„Prezydent Bronisław Komorowski podpisując ustawę o wydłużeniu wieku emerytalnego okazał się reprezentantem jednej opcji politycznej, a nie reprezentantem całego narodu” – tak głosi uchwała Komitetu Politycznego PiS, wyrażona ustami prezesa tej partii – Jarosława Kaczyńskiego. No cóż, z PiS-em problem zasadniczo jest jeden – jest to partia, albo dla koneserów, albo dla wyborców anielsko cierpliwych.
No bo, jakby tak dobrze pogrzebać, to kto nam w ogóle narzucił narrację o tym, jakoby prezydent RP był reprezentantem wszystkich Polaków? To atawizmy po prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego, który w haśle z 1995r. („Nasz wspólny dom – Polska”), przekonywał, że swój urząd będzie sprawował w interesie wszystkich obywateli. Praktyka kolejnych dziesięciu lat wyraźnie temu przeczyła.
Ale nie tylko w jego przypadku. Z Lechem Wałęsą i Lechem Kaczyńskim było podobnie. I ciężko się temu dziwić. To nie wina personaliów, ale systemu. Pokraczna konstrukcja urzędu prezydenta RP z polskiej konsytuacji z 1997r. w zasadzie stymuluje upartyjnienie głowy państwa, która w założeniu powinna być neutralna polityczna i pełnić funkcję arbitrażu politycznego. Partyjne namaszczenia zupełnie jednak prerogatywy te obezwładniają. Nie byłoby to znowu takie straszne, gdyby nie relatywnie mocne uprawnienia samego prezydenta, dodane mu w wyniku zawirowań politycznych lat 1995-97 przez ówczesnych decydentów z SLD.
Wybory prezydenckie i poprzedzająca je kampania zawsze kreują silne emocje i uniemożliwiają wyłowienie spośród startujących kandydata neutralnego i wartościowego. Gdybyśmy zdecydowali się na wybór prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe, na dokładkę z dekapitacją połowy najtwardszych uprawnień, mało kogo by urząd ten obchodził; a piastować mogliby go wówczas ludzie naprawdę wartościowi i do tego predestynowani (jak np. sędzia Adam Strzembosz, czy wcześniej – Jan Nowak Jeziorański). Drogą takiego konsensusu w marcu br. r. na najwyższy urząd Republiki Federalnej Niemiec wybrany został Joachim Gauck.
Tymczasem wczorajsze pohukiwania Jarosława Kaczyńskiego są puste i fałszywe; przypominają bardziej atak polityczny z pistoletem na kapiszony w ręku. Rolą prezydenta RP w podobnym do naszego systemie rządów nie jest wetowanie ustaw (a przynajmniej funkcję tę ograniczać powinien do minimum). Z ciekawostek zapamiętanych z wykładów z prawa parlamentarnego wymienię dwie. Brytyjska królowa od przeszło 300 lat nie zatrzymała żadnego aktu uchwalonego przez tamtejszy parlament (chociaż posiada takie uprawnienie); podobnie – to trochę z innej beczki, ale jednak z podobieństwem – niemiecki Budesrat, który teoretycznie jest władny unieważnić ustawy izby niższej parlamentu, faktycznie nie wykonuje tego uprawnienia od wielu lat. To próbka tego, co na zachodzie nazywa się kulturą polityczną.
W Polsce osoby pełniące najwyższy urząd w państwie wywodzą swoje prawo do blokowania ustaw, po pierwsze z silnego mandatu, a po drugie – z niejednorodnego charakteru kompetencji głowy państwa. Osobiście od wielu lat jestem zwolennikiem reformy ustroju konstytucyjnego, pod kątem wprowadzenia prezydenckiego lub pół-prezydenckiego systemu rządów. Pozwoliłoby to nadać podejmowanym przez władzę decyzjom twarz. Dzisiaj premier Tusk może w nieskończoność zwalać swoją nieudolność na prezydenta (do 2010r.), na ministrów, którzy się go nie słuchają itp. Utrzymywanie obecnego modelu jest ponadto nieefektywne finansowo. Kancelara Prezydenta od wielu lat pochłania ogromne sumy pieniędzy na bieżącą administrację. Krytykowana za bizantyjskie nawyki kancelaria Lecha Kaczyńskiego wydawała i tak sporo mniej, niż – jak się niedawno okazało – zaplecze Bronisława Komorowskiego.
Proponowałbym więc spuszczenie z tonu w sprawie przypisanego prezydentowi RP przez lidera opozycji niereprezentowania wszystkich Polaków w podejmowanych przez siebie decyzjach. Po 1990r. w Polsce to normalka. Z drugiej strony, podpisanie w tak szybkim tempie ustawy, mającej przeciwko sobie 80-90% społeczeństwa dowodzi, że Bronisław Komorowski musi mieć jaja. Albo nie mieć mózgu. Czas pokaże.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka