Czy można zarżnąć smoka? Na to tak postawione pytanie próbował sobie odpowiedzieć główny bohater „Kongresu Futurologicznego”, zbioru opowiadań Stanisława Lema. Ijon Tichy, bo o nim mowa, zawędrował bowiem na tajemniczą planetę Abruzję, której jedyny kontynent nękał rozrastający się do niebotycznych rozmiarów smok; potwór pożerający coraz większe ilości jedzenia, marnujący niezliczone zasoby surowców i energii, wreszcie – kosztujący wiele zachodu mieszkańców planety. Z jakichś jednak względów gadziny ów nie można było unicestwić, czy chociażby na krok taki się pokusić.
Jakby bowiem niechcący wytworzyło się wokół smoka monstrualne zaplecze ekonomiczne (dostarczaniem smokowi żywności zajmował się powołany specjalnie w tym celu Związek Współpracy Ekonomicznej) i kulturowe (ludzie pióra, artyści w sztuce, uczeni na katedrach uniwersyteckich – wszyscy byli fascynowali smokiem tworząc co rusz opracowania naukowe i literackie, by lepiej smoka poznać i opisać). Chcąc niechęcąc, został smok zaadaptowany do rzeczywistości społecznej, istniejącej w Abruzji. Do tego stopnia, że likwidacja stwora wepchnęłaby mieszkańców planety w niebyt. I to pomimo faktu, że utrzymywanie go przy życiu oraz zaspokajanie najbardziej tylko podstawowych funkcji życiowych pochłaniało połacie dorobku samych abruzyjczyjów.
Czy czegoś Państwu ów smok nie przypomina? Czy pisząc w 1983r. opowiadanie „Pożytek ze smoka”, nie przewidział mistrz Lem zwyrodnienia ludzkich postaw, jakie nieuchronnie niesie ze sobą postęp cywilizacyjny, w tym i postęp naukowy?
Przyjrzyjmy się instytucji-molochowi, jakim nieopatrzenie i wbrew założeniom jej twórców, stała się Unia Europejska. W samym tylko „unijnym rządzie”, tj. Komisji Europejskiej zatrudniona jest cała armia urzędników (25 tys. osób; niewiele więcej liczy sobie polskie wojsko w stanie czynnym). Pierwotnie Unia miała być wspólnotą wolnego rynku, opartą o tradycyjne cnoty republikańskie i wartości chrześcijańskie. Czym jest dzisiaj? Głównie wydmuszką, w której kolejne generacje (a właściwie: zwyrodnienia) praw człowieka wtłacza się państwom-członkom poprzez agresywną propagandę i inkorporację coraz to nowych „dyrektyw antydyskryminacyjnych”. Nabrzmiała sfera regulacji prawnych w praktyce dorzyna wolność gospodarczą i zabija ducha przedsiębiorczości. Wchodzenie z literą prawa w coraz bardziej szczegółowe dziedziny stosunków społecznych jest przejawem grabieży wolności jednostki. Kolejne zaś etapy integracji wypaczają sens pierwotny powstania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (unia walutowa – przypomnijmy – była pomysłem politycznym, a nie ekonomicznym). Większość unijnych instytucji istnieje dla samego istnienia.
A jednak, z jakichś względów smoka nie można zarżnąć, czy choćby targnąć się na jego życie. W opowiadaniu Stanisława Lema Ijon Tichy pyta, czyż nie opłacałoby się bardziej mieszkańcom planety stwora zgładzić i uwolnić się tym samym od zbędnego balastu. „Powtarza Pan argumenty naszych najbardziej wstecznych konserwatystów; są to podżegacze do mordu!” – odpowiada mu odpytywany reporter. W czasie, gdy Stanisław Lem pisał swoje opowiadanie, nie było jeszcze pisowców. Gdyby istnieli, bez oporów można by ich umieścić w treści tego dialogu (wystarczy wspomnieć falę wściekłej nagonki na PiS, którym właśnie „wstecznictwo” zarzucano w związku z krytyką wystąpienia polskiego ministra spraw zagranicznych w Berlinie).
Mechanizm racjonalizacji utrzymywania nieproduktywnego bumelanta, opisywany u Lema, współgra z argumentacją zwolenników „pogłębionej integracji”, niedopuszczających do siebie myśli, że z istotą samego istnienia smoka może być coś nie tak. W „Pożytku ze smoka” dowiadujemy się, że „smok (…) z natury jest dobrotliwy, ale ciężkie warunki życia na lodowatej północy uniemożliwiają mu okazanie przyrodzonej łagodności”; gdy dociekliwy Ijon przytacza fragmenty wycinków z lokalnej prasy („Smok zabił grupę turystów”; „Smok powiększył swój areał w ostatnim roku o dalsze 900 000 ha”) reporter puentuję, że „potwierdza to wszystko co mówiłem; wciąż jeszcze niedostatecznie go żywimy”.
Cóż jest lekarstwem na kryzys zaaplikowanej nam integracji? Jeszcze więcej integracji, rzecz jasna! Niedostatecznie jeszcze żywimy tego smoka-molocha, jakim jest UE. Nic to, że po drodze przepoczwarzono ideę zjednoczonej Europy w utopię. Twarde prawa nauki rządzące ekonomią, zastąpiono fantazjami o jednej walucie. Naturalny podział ludności europejskiej na narody, w których realizują one najpełniej swoje aspiracje, odrzucono na rzecz nierealnej wizji unitarnego Narodu Europejskiego, w którym wszystkie kultury, czy różnice zacierają się i rozpływają w miarę postępu integracji. Wszystko to nawaliło? Nic straconego. Powtórzmy operację raz jeszcze, tylko w większym natężeniu. O ile w początkach istnienia Unia była strukturą demokratyczną, o tyle dzisiaj obywatele narodów Europy nie mają żadnego wpływu na obieralność większości jej urzędów. Co więcej, obecnie wszelkie próby odwoływania się w poszczególnych kwestiach do głosu ludu przyjmowane jest z coraz większą awersją. Współczesny ustrój UE przesunął się w kierunku jakiejś formy urzędniczej oligarchii, czyli w model zwyrodniały, jakże różniący się od założeń.
W miarę upływu lat moloch brnąć musi – głównie siłą rozpędu – w samozakłamanie, bredząc o pogłębionej integracji, jako recepcie na chorobę jaką jest sama integracja. Bo przecież, czy pozostaje molochowi coś innego, zdecydowanie się na krok do tyłu? Czy moglibyśmy zabić smoka, aka cofnąć integrację. Każdy, komu przyszedłby do głowy taki pomysł, zostałby potraktowany podobnie jak przedstawiony w „Kongresie Futurologicznym” żołnierz tajnej organizacji bojowej, targający się na życie smoka. W najlepszym wypadku zelżono by takiego ideowca od pisowców lub reakcjonistów, potępiono w czambuł i medialnie zlinczowano.
Spójrzmy przez chwilę na tego strukturalnego kolosa. Na Unię Europejską, czyli odpowiednika opasłego smoka z opowiadania Stanisława Lema. Na bazie tego tworu wytworzony został olbrzymi mechanizm, którego nie sposób zatrzymać, ani unieruchomić, bez narażenia się na sprowadzenie powszechnej katastrofy. Oprócz opisanych wcześniej kilkudziesięciu tysięcy urzędników, Unia Europejska „produkuje” posady dla kilkuset (względnie kilku tysięcy) polityków lub emerytowanych polityków. Na bazie idei integracji europejskiej wyrosły opasłe „publikacje naukowe” starające się fenomen ów opisać (kolejne kilkaset tysięcy etatów). Nie przez przypadek w związku z pomysłem unii politycznej powstały również takie kierunki uniwersyteckie, jak europeistyka, czy stosunki międzynarodowe, do obsłużenia których potrzebny jest zastąp kilkudziesięciu profesorów, kilkuset adiunktów i asystentów, a także kilkunastu tysięcy studentów. Unijne programy pomocowe, zarządzane przez wielotysięczną armię pracowników, to państwo w państwie. Z Europejskiego Funduszu Spójności, z którego od kilku lat sowity strumień eurograntów płynie również do Polski, organizowane są m.in. zupełnie bezproduktywne „szkolenia dla bezrobotnych”, których jedynym pożytkiem są wysokie pensje dla wykładowców i pobierających z tego tytułu dotacje organizatorów.
„Ten smok nie ma głowy i zdaje się mózgu też nie” – pisze Stanisław Lem. I dodać chyba tylko wypada, że żyje tak bezmyślnie własnym życiem, dając utrzymanie wielu milionom ogarniętych jego aurą ludziom. I nikt się nie zastanawia, jak wyglądałaby Europa, gdyby chociażby połowę ograniczającego ją balastu zlikwidować. Jak odzyskałaby siły i zaczerpnęła haustu świeżego powietrza, nieskrępowana biurokratycznym gorsetem.
Unijny smok trwa. Od kilku miesięcy cała Europa ratuje euro. Ale jeśliby ją zapytać, dlaczegóż w zasadzie wspólna waluta miałaby nadal obowiązywać, odpowiedzą tylko tyle, że musi, bo jest symbolem pogłębionej integracji. Podobnymi symbolami są przewodniczący Wanrumpuj (symbol Prezydenta Unii), przewodnicząca Ashton (minister spraw zagranicznych Unii), czy Komisja Europejska (rząd Unii) i wiele innych. Mają trwać dla samego trwania. Bytować jako symbole. Co ciekawe, te same środowiska, które tak gremialnie wyśmiewają znaczenie symboli i wartości w Polsce, bez zająknięcia głoszą laudację laickiemu bóstwu, w jaki przeistoczono pierwotny pomysł na strefę wolnego handlu.
Tak dzisiaj wygląda smocza Unia. Od dawna bez mózgu, a od jakiegoś czasu również bez głowy. Upadła idea, wypełniająca plastikową foremkę i podtrzymująca przy życiu narosłą przez lata infrastrukturę. Pozostaje żywić nadzieję, że padnie ów bestia samoistnie. Z przejedzenia, z przeregulowania, z wyuzdania… Albo ze zwykłej głupoty. Bo w przeciwieństwie do genialnych opowiadań Stanisława Lema, akcja tej narracji rozgrywa się nie na obcej planecie, tylko w rzeczywistości.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka