Od dłuższego czasu polska waluta systematyczni traci na wartości. Złoty jest najsłabszy w stosunku do euro od lutego 2009r. (€ 4,52), zaś w odniesieniu do brytyjskiego funta i amerykańskiego dolara od marca 2009r. (£ 5,26; $ 3,40). Trudno jednak doszukać się headline’ów na ten temat w prasie niespecjalistycznej, czyli na zwykłych portalach informacyjnych. Tuskooptymiści stwierdzą zapewne, że milczenie mediów na temat słabnięcia złotówki, spowodowane jest troską o nierobienie paniki w kraju. W sumie racja, media nie są od tego, żeby rzetelnie doszukiwać się prawdy, tylko po to by stać na straży spokoju społecznego (w ten sposób to i ABW, i CBŚ, i CBA można puścić na zieloną trawkę). Tylko jak to się ma np. do histerii rozpętanej przez mainstream w październiku 2005r., gdy zostały zerwane rozmowy koalicyjne PiS – PO, pod których warszawska giełda odnotowała spadki? Ówczesne dzienniki, tytułujące swoje artykuły per „Kapitał odpływa z IV RP” o nastroje obywateli zatroskane były wyraźnie mniej.
Ponieważ jednak bessa złotego jest tak długotrwała, że dalsze milczenie nie jest możliwe, informacją uraczyła nas TVN24. „Złoty oberwał węgierskimi śmieciami. 4,50 za euro przebite” – stwierdzają walterowcy. I dodają: „W nocy kolejny cios przyszedł z Budapesztu. Agencja Moody's obniżyła do poziomu "śmieciowego" rating Węgier. Po tej informacji za euro trzeba już zapłacić powyżej 4,50 zł. Drożeje też frank”. Informacja taka może wywołać dysonans poznawczy. Po pierwsze, jesteśmy przecie na tak stabilnym poziomie rozwoju, że nie powinniśmy się oglądać na jakieś tam Węgry. A tutaj siurpryza, inwestorzy wsadzają nas do jednego kotła pn. „Europa Wschodnia”. Po drugie, silna i prężnie rozwijająca się gospodarka powinna być odporna na spekulacyjne ataki. Tymczasem wychodzi na to, że coś musi być u nas nie tak. Dobrze mieć jednak takiego medialnego stróża na podorędziu.
Zadziwia to tym bardziej, że jeszcze w zeszły piątek „Newsweek” piórem Piotra Aleksandrowiacza pisał: „Kiedy Donald Tusk kończył przemówienie w Sejmie złoty był o 2,5 grosza mocniejszy wobec dolara i półtora grosza wobec euro. Nic nadzwyczajnego, ale widać, że rynki pozytywnie przyjęły zapowiedź stopniowych, racjonalnych zmian w kwestiach systemu podatkowego i ubezpieczeń społecznych rolników, kwotowej waloryzacji świadczeń, wydłużenia wieku emerytalnego i zmniejszania preferencji dla niektórych grup zawodowych oraz – co ma największe znaczenie finansowe - zwiększenia składki rentowej płaconej przez pracodawców”. Czyżby już tydzień po zakończonym expose rynki były mniej łaskawe dla naszego Niegasnącego Słońca Peru? Dziennikarz „Newsweek’a” wynotowuje, że najważniejszą inwestycją prorozwojową rządu późnego Tuska jest zwiększenie składki rentowej płaconej przez pracodawcą.
Zapowiedź tę potwierdza dzisiejsza „Rzeczpospolita”. Ale to tylko może pogłębiać dysonans. Czy aby na pewno zwiększanie klina podatkowego, w postaci obciążania pracodawców dodatkowymi kosztami pracy, jest rozwiązaniem stymulującym powstawanie nowych miejsc pracy (a tym samym i generujących wzrost)? Czy reforma finansów publicznych w rozumieniu Donalda Tuska i kadzących mu publicystów sprowadzać się musi do zwiększania podatków (składka ta bowiem jest w istocie podatkiem celowym)? I czy aby obłożenie osób, tworzących miejsca pracy dodatkowymi zobowiązaniami, nie przyczyni się do spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia? Rok temu Tusk rozpoczął budowanie zgody i zamożności od… podwyżki VAT. A ekonomiści z rządowego zaciągu tłumaczyli, że to w zasadzie będzie „nieodczuwalny” wzrost cen dla przeciętnego Polaka. Dzisiaj już widać, że ceny niektórych podstawowych produktów poszły w ok. 5-10%.
Z kryzysem można walczyć na dwa sposoby: albo podwyższać (i tak już wysokie) daniny publiczne, albo uporządkować sferę finansów. To pierwsze wiąże się z niezorganizowanym niezadowoleniem obywateli. To drugie rozwiązanie pociągałoby za sobą groźbę wejścia w konflikt z potężnymi grupami społecznymi: rolnikami, górnikami, urzędnikami, wojskowymi, lekarzami itd. Pozwoliłoby ono w krótkim czasie na generowanie wzrostu, czy zapanowanie nad tym, co z państwowego skarbca wypływa. Na chwilę obecną Tusk decyduje się na dorżnięcie gospodarki wysokimi podatkami i kreatywnym księgowaniem kolejnych zobowiązań (formalnie dług OFE, Krajowego Funduszu Drogowego i podobnych nie są księgowane jako deficyt sektora finansów publicznych).
Ktoś może powiedzieć, a przecież eksporterom słaby złoty dobrze robi! Owszem robi. Wypada się tylko zastanowić iluż tych eksporterów w Polsce jest? I jakie towary eksportują? Należy bowiem pamiętać, że eksporterami w Polsce są w dużej części podmioty zagraniczne inwestujące tutaj swój kapitał. Ale i tę wątpliwość można przecież jakoś wytłumaczyć, mając za sobą tak zdyscyplinowanych sprawozdawców w „tej drugiej zaprzyjaźnionej stacji”.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka