1. Wydaje się, że politycznym news’em dnia jest absencja Jarosława Kaczyńskiego w Pałacu Namiestnikowskim. Trudno tutaj wchodzić w psychikę obydwu graczy polskiej sceny politycznej: Komorowskiego i Kaczyńskiego. Ktoś kochający jednego, a nienawidzący drugiego obryzga tego mającego zdanie przeciwne. Istotnym jest jednak coś innego. Politykę bowiem też można sobie przyswoić i nauczyć się ją czytać.
Jarosław Kaczyński chciał spotkać się w sprawie wpadki amerykańskiego prezydenta (podkreślam z całą mocą – jeśli była to ignorancja) pn. „polish death camps”. W ten sposób wzmocniłby on swój wizerunek polityka równorzędnego w stosunku do prezydenta, a zarazem jedynego realnego lidera opozycji. Bronisław Komorowski w kalkulacjach tych się połapał (co sądząc po intelekcie naszej głowy państwa nie było wszakże sprawą oczywistą). I tak, prezydent sprowadził konsultacje z prezesem PiS do poziomu konsultacji międzypartyjnych. Na to, rzecz oczywista, Kaczyński nie mógł przystać. Siedzieć przy jednym stole z (przepraszam za brzydkie słowo) Januszem Palikotem, to rzecz ubliżająca poczuciu smaku.
Komorowski zachował się więc tak, jak robi to od maja 2010r., gdy wyczytawszy w wikipedii notkę o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, zaczął regularnie zwoływać ten organ. Oczywiście, bez większego sensu, ani skutku. Z posiedzeń RBN-u nie wynika nic, poza to, że panowie sobie pobiesiadują i wspólnie spiszą protokół rozbieżności. Nic więc dziwnego, że w kontrze do takich zagrywek Kaczyński bojkotuje jej posiedzenia. To wyostrza linię podziału.
2. Nie milkną echa (przynajmniej w Polsce) słów prezydenta USA o „polskich obozach śmierci”, w których policjant Jan Karski prowadził do komór Żydów… No dobrze, kapkę przesadziłem. Pożyteczny bloger (a zarazem ceniony przeze mnie polemista) – Jan Śniadecki – uważa, że nic się nie stało. „Reakcje na słowa Obamy o »polskich obozach kocentracyjnych« są zdecydowanie przesadzone. Zarzuca się prezydentowi USA nieuctwo, nieprzygotowanie, brak wiedzy na temat Holocaustu. Zarzuty te nie mają żadnych podstaw” – pisze Śniadecki.
Niestety, w swojej wątłej argumentacji nie kreuje on nowych argumentów. Raczej powtarza te z salonu i środowisk lewicowych. „Kontekstem było przyznanie Janowi Karskiemu prestiżowego odznaczenia »Medal of Freedom«. Przyznając Karskiemu to odznaczenie prezydent i jego administracja wykazali się właśnie dogłębną wiedzą historyczną. Świetnie się stało, że odznaczenie to zostało przyznane”. Wbrew pozorom, to nie żart, Jan Śniadecki naprawdę to napisał.
Więc krótko, administracja Obamy przygotowując swojemu szefowi przemówienia medytuje nad każdym przecinkiem, mając w zaciągu zakon piarowców. Ciężko mówić o „dogłębnej wiedzy historycznej” amerykańskiego prezydenta, skoro w nieprecyzyjnej laudacji na rzecz Jana Karskiego chwilę potem wypuszcza z ust określenie, na które Polacy reagują, jak płachta na byka. Polska dyplomacja od m.w. siedmiu lat walczy z owym haniebnym „skrótem myślowym”. To, jak skuteczne jest nasze państwo, widać chociażby po częstotliwości występowania wzmiankowanej frazy, pojawiającej się od czasu do czasu w eterze (tak, to państwo znowu zdaje egzamin). Ludzie Obamy musieli mieć odrobioną prasówkę w tym względzie.
To, że użycie przez prezydenta USA wyrażenie „polish death camps” nie było przypadkiem, świadczy również reakcja następcza amerykańskiej administracji. Idzie ona w zaparte, nie ma przeproś, ani kroku wstecz. Tymczasem, jak pięknie opisał to bodajże bloger Moraine, Obama potrafił już przeprosić publicznie pojedyncze osoby za np. dość niezgrabnie wypowiedziane słowa o osobach niepełnosprawnych. Jeśli po dwóch dniach Barack Obama ciągle nie pokajał się za obrażenie kilkudziesięciu milionów Polaków, to chyba możemy mówić o czymś zdecydowanie poważniejszym, niż przejęzyczenie.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka