Wydaje mi się, że przy okazji kulminacji kilkuletniej antypolskiej kampanii, rozpowszechniającej kłamliwą propagandę o „polskich obozach zagłady”, warto przez chwilę pochylić się nad zagadnieniem historycznych zakrętów, czy też obcowania również i innych narodów z mistyką śmierci, jako przyczynku do określania współczesnych tożsamości rzesz ludzi przez takie zdarzenia doświadczonych. Polska myśl lewicowo-liberalna, na tyle silna, że grająca równorzędną pieśń w polskiej debacie politycznej, zawsze gromko reaguje na uwypuklanie narodowych martyrologii. „Trzeba żywymi naprzód iść”, czyli – przekładając na język kampanii politycznej – „Zostawmy przeszłość, wybierzmy przyszłość!”.
Zgodnie z tą doktryną, Polacy zbytnio rozpływają się w doznanym w czasach zamierzchłych cierpieniu, skupiają się na faktach minionych i przesadnie napawają doznaną wówczas krzywdą. Stąd np. w mniemaniu lidera „Krytyki Politycznej” – Sławomira Sierakowskiego – reakcja na wypowiedź prezydenta Obamy była ze strony polskiej histeryczna i jako tako właściwa dla krajów zakompleksionych i słabych.
Trudno podjąć polemikę z tak dziwaczną konstrukcją myślową. W tego typu sporach zawsze warto pamiętać, że tzw. narody silne i pewne siebie (Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi, czy nawet Niemcy), nie zostały nigdy w przeszłości przewalcowane z takim natężeniem, jak Polacy. Wyrażamy – jako lewica liberalna – kwiecistą samokrytykę nad polskim mesjanizmem i kultem śmierci. Czy jednak, gdyby się tak głębiej zastanowić, to czy jest w ogóle do czego przystawiać miarę? Czy Brytyjczycy doznali w przeszłości czegoś na wzór zbrodni walijskiej, powstania londyńskiego, czy choćby rzezi pod Edynburgiem? Czy Amerykanom, najechanym jednocześnie od Atlantyku i Pacyfiku przez okupanta, kiedykolwiek ktokolwiek ściął głowę narodowej substancji, spuszczając do masowych grobów warstwę przywódczą z Harvardu, czy Yale?
A tymczasem, gdy prześledzimy losy innych nacji, rychło okaże się, że doświadczeń takich, jak polskie jest więcej (pamiętając oczywiście o liczbach, proporcjach i charakterze). I – co gorsza dla myśli lewicowo-liberalnej – są one dla tych narodów ważnym momentem dziejowym i budulcem narodowej tożsamości, absolutnie mieszczącym się w ramach konstrukcji nowoczesnego społeczeństwa.
Klasycznym przykładem (wynikającym po części z bezprecedensowej skali i charakteru dokonanej zbrodni) są tutaj Żydzi z państwa Izrael. Na Holokauście udało się im wznieść państwo silne, uporządkowane i modernistyczne. Owszem, niejednolite i niewolne od sporów co do kształtu i przyszłości, ale zasadniczo skupione na doświadczeniach Szoah. Jeśli spojrzymy na przeciwległą stronę, w kierunku zielonkawej kępy krainy Celtów, widok będzie podobny. Chodzi mi oczywiście o Irlandię. Nowoczesne społeczeństwo irlandzkie, przez ostatnie osiemset lat walczące o niezależność od brytyjskiego okupanta, niemałą część swojego samookreślenia opiera na doświadczeniach klęski Wielkiego Głodu („Great Famine”) z lat 1845 – 1849. Tamta zbrodnia, niosąca znamiona administracyjnego ludobójstwa, do dzisiaj jest w irlandzkich ogniskach domowych starannie pielęgnowana; funkcjonuje w kulturze (również tej masowej). Irlandia w ogóle jest świetnym przykładem, jak kraj „o wyuczonej bezradności” w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu lat stał się „celtyckim tygrysem”, poziomem zamożności prześcigając niedawnego okupanta. A jednak, pamięć o Wielkim Głodzie w Irlandczykach jest wszechobecna. Dość powiedzieć, że liczba ludności irlandzkiej wyspy sprzed 1849r. (wówczas prawie 9 mln osób) nigdy później nie została odtworzona (obecnie ok. 6 mln).
Z innych przykładów to chociażby ukraiński Hołodomor, czy ludobójstwo ormiańskie (tzw. rzeź Ormian w Imperium Osmańskim). Ludobójstwo dokonane na Polakach przez dwóch okupantów i nacjonalistów ukraińskich nawet nie ma swojej nazwy zbiorczej. Wydaje się również, że jest ono jakimś elementem wstydliwym i niechcianym w polskiej historii, czy tożsamości. Nie da się tymczasem uciec od tamtych wydarzeń. Naród naznaczony piętnem tak potężnych zawirowań musi w swojej ciągłości umieć sobie takie doświadczenie przyswoić. Również w kolejnych pokoleniach.
Przykłady Izraela, Armenii czy Irlandii pokazują, że jeśli tę pracę domową zadaną nam przez przodków odrobimy właściwie, możemy ze spokojem i bez obaw przyswajać sobie współczesność. Ze wszystkim wynikającymi zeń korzyściami cywilizacyjnymi. W mojej ocenie nie jest tak, że Polacy jako zbiorowość jeszcze nie wykurowana po przejściach, przesadnie reaguje na zachowania takie, jak wypowiedź prezydenta USA z zeszłego tygodnia. Po doświadczeniach lat 1939 – 1989 Polska jest narodem jeszcze nieopisanym, niedokonanym i nieokreślonym. Jako zbiorowość poddana dwóm siłom i pomysłom na siebie, nie dokonała dotychczas rozstrzygającego wyboru. Dlatego czas przemian po zmianie ustroju, nakładający się na sytuację społeczną oraz szerzej – geopolityczną – traktuję jako okres tymczasowy.
I nie chodzi mi w tym momencie o to, że wybór jednej tożsamości (nazwijmy ją tutaj tradycjonalistyczno-patriotyczną) zablokuje nas w drodze do narodowego wzmocnienia, a wskazanie na kierunek przeciwny (powiedzmy modernizacyjno-ahistoryczny) automatycznie pomoże sytuację kraju ustabilizować i w dalszej perspektywie – umożliwi jego wzrost. Jedna i druga opcja może skończyć się zapaścią; podobnie jak i oba wybory okazać się mogą właściwą ścieżką budowania prestiżu i siły kraju, społeczeństwa, narodu; wszak obydwa te kierunku są równouprawnione. To, co może nam ów wzrost uniemożliwić, to właśnie trwanie w zawieszeniu; kontynuowanie pozycyjnej wojny domowej, w której samooskarżenie i nastawienie na całkowite wyniszczenie przeciwnika, okazać się mogą dla nas większym zagrożeniem, niż przeciwności ościenne.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka