimierzu? Niedawno „Gazeta Polska” doniosła, że na kilka dni przed 10 kwietnia 2010r. polski tupolew o numerze bocznym 101 znów był serwisowany w rosyjskich zakładach lotniczych w Samarze; dokonano w nim wówczas pewnych napraw związanych z obsługą autopilota. Niedługo później w Tu154M wymieniono śródpłacie, instalują ok. 10 dodatkowych miejsc siedzących. To właśnie ze śródpłacia – wedle opinii naukowców – mogło dojść do wybuchu, który oderwał samolotowi skrzydło w ostatniej fazie lotu. Nikt tej wiadomości nie powielił, nie rozpowszechnił, ani nie zweryfikował. Niemniej jednak, czy sam fakt jej istnienia nie składa smoleńskich puzzli w logiczną całość, zaprzeczając tym samym stwierdzeniu, jakoby zamach w Smoleńsku był „mało prawdopodobny”?!
 
Czy Kazimierz Wóycicki – b. „opozycjonista demokratyczny” –  naprawdę musi polegać na tak wyświechtanych bzdurach, potocznie nazywanych raportami MAK i komisji Millera, których niedorzeczności, przekłamania i nieścisłości już jakiś czas temu zostały obnażone (a propos: wedle raportu komisji Millera piloci tupolewa nie lądowali, ani nie podchodzili do lądowania!)? Jeśli już jest się "historykiem, politologiem, pracownikiem uniwersytetu warszawskiego” [pisownia w oryginale], to czy nie powinno się nieco ostrożniej stąpać po dziedzinach logiki, w której rachunek prawdopodobieństwa podlega krytycznej ocenia i daje się zweryfikować za pomocą faktów (lub na początek, po prostu pewne fakty znać)?
 
Tak jest bowiem w kulisach polityki, że emocje i głupota służą lepiej obcym służbom niż najlepsi agenci. Tych już właściwie nie potrzeba, starczy jedynie naciskać na odpowiednie dźwignie emocji.” Prawdopodobnie racja. Ale prawdą jest też to, że najlepsi agenci to tacy, o których niewiele wiadomo, bądź Ci, którzy się ze swoją profesją nie ujawniają. Równie prawdopodobne jest też to, że lepsi od agentów są ludzie pożyteczni, zawsze towarzyszący w drodze.
Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka