Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz.
Sed3ak Sed3ak
878
BLOG

Rozdział mózgu od Palikota - czyli wszystkie kłamstwa Janusza P.

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 6

Ten świat już tak jest urządzony

Że każdy powinien robić to,

do czego jest przeznaczony;

Miejsce błazna jest w cyrku,

A nigdy na tronie;

Bo błazen pozostanie błaznem

Choćby i w koronie…”

 

Taki wiersz trafił na sztandar bramy Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980r. Tej samej bramy, na której tuż obok wizerunku papieża Jana Pawła II zawieszono krzyż. Już wtedy bowiem, „gorzej wykształconym” robotnikom, wydawało się oczywiste, iż krzyż nie jest tylko symbolem religijnym. A w polskich warunkach walka o wolność, może odbywać się tylko pod auspicjami Kościoła i wiary katolickiej. Podówczas, to prości robotnicy i ich wyznanie było synonimem postępu, a „młodzi, wykształceni” socjalistyczni menedżerowi – symbolem upadku (to za sprawą ów postępowego menedżmentu kraj został zepchnięty w gospodarczą zapaść). Owym błaznem z wiersza był wtedy Pierwszy Sekretarz KC PZPR. Jak widać historia lubi płatać figle, a błaznów tak wtedy, jak i dzisiaj – nie brakuje.

Hordy Palikota

Krótki wypis z programu politycznego dość ważnego swego czasu polityka: „Występuję przeciwko energetyce jądrowej i wykorzystywaniu zwierząt do doświadczeń naukowych. Proponuje wyższe opodatkowanie samochodów, by z uzyskanych pieniędzy finansować ochronę środowiska. Opowiadam się za pełną wolnością seksualną, za legalizacją narkotyków, przeciwko przemocy i cenzurze i za edukacją seksualną w szkołach”. Ruch Poparcia Janusza P.? Nic bardziej mylnego. To uproszczona wersja głównych idei włoskiej parlamentarzystki (a prywatnie pani od stękania przed mikrofonem) – Ciccioliny. Gwiazdeczki porno, która swoją wizję Włoch otwartych, zamierzała realizować w zrzeszeniu pn. „Partii Miłości” (przypadek?). Wybór tej postaci na parlamentarzystkę, był na początku lat dziewięćdziesiątych odbierany jako przejaw braku odpowiedzialności za państwo, degradacji postaw obywatelskich, jak również deprecjacji powszechnych wyborów.

Myślę, że w odniesieniu do Palikota to wszechogarniające poczucie nieodpowiedzialności przy jego wyborze znajduje podobne uzasadnienie. Główny zaciąg w armii lubelskiego posła stanowią bowiem ludzie młodzi, przedstawiciele pokolenia ’89. Urodzeni już w „wolnej Polsce”, nierozumiejący „dziejowych konieczności”, a jednocześnie wypłukani z jakiegokolwiek przywiązania do kraju, czy polskości. Kształtowani na autorytetach Wojewódzkiego, Urbana, raperów z blokowiska, czy w ogóle na wszelkie świętości plujący. To właśnie Ci ludzie są motorem napędowym dla ugrupowania palikociarzy. „Młodzi, wykształceni”, którzy pragną państwa takiego jak na Zachodzie, wraz z podobnym poluzowaniem społecznych więzów i obyczajowym wyzwoleniem. A Palikot daje im prostą metodę na jego zbudowanie: legalizować marihuanę, więcej skrobać, regulować homozwiązki, zwalczać kler. Proste.

Co jednak na chwile obecną młodzi ów widzą w naszym kraju? Dziurawe drogi, polską odmianę katolicyzmu (w którym płycizna miesza się z hipokryzją i obłudą), kulawe państwo i patriotyzm przedstawiony jako pomniejsze zidiocenie. „MWzWM” chcą dookoła zachodnioeuropejskiej mody, a nie lokalnego smrodku. W jakiś czas temu wśród moich znajomych na facebook’u rozgorzała dyskusja o pozycji i roli „kleru” w społeczeństwie. Jedna z osób stanowczo opowiadała za „dokończeniem rozdziały Kościoła od państwa”. Z kolejno dodawanych komentarzy wynikało, że ów ktoś, pomimo zadeklarowanej religijności, oburzył się na pazerność księdza, który za ochrzczenie nowego członka rodziny zainkasował 200zł. Znając normy parafialne, z jakimi ja się spotkałem to faktycznie trochę sporo. W sprawie budzi jednak kontrowersję coś innego.

Wyobraźmy sobie na chwilę, taką oto sytuację. Czy gdyby Kościół był oddzielony od państwa „na maksa”, to… no właśnie, to co? Stawka chrzcielna byłaby mniejsza? Chrzty byłyby refinansowane przez państwo? Jeśli iść logiką, zgodnie z którą Kościół działa jako przedsiębiorstwo (chociaż tak nie jest) to całość spostrzeżeń ów osoby należałoby przywdziać stwierdzeniem, że w momencie, w którym Kościół traci źródło państwowych dotacji, to utracony zysk będzie pragnął odbić sobie w podwyższeniu cennika liturgicznego. Czyli chrzest nie kosztowałby 200zł, a przykładowo 250zł (!).

Prezentuję ten przykład jako laboratoryjną próbkę. Taki właśnie dzisiaj schemat rozumowania – odzwierciedlający m/w inteligencję ameb – dominuje pośród wyborców Palikota. Chamski antyklerykalizm (niewystępujący w tak plebejskiej formie nigdzie pośród polityków socjaldemokratycznych w zachodniej części Europy), granie na niskich emocjach, odwoływanie się do niewiedzy, puszczanie w kanał banalnych haseł, w większości nierozumianych przez odbiorców („młodzi i wykształceni” wyborcy Palikota, to jednak w większej mierze dyletanci, o poziomie wiedzy przedwojennych gimnazjalistów). Trzeba umieć powiedzieć: „dosyć”! Trzeba w końcu pewnym przeinaczeniom zadać kłam.

Zaufanie po gwałcie

„W Polsce mamy jeden z najniższych w Europie współczynników społecznego zaufania (…) Wynika to z obecności Kościoła w sferze publicznej; Kościół na braku zaufania gra…” – stwierdza autorytatywnie Janusz Palikot. I większość społeczeństwa rozumuje tak: no faktycznie, na Zachodzie kościoły wymarły (a od 2004r. Polacy mają możliwość trochę ten „zachód” pozwiedzać) i ludzie są dla siebie milsi, bardziej otwarci; a u nas paździerz – sąsiad sąsiada utopiłby w łyżce wody; ten Jasiek z Biłgoraja to „mądrze godo”. Niestety nie. Palikot „mądrze nie godo”. A tak mówiąc szczerze to gada zupełnie bez sensu.

Niski poziom kapitału społecznego to wynikowa anormalnej historii, jaka doświadczała nasz naród i kraj. Na przełomie ostatnich trzystu lat nie mieliśmy nie tylko normalnego państwa, ale też cywilizowanych relacji z sąsiadami. Każde kolejne powstanie, czy wojna kończyły się eksterminacjami (głównie najwartościowszych społecznych komórek), łapanką, wczasami na Syberii lub w Kazachstanie. Ostatnie półwiecze (którego „młodzi, wykształceni” nie mogą pamiętać, bo przecież historią się brzydzą) to nieustanne pompowanie do społecznego nurtu antywartości. Cnoty męstwa, odwagi, indywidualizmu, czy społecznikostwa utrącano. Donosicielstwo, krętactwo czy ześwinienie odwrotnie – premiowano. Przy takim zabiegu na „żywym organizmie społecznym” doprawdy trudno o wysoki poziom społecznego zaufania. W ogóle trudno o normalne społeczeństwo.

Polacy po takim przetrąceniu karków bardziej przypominają ofiarę gwałtu, która oprócz ogromnego poczucia winy za „sprowokowanie swoim zachowaniem” zdarzenia, wykazuje paranoiczny lęk przed wchodzeniem w kontakt z obcymi. Zamykając się najchętniej w czterech ścianach, w których nic złego z założenia stać się jej nie może, ofiara czuje się bezpieczna. Takim porównaniem – już prędzej – można wytłumaczyć brak postawy obywatelskiej i stan wzajemnej ufności Polaków, na średnim poziomie kraju postsowieckiego.

Z drugiej strony, o jakim podwyższaniu zaufania społecznego w wykonaniu Palikota możemy mówić? Czy partia, z którą sympatyzują Jerzy Urban oraz mordercy ks. Popiełuszki, może wpływać na pomnożenie społecznego zaufania (o ile morderców jakimkolwiek zaufaniem darzyć można)? Przecież absurdalność tego zestawienia jest tak przytłaczająca, że może ona chwytać, albo skończonych kretynów, albo inteligentów po wulkanizacji. Rolę Kościoła w opisanym powyżej procesie, można opisać dodatnio. Przez pryzmat katalizatora. To dzięki moralnemu drogowskazowi, jaki zbudował w okresie PRL-u Kościół pod berłem kard. Wyszyńskiego, Polacy nie ulegli do reszty demoralizacji, jak stało się to chociażby z Rosjanami, Białorusinami, czy innymi nacjami zniewolonymi komunizmem. Doprawdy, jak przepełnionym obłudą, cynizmem i złą wolą trzeba być szarlatanem, aby w ten sposób odwracać kota ogonem?

Rozdział od państwa, czy myślenia od mózgu?

Z kim nie porozmawiać teraz (zwłaszcza wśród młodych), wszyscy chcą „budowy państwa świeckiego” i „rozdziału Kościoła od państwa”. Jest tylko jeden problem – Rzeczpospolita Polska już jest państwem świeckim. I jakby tego było mało, rozdział Kościoła od państwa już u nas przeprowadzono. Po raz pierwszy Konstytucją Trzeciego Maja. A każda kolejna ustawa zasadnicza stan ten powtarzała. No tak, ale jak to wytłumaczyć komuś, kto wiedzę o świecie czerpie ze „szkoły Palikota”? Pokrótce więc.

Zasada rozdziału Kościoła od państwa zainicjowana została w oświeceniowej Francji. Miała ona swoje uzasadnienie i w znacznej mierze sprowadzała się do rozdziału instytucjonalnego. W tym czasie teoretyczne ujęcie państwa zupełnie się zmieniło (suwerenem stawał się naród, a nie monarcha czy pewna grupa społeczna). Mało kto również zdaje sobie sprawę z faktu, że w tym samym czasie narodziła się idea, aby Kościół i duchowieństwo przeszli na utrzymanie państwa. Z tej jednak racji, że pomysł pączkował we Francji, to właśnie w tym kraju wizje te ucieleśniono w najbardziej skrajnej postaci.

Współcześnie jednak w innych krajach Europy Zachodniej relacje państwa i kościoła kształtują się na zasadzie współpracy przyjaznej. Jak głosiła doktryna kościelna Vaticanum II, zawarta w Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie Współczesnym, relacja państwa i Kościoła (katolickiego) powinna opierać się na zasadzie „autonomii i poszanowania”. W tzw. jednak sprawach wspólnych (res mixte) władze świeckie powinny współdziałać (np. ożenki, pogrzeby, kształtowanie postaw etycznych obywateli), gdyż zgodne jest to z „dobrem człowieka i dobrem wspólnym”. W większości państw Europy separacja państwa i kościoła ma charakter skoordynowany, przyjazny właśnie (w takich m/w słowach relację tę ujmuję polski Konkordat).

Kilka przykładów. W Niemczech, pomimo płacenia przez wiernych dość pokaźnego, dodatkowego i obowiązkowego podatku kościelnego, pozycja kościołów luterańskiego i katolickiego jest bardzo silna. Od episkopatów społeczeństwo wręcz wymaga, aby zabierało ono głos we wszystkich sprawach na styku etyki i polityki. Religia jest również przedmiotem nauczania w szkołach. Podobnie rzecz ma się z Danią, Wielką Brytanią i Irlandią. W tej ostatniej wszystkie szkoły są prowadzone przez Kościół katolicki, który – co rzez zrozumiała – realizuje program nauczania ustalony przez państwo. W całej Europie zresztą znany jest dość powszechnie bardzo wysoki poziom nauczania szkół katolickich (prezydent Sarkozy skończył np. Cours Saint-Louis de Monceau – kuźnię kadr dla francuskiej administracji).

Również sporo mniej kontrowersji budzi kwestia finansowania kościoła. Oprócz wspomnianego już wcześniej systemu niemieckiego, można wspomnieć również o innych. W Anglii – gdzie rozdział kościoła i państwa jest wręcz iluzoryczny (część duchownych protestanckich ma zapewnioną stałą liczbę miejsc w Izbie Lordów) – kościół ma własne źródła finansowania (beneficja), a państwo dokłada się tylko na utrzymywanie zabytków kościelnych, traktowanych jako dobra narodowe. Identyczny stan rzeczy ma się we Francji. To tam 90% infrastruktury kościelnej posiada status dobra historycznego i jest utrzymywane przez rząd. Duński kościół luterański (podobnie jak angielski) posiada konstytucyjną rangę kościoła narodowego i tym samym uzyskuje wsparcie od państwa (podobnie sprawa ta przedstawia się w Polsce). We Włoszech obywatele mogą przekazać 0,08% swojego podatku na wybrany związek wyznaniowy. Z kolei na Słowacji i w Czechach kościoły w całości finansowane są przez państwo. Jak więc widać, nie istnieje żaden uśredniony europejski model rozdziału.

Ale sprawy nie sprowadzają się tylko do kwestii pieniędzy. Przykładowo brytyjskie radio „BBC” jest prawnie zobowiązane do transmisji liturgii kościelnych oraz przeznaczanie części czasu antenowego na programy o tematyce religijnej. Podobny stan rzeczy występuje w – wydawałoby się, że jednak skrajnie zeświecczonej – Danii (publiczne radio oraz telewizja retransmitują nabożeństwa i nikt nie musi wpisywać do ustawy normy o „krzewieniu wartości chrześcijańskich”). Warto w tym miejscu przypomnieć, że postulat transmisji mszy św. był jednym z tzw. „21 postulatów” robotników, strajkujących w 1980r. w Stoczni Gdańskiej. Czy zatem Ruchowi Poparcia Palikota chodzi o to, aby odwrócić się od solidarnościowej tradycji i budować narodową tożsamość (jeśli w ogóle taki twór jak naród Palikot uznaje) na zaprzaństwie czy innym, niedookreślonym jeszcze tworze?

Polskie rozwiązania w zakresie sytuacji Kościoła i państwa nie różnią się bardzo od tych europejskich. Przeciwnie, ułożenie stosunków państwo – kościół przyjmuje jeszcze skrajniejsze postacie np. w Grecji (gdzie rozdziału Kościoła od państwa w ogóle nie ma). W Finlandii cerkiew i Kościół luterański mają status religii państwowych. Do 2000r. taki sam status Kościół luterański posiadał w Szwecji. Trochę bardziej zagmatwana sytuacja występuje w Hiszpanii. Ale wynika to bardziej z innej historycznej sytuacji Kościoła, który uwikłany był po jednej ze stron konfliktu wojny domowej lat 1936 -39.

W Polsce zaś – przeciwnie. Kościół – czy to w czasie okupacji hitlerowskiej, czy radzieckiej – ani przez chwilę nie wahał się po której stronie stanąć. Nie zhańbił się kolaboracją, uległości, czy układnością. Do końca wytrwał po stronie narodu, ludu. Z jakich w takim razie przyczyn miałby dzisiaj występować z pozycji defensywnych i tłumaczyć się z tego, że chce być obecny w przestrzeni publicznej?

Dobry Wujek Jaruzelski

Zaprezentowany powyżej „skrótowiec” siłą rzeczy nie może wyczerpywać kompleksowo tematu. W celu zgłębienia wiedzy odsyłam do specjalistycznej literatury.

To, na czym „jedzie” Palikot i jego zbieranina, to w większości sprawa finansów polskiego Kościoła. Nie wina to lubelskiego posła, że mamy społeczeństwo takie, jakie mamy. Zawistne i małostkowe. Którego jednym z ulubionych zajęć na rodzinnych przyjęciach jest obrabianie przysłowiowej… gitary wikariuszom i proboszczom. A także wyliczanie im pieniędzy i luksusów. „Ksiądz to ma tyle piniondzów, a prostemu człowiekowi nie da”. Kwestie finansowe to niewątpliwie najtwardszy rdzeń palikotowego antyklerykalizmu. Sprawa jest niewątpliwie złożona, ale po kolei.

Zacznijmy od tego, że – a o czym ludzie Palikot w swojej ignorancji i dyletantyzmie nie dostrzegają – zasada rozdziału kościoła od państwa działa w dwie strony. Kościół nie wciska duchownych do państwowych instytucji. Ale również państwo nie czyni „wjazdów” do spraw kościoła. Z tego wynika poniekąd dość duża autonomia tej instytucji w sprawach finansowych. Być może i za duża. Duchowni płacą bowiem oddzielny (relatywnie mniejszy) zryczałtowany podatek dochodowy (tym samym od opodatkowania zwolniona jest tzw. taca, czy też pieniądze z wykonywania „prawa stuły”). Są oni również zwolnieni od części innych danin publicznych. Wzbudzająca sporo kontrowersji Komisja Majątkowa, zajmowała się zaś niczym innym, jak tylko zwrotem zagrabionego przez komunistyczny rząd w latach czterdziestych i pięćdziesiątych mienia (co w naturze udało się raptem w kilkunastu, bądź kilkudziesięciu procentach). Co oczywiste, wszelkie procedery przestępne związane z jej działalności należy wyjaśnić i osądzić. Tymczasem w mediach działalność Komisji przedstawiana jest niemalże, jako jawna grabież.

To, co w tej materii może budzić podejrzenia, to wyłączenie finansów kościoła spod procedur kontrolnych. Nie istnieje również jakakolwiek przejrzystość przychodów i rozchodów parafii, czy zakonów (nie są one jawne, ani ogólnodostępne). Wydaje się również, że wiele przywilejów, jakimi mogą cieszyć się duchowni w Polsce, nie znajduje uzasadnienia. Warto jednak sobie w tym miejscu zadać pytanie, kto te przywileje Kościołowi nadał? AWS, ZChN, a może – jakżeby mogło go w tym miejscu zabraknąć – Jarosław Kaczyński?! W żadnym wypadku. Ustawa regulująca status związków wyznaniowych w RP uchwalona została, gdy państwem kierował jeszcze Wojciech Jaruzelski, a rządowym ministrem był… Jerzy Urban (dzisiaj główny ideolog Ruchu Palikota). Akt prawny pochodzi bowiem z kwietnia 1989r. i był on niejako okupem, jaki zapłaciła komunistyczna władza za to, aby Kościół podżyrował bolesne zmiany społeczne (i gospodarcze), jakie ustalono w Magdalence.

Co do jednego można się zgodzić: potrzebna jest społeczna kontrola nad Kościołem oraz pełna przejrzystość jego finansów. Tak, jak to jest regułą w zachodnich państwach, w których w żadnym wypadku kościół nie wzbudza takiej niechęci, czy wręcz agresji co na nadwiślańskim podwórku. Istnieje ponadto całe spektrum spraw, które w relacji państwo – kościół powinny być renegocjowane, albo uregulowane w jakiś sensowny sposób. Cały pożytek z palikotowej zbieraniny może być właśnie taki, że biskupi przebudzą się z letargu i otworzą na dialog. Miejmy nadzieję.

Neutralność, równowaga, a może coś jeszcze innego?

A co w kwestii tzw. neutralności światopoglądowej państwa mówi nasza ustawa zasadnicza? W polskiej konstytucji nie zawarto normy o regule takiej prawiącej. Art. 25 ust. 2 stwierdza bowiem coś innego. Zacytujmy: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Szczególnie końcówka tego przepisu dość wyraźnie precyzuje kwestię obecności symboli religijnych w życiu publicznym. Bardziej klarownie ująć się tego już nie da. Zresztą, nie jest to jakieś rozwiązanie swoiste. Oczywiście, zawsze znajdą się kontestatorzy, którzy zapieją, że „miejsce krzyża jest w kościele, a drewna w lesie”. Ale czyż nie jest równie prawdziwym stwierdzenie, że miejsce świń jest w chlewie... a przecież aż czterdzieści po ostatnich wyborach znalazło się w Sejmie?

Osobiście nie jestem w stanie pojąć skąd w części Polaków taka agresja do Kościoła. Rozumiem, że pewne zachowania księży, czy innych duchownych mogą generować jakieś osobiste zatargi. Jednak nie aż w tak globalnej skali. Czasami mam jednak wrażenie, że w głównej mierze to wyniesiona z ubeckich domów nienawiść do religii (zwłaszcza katolickiej) kiełkuje w nowym pokoleniu taką porcją jadu. Rozumiem też, że pewnym kręgom na rękę jest wzniecenie nowej wojny religijnej. Rzecz jasna pod szyldem „walki o postęp”.

Uświadommy sobie, że np. w takiej Szwajcarii krzyż ma prawo wisieć na salach sądowych. Z czego wynika ten „bezprzykładny skandal” i „wpychanie się kleru do szwajcarskiej sfery publicznej”? W głównej mierze z mentalności i historii samych Szwajcarów, którzy zbudowali swoje społeczeństwo na daleko posuniętej tolerancji religijnej i optowaniu za spokojem społecznym. Co by się stało, gdyby do takiego kraju Helwetów zawitała ze swoją antykrucjatą dajmy na to – prof. Magdalena Środa? Stawiam dobrą butelkę trunku, że zostałaby zapakowana w klatkę i cichaczem odesłana kurierem do Polski. Doprawdy, wojny religijne to ostatnia rzecz, jakiej społeczeństwo zachodnim dzisiaj potrzeba. To tylko Polacy – zapatrzeni w mistyczny Zachód jak cielęta w trawę – gotowi są wyzuć się z własnej tradycji, religii i narodowych symboli, by tylko pokazać, jak europejscy już są. I niewiadomo, czy owo zakompleksienie w większym stopniu dotyka tzw. prostego ludu, czy jego zastępczych elit?

Jak ma więc wyglądać polski model rozdzielenia Kościoła i państwa? Czy religia ma być obecna w szkołach? Mówię tak. Czy katecheci powinni być wynagradzani za to z publicznych pieniędzy. Tak – „godzien jest robotnik zapłaty swojej”. Poza tym, te publiczne pieniądze pochodzą w większości od osób z religią katolicką w większej lub mniejszej mierze się utożsamiających (do 1997r. katecheci przez państwo w ogóle nie byli opłacani). Według wizji Palikota i innych dyżurnych antyklerykałów państwo „prawdziwie świeckie” wyłączyłoby np. śluby kościelne, a tym samym uniemożliwiło podniesienie milionom Polaków tej instytucji prawnej do rangi sakramentu. Naprawdę takie to nowoczesne, ograniczać podstawowe prawo człowieka do zawarcia związku małżeńskiego przed duchownym? Czy państwo powinno łożyć na takie uczelnie jak Katolicki Uniwersytet Lubelski, czy Uniwersytet Teologiczny w Krakowie? Cóż za pytanie, w kontekście faktu, że mówimy o uczelniach wyższych, które państwo siłą rzeczy powinno wspierać ex definitiones, a nie deprecjonować.

To, co oferuje nam Palikot to nie żadne państwo świeckie. To państwo istnie ateistyczne. Takie jak Korea Północna, a niegdyś Związek Radziecki. Nawet najwięksi filozofowie współczesnej Europy (w tym np. ateista Jurgen Habermas, czy kiedyś Roman Dmowski – również ateista) dość jednoznacznie stwierdzają, że chrześcijaństwo jest tak silną wartością w życiu europejskich społeczeństw, że jego umniejszanie, czy wręcz wyplewienie ze struktur państwa jest nie tylko niewskazane, ale wręcz szkodliwe.

Przedłużenie Tuska

Cóż więc pozostaje rzecz nieprzyjaciołom od Palikota? W głównej mierze zalecić pokaźną porcję dokształcenia w temacie, o którym – co należy stwierdzić z bólem – nie mają większego pojęcia. W dalszej zaś, wyjaśnić że to nie religia jest czynnikiem hamującym postęp cywilizacyjny kraju. Milton Friedman rzekł onegdaj, że Polska popełnia wielki błąd, gdyż „chcąc być bogata nie zachowuje się tak, jak kraje bogate wtedy, gdy były biedne, lecz odwrotnie”. Kraje zachodniej Europy swój dobrobyt i obecny poziom cywilizacyjny osiągnęły nie w drodze odrzucenia Boga i religii, ale właśnie dzięki nim. Mamy tutaj do czynienia z klasycznym odwróceniem przyczyny i skutku. To, co obserwujemy we współczesnej Europie Zachodniej, to zmierzch i dekadencja wypracowanego przez ostatnie stulecia wzorca kulturowego. Siłą rzeczy nie jestem w stanie opisać tutaj całości tego zjawiska.

Ronald Reagan zapytany kiedyś na konferencji prasowej o to, czego potrzeba Związkowi Radzieckiemu, aby podniósł się z kolan, odparł że ten kraj nie potrzebuje pierestrojki, tylko nawrócenia. Polskę nie gnębi „okupacja Watykanu”, „państwo wyznaniowe kleru”, czy jeszcze coś innego, które nie pozwalają parom jednopłciowym budować zdrowego społeczeństwa przez dotwarzania obywateli przez in vitro. W Polsce brakuje elementarnego ładu moralnego, poczucia sprawiedliwości, odpowiedzialności i kontroli władzy. Kontroli, która w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich nie sprowadza się do wrzucenia raz na kilka lat kartki z krzyżykiem do urny, ale uosabia się w realnym uczestnictwie każdego obywatela w codziennej pracy i utrwalania poczucia odpowiedzialności za kraj. W takich państwach jak Włochy, Niemcy, Francja czy Belgia to właśnie na poziomie parafii budowany jest kapitał społecznego zaufania, dzięki któremu społeczeństwo zasilane jest szeregiem świadomych obywateli, gotowych do jego systematycznego wzmacniania. To właśnie religie chrześcijańskie budują zręby systemu moralnego, przynajmniej tak działo się na przełomie ostatnich wieków w Europie. Gdy weźmie się na porównanie chrześcijanina z Francji, czy Niemiec i katolika z Polski to badania poziomu moralności wypadnie druzgocąco niekorzystnie dla nas. I nie wina w tym Kościoła katolickiego, tylko naszej przeszłości, mentalności i doświadczeń. Doprawdy trudno doszukać się logiki w stwierdzeniach, że bez osiągnięcia takiego samego poziomu rozwodów, czy wyskrobanych płodów co np. we Francji, nie będziemy w stanie wznieść nowoczesnego państwa (sic!). Rozpoczęcie „budowy postępu” od projektów: zdjęcia krzyża, nowelizacji ustawy antyaborcyjnej, legalizacji homozwiązków – bardziej każe myśleć, co innego. To mianowicie, że stał się Palikot owym gumowym atrybutem, trzymanym kiedyś w ręku, który dzisiaj symbolizuje przedłużenie jurysdykcji Donada Tuska w Sejmie.

A co by się stało, gdyby osobnik pokroju Palikota Janusza pojawił się ze swoim ugrupowaniu w jakimś kraju zachodniej demokracji? Zapewne zawinięto by go w kaftan i wyprowadzono na badania. I myślę, że to jest jakaś alternatywa. Druga okazać się może jeszcze drastyczniejsza. Gdy owe palikotowe hordy „młodych i wykształconych” zorientują się, że zburzenie ostatniego kościoła i spalenie ostatniego krzyża nie spowodowało, że autostrady przybywały w tempie szybszym, a państwo nadal bardziej przypomina wrak, niż trałowca, wówczas może zacząć się rewolucja. Która jak wiadomo lubi zjadać własne dzieci. Wtedy to głowa Palikota może spaść. Jako pierwsza.

 

Za wykonanie fotografie chciałby podziękować Jadwidze M. Narutowicz. Mają one celu wyrażenie swoistej ekspresji artystycznej w formie skrajnie niestandardowej.

Zobacz galerię zdjęć:

Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz. Zdjęcia dzięki uprzejmości Jadwigi M. Narutowicz
Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka