Z nieskrywaną satysfakcją przyjąłem informację, że Konferencja Episkopatu Polski przyjęła wspólne stanowisko w sprawie zmiany zasad finansowania Kościoła rzymsko-katolickiego. Jeden procent podatku dochodowego miałby być fakultatywnie oddawany przez obywateli na finansowanie działalności związków wyznaniowych. Tym samym ciężar materialnej odpowiedzialności za funkcjonowanie Kościoła zostałby przerzucony na samych wiernych, deklarujących swoją wiarę, jako katolicką, dobrowolnie wyrażających chęć takiego właśnie rozdysponowanie podatku.
Wczoraj dobrze, dzisiaj do luftu
Podobne rozwiązanie, do tego zaoferowanego wczoraj, wdrożono np. we Włoszech. Tam wysokość przekazywanego przez obywateli podatku plasuje się na poziomie 0,8% podatku dochodowego. Wydawałoby się, że ruch biskupów to strzał w dziesiątkę. Po pierwsze w z tego względu, że wybija antyreligijnym pałkarzom dość zgrabny argument z rąk. Taki mianowicie, że Kościół skupiony jest na obronie stanu swojego posiadania i w dalszym ciągu chce żyć na państwowym cycku. W dalszej kolejności Episkopat pokazał koniec końców, że nie jest jedynie stetryczałą wersją radziecką politbiura, ale również instytucją, która w momentach wyczekiwania jest zdolna do zabierania głosu w istotnych dla siebie i społeczeństwa kwestiach.
Niestety, rozwiązanie początkowo chwalone za odwagę (polecam wczorajsze wydanie „Wiadomości TVP”), po nocnym czuwaniu części polityków i dziennikarzy, dzisiaj zostało potępione w czambuł. Od przedstawiciela prezydenta („Ja jestem zdziwiony (..) Myślałem, że skoro kościół odzyskuje mienie, to ten Fundusz [Kościelny] powinien zostać zlikwidowany. Teraz słyszę, że ma zostać zastąpiony czymś znacznie obszerniejszym i pochodzącym z budżetu państwa, bo to nie jest dobrowolna ofiara, a uszczuplenie dochodów państwa” – Tomasz Nałęcz), przez Sojusz Lewicy Demokratycznej („To jest wyjątkowa hipokryzja, to co zaproponował Kościół. Ja rozumiem, żeby oni zaproponowali to, co jest w Niemczech, a czego oni się boją jak ognia, mianowicie żeby się wierni dodatkowo opodatkowali na kościół, w minimalnej kwocie. A nie sięgać do wspólnej kasy, tylko inaczej” – Marek Siewiec; ten od „pobłogosławionej ziemi kaliskiej”) skończywszy rzecz jasna na Ruch Zaparcia Palikota („Jak łatwo policzyć, kościół byłby 300 mln do przodu, a nie chodzi o to, żeby kościołowi dokładać” – Andrzej Rozenek).
Do sieci bluzgnąć musiała również funkcjonariuszka Departamentu IV „GW” – Agata Nowakowska. „Biskupi chcą od podatników 600 mln. Rocznie” – grzmi publicystka z papieru najbardziej obiektywnego pisma od 1208r. Strachów jednak na samym tytule nie koniec. „Biskupi chcą aby na Kościół katolicki lub inny można było przeznaczyć 1 proc. podatku. W zamian Kościół zgodziłby się na likwidację Funduszu Kościelnego, z którego dzisiaj opłacane są m.in. składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne duchownych wszystkich Kościołów, nie tylko katolickich. To według hierarchów jest »reforma finansów Kościoła«. Biskupi nie dodają jednak, że zwiększy to strumień pieniędzy dla nich, kosztem budżetu państwa. Bo Fundusz Kościelny to dzisiaj 90 mln zł, a z 1 proc. można pozyskać nawet 600 mln zł. Zysk dla Kościołów - ponad 0,5 mld zł!”. No nie, obok takiej niegodziwości nie można przejść obojętnie!
Dla redaktorki „Wyborczej” jednym słusznym rozwiązaniem jest zwyczajne dodatkowe opodatkowanie Kościoła. Dziwne, bo pisze to dziennikarka gazety, która na sztandarach jak mało które hasło eksponuje postulat rozdziału Kościoła od państwa. Zapewne zdziwieniem dla red. Nowakowskiej będzie fakt, że ów idea wyraża się między innymi tym, że państwo nie może kłaść łapy na majątku Kościoła. Jak rozdzielamy, to rozdzielamy na wszystkie możliwe sposoby, nie wyłączając podatków. Tymczasem wydaje się, że rozumienie hasła, na której od jakiegoś czasu trwa hodowla palikocistów rozumiane ma być nie tak, jak rozumiano je od XVIII w., ale tak jak to jest w danej chwili wygodne.
Zrzutka katolików
W tekście Nowakowskiej jest również wiele przekłamań i niedopowiedzeń. Pierwszy z brzegu przykład, to sugestia, że dodatkowy 1% podatku miałby iść na finansowanie tylko Kościoła katolickiego (w pierwszym z cytowanych zdań sugestii tej nie ma; pojawia się zdanie dalej). Tymczasem biskupi zadeklarowali, że chodzić miałoby o jakiekolwiek związek wyznaniowy lub kościół o uregulowanej względem RP sytuacji prawnej.
Parę rzeczy zdaje się formacji umysłowej, pokroju redaktorów „GW” nie mieścić w głowie. Że owe 90 mln zł z pieniędzy Funduszu Kościelnego, okazuje się sumą diametralnie niską, w porównaniu do tego, co sami katolicy mogliby Kościołowi ofiarować, gdyby mieli prawo decydować o swoim podatku dochodowym w jednym zaledwie procencie. Okazuje się, ze gdyby wszyscy deklarujący się jako katolicy przeznaczyli wzmiankowaną kwotę na potrzeby Kościoła (co przecież jest postulatem nie tylko racjonalnym, ale również modernistycznym), to majątek tegoż Kościoła wzrósłby wielokrotnie.
Ups! Przypomina mi się sławetna anegdota o rzymskich senatorach, którzy rozporządzili, aby każdy obywatel Rzymu nosił odróżniającą go od nieobywatela szatę, by rychło – zobaczywszy efekty – się z owego pomysłu wycofać… Okazało się bowiem, że obywateli rzymskich jest trzykrotnie mniej od plebejuszy i niewolników, co w każdej chwili mogło stać się iskrą na beczce prochu. Podobnie z odwiecznym problemem finansowania Kościoła. Po niedługich kalkulacjach biskupów okazuje się, że przekazywane z budżetu państwa środki nijak się mają (są mniejsze) do pozycji społecznej katolików. Gdyby tylko każdy z tzw. praktykujących katolików (ok. 40% Polaków) przekazał 1% swojego podatku swojemu Kościołowi, okazałoby się, że uposażenie finansowe kleru osiąga czterokrotnie wyższe wartości, niż budżet Funduszu Kościelnego.
Bitewny amok, a nie racje
Propozycja Episkopatu jest oczywiście tylko źdźbłem w spichlerzu. Nierozwiązane w dalszym ciągu pozostają kwestie finansowania kapelanów wojskowych, szpitalnych i innych. W mojej ocenie rozsądnym wyjściem byłoby przerzucenie wynagrodzeń właśnie na proponowany „jeden procent”. Nie do końca natomiast jestem przekonany, czy inny projekt (nałożenia autonomicznego podatku kościelnego) byłby rozwiązaniem właściwym. Stwarzałby on bowiem nieuzasadnione dodatkowe obciążenie dla wyznawców danej religii, a w oczywisty sposób faworyzował bezwyznaniowość. Tym samym, raz – wyraźnie zniechęcałoby to do instytucjonalnego Kościoła (co widać na przykładzie Niemiec, gdzie podatek kościelny jest jednym z głównym czynników odpływu wiernych), dwa – łamało by to konstytucyjną zasadę neutralności państwa (przepisy podatkowe bezwyznaniowość stawiałyby ponad inne religie). Poza tym, takie rozwiązanie funkcjonuje w zasadzie tylko we wspomnianych wyżej Niemczech. I wydaje się być o tyle nietrafione, że poziom materialny naszych zachodnich sąsiadów wydaje się być o wiele znaczniejszy, niż nasz.
Znajomy ksiądz opowiadał mi ostatnio, jak w ostatnich miesiącach polskie parafie przeżywają „zalew” aktów apostazji. Tyle, że nie krajowych, ale zagranicznych, tj. przesyłanych przez niemieckie parafie polskim. Obowiązek płacenia podatku wyznaniowego w wysokości kilkudziesięciu euro sprawił, że wielu Polaków, którzy po 1 maja wyjechali na saksy za Odrę, w rubryce „religia” zostawia puste pole. Głównie z wrodzonego, nadwiślańskiego cwaniactwa i chęci przyoszczędzenia paru groszy. Ale również z bardzo luźnego „przywiązania” do Kościoła jako takiego. Sporo ów proceder również mówi o polskiej religijności (co może obawy red. Nowakowskiej o owych 600 mln złotych nieco stępić, corragio!).
Jest jeszcze coś – przeszłość. Kościół w Polsce – poza ogólnoświatową falą pedofilii przepływającą przezeń – naprawdę nie ma się czego wstydzić w swojej najnowszej historii. W czasach peerelowskiego zniewolenia był ostoją narodowego ducha, wolności i patriotyzmu. To sytuacja o tyleż unikatowa, że w przeciwieństwie np. do Hiszpanii, nie musi się tłumaczyć z wątpliwych moralnie aliansów z dyktatorskim reżymem. Z jakich w takim razie powodów miałby być obciążony dodatkową daniną?
Jak widać jednak pewnych środowisk nie da się zwyczajnie usatysfakcjonować. I nie jest ważne, czy padnie na prymitywnego lewaka, polityka, czy redakcyjnego funkcjonariusza. Nieistotne, co w danej sprawie jest racjonalne, a co nie. Ważne, żeby siepać. Nawet – a może i najlepiej – na oślep.
P.S. – Temat podejścia palikociarzy i ludzi lewicy do spraw finansowania Kościoła i jego – jak sami twierdzą – rozdziału od państwa, to z pewnością temat na większą notkę. W przeciągu najbliższych dwóch tygodni zobowiązuję się ją popełnić. Gdyż – primo, powinienem był już to zrobić dawno. Secundo – w sprawie narosło już tak wiele demagogii i nieścisłości, że żal doprawdy pewnych argumentów wysłuchiwać.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka